Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Jak nie przerywać ryzykowania?

Forum poświęcone: nerwicy lękowej, atakom paniki, agorafobii, hipochondrii (wkręcaniu sobie chorób), strach przed "czymś tam" i ogólnie stanom lękowym np. lęk wolnopłynący.
Możesz dopisać się do istniejącego już tematu lub po prostu stworzyć nowy.
Tutaj umieszczamy swoje objawy, historie, przeżycia. Dzielimy się doświadczeniami i jednocześnie znajdując ulgę dajemy innym pocieszenie oraz swego rodzaju ulgę, że nie są sami.
ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
weird_thoughts
Odważny i aktywny forumowicz
Posty: 300
Rejestracja: 12 września 2017, o 17:57

26 listopada 2018, o 23:59

Nie wiem czy dobrze określę to co mam na myśli.
Zauważyłam, że jakoś 'dziwnie' traktuję ryzykownie. Wyjdę gdzieś, zostanę sama (z czym miałam największy problem), przepuszczę atak paniki, pokonam trudność, której wcześniej sobie nie wyobrażałam, ale nie traktuję tego jako sukces. Nie idę do przodu.
Znów siedzę w domu, czytam, oglądam seriale, robię inne rzeczy, ale w kwestii ryzykowania nerwicowego nic więcej do przodu (głównie w kwestii porzucania ciągłej kontroli). Bo mimo wszystko ciągle czuję lęk? Pewnie jeszcze tak, bo odburzenie to długi proces. Mam wrażenie, że nerwica przyzwyczaiła mnie do tego schematu 'bezpiecznej przystani', że lepiej stanąć w tym miejscu, w którym jestem teraz i nie ryzykować bardziej. Z drugiej strony to dla mnie nic wielkiego wyjść i sama nie wiem skąd tak dziwna postawa, bo chcę więcej. Gubi mnie takie wycofywanie się po małych sukcesach. Później myślę, że na ten większy krok to może jeszcze za wcześnie? Chciałabym się przeprowadzić, ale boję się że to za duże ryzyko - tutaj tradycyjnie mam myśli, że w innym mieście/kraju od razu dostanę derealizacji i innych wariacji, a przede wszystkim 'mojej ulubionej psychozy'.

Stanęłam w martwym punkcie, którego sama nie umiem dokładniej opisać. Może ktoś też miał lub ma podobny problem?
Awatar użytkownika
sennajawie
Hardcorowy "Ryzykant" Forum
Posty: 324
Rejestracja: 4 września 2018, o 02:54

27 listopada 2018, o 00:12

Hello 😁

Może faktycznie nie jesteś jeszcze gotowa na większy krok? Jak dla mnie sama utwierdziłaś się w tym martwym punkcie a tak naprawdę bardzo dobrze Ci idzie. Prawda jest taka że w nerwicy potrzeba cierpliwości, wiec nie spodziewaj się ze każda wygrana będzie satysfakcją, bo tak naprawdę to jest walka na "śmierć i życie " i któż normalny by się cieszył że np. ataku nie dostał 😔 jak dla mnie samo ryzykowanie to nie jest rzucanie się w wir lęku i stresowych sytuacji tylko właśnie krok po kroczku uświadamianie nerwicy gdzie jej miejsce. Jeśli nie masz gdzie i jak ryzykować, według mnie powinnaś się cieszyć. Doceniaj to co już dla siebie zrobiłaś, sam fakt że umiesz ryzykować i ogarniać lęki, ataki to jest wyczyn. Myślę że nie powinno się wytwarzać w życiu dodatkowych sytuacji, żeby się "przelamywac" no bo przecież trzeba. Życie Ci samo podsunie takie momenty gdzie będziesz czuła że jesteś już coraz dalej. Taki chwilowy przestój, wg mnie, nie jest niczym złym, a wręcz nawet koniecznością, żeby podświadomość załapała, zakotwiczyła nowe przekonania.
Chciałam pamiętać jak rozpaczliwa jest ciemność, by pełniej móc cieszyć się nowym światłem.

Nie walcz z nerwicą, przytul ją mocnym uściskiem :si

"Byłam zmęczona ciągłą introspekcją. Pragnęłam prostoty, a wpakowałam się w nowe komplikacje. Powoli, w bólach zrywałam z siebie kolejne warstwy odczuć i przeinaczeń. Bałam się, że gdy dojdę do końca nic już tam nie będzie. Tylko czarna dziura."
Awatar użytkownika
weird_thoughts
Odważny i aktywny forumowicz
Posty: 300
Rejestracja: 12 września 2017, o 17:57

27 listopada 2018, o 00:44

sennajawie pisze:
27 listopada 2018, o 00:12
Hello 😁

Może faktycznie nie jesteś jeszcze gotowa na większy krok? Jak dla mnie sama utwierdziłaś się w tym martwym punkcie a tak naprawdę bardzo dobrze Ci idzie. Prawda jest taka że w nerwicy potrzeba cierpliwości, wiec nie spodziewaj się ze każda wygrana będzie satysfakcją, bo tak naprawdę to jest walka na "śmierć i życie " i któż normalny by się cieszył że np. ataku nie dostał 😔 jak dla mnie samo ryzykowanie to nie jest rzucanie się w wir lęku i stresowych sytuacji tylko właśnie krok po kroczku uświadamianie nerwicy gdzie jej miejsce. Jeśli nie masz gdzie i jak ryzykować, według mnie powinnaś się cieszyć. Doceniaj to co już dla siebie zrobiłaś, sam fakt że umiesz ryzykować i ogarniać lęki, ataki to jest wyczyn. Myślę że nie powinno się wytwarzać w życiu dodatkowych sytuacji, żeby się "przelamywac" no bo przecież trzeba. Życie Ci samo podsunie takie momenty gdzie będziesz czuła że jesteś już coraz dalej. Taki chwilowy przestój, wg mnie, nie jest niczym złym, a wręcz nawet koniecznością, żeby podświadomość załapała, zakotwiczyła nowe przekonania.
Dzięki za odpowiedź :friend:

Największa moja niegotowość wynika z konika (aż się zrymowało :DD ) zwariowania. Mimo wszystkich postępów ciągle mam natręty z tym związane. Np. wczoraj dopadły mnie somaty - ciśnienie 170/90, ale mówię - to tylko nerwicowa pułapka, nie dam się. Przeszło w tak krótkim czasie, że sama się zdziwiłam. Z psychozą to mam wkręty prawie codziennie - krótsze, ale zdarza się moment, kiedy mnie odetnie. Choć to raczej nic dziwnego, bardziej mnie niepokoi fakt jak ciągle trzymam te monotematyczne natręty w sobie, mimo logicznych wytłumaczeń.

Ogólnie przed pierwszym atakiem paniki chciałam zmienić pracę, robić coś innego, później zostałam przy zleceniach, a od pewnego czasu jestem na etapie poszukiwania pracy, bo chcę więcej. Bliżej mi do 30, więc czas na stabilizację :D Szczególnie, że teraz z pracą nie ma problemu. Tylko co z tego jak się wycofuję, że może nie warto nic drastycznie zmieniać tak jak planowałam wcześniej.
Nie mam wsparcia w rodzicach, bo wiem że im nie spodoba się mój ewentualny wyjazd - zacznie się, że z takimi atakami to pewnie nic mi się nie uda. Znajomi nie wiedzą o nerwicy, więc nie mam za bardzo kogo poradzić się w tej kwestii czy z tym ryzykować.
Awatar użytkownika
sennajawie
Hardcorowy "Ryzykant" Forum
Posty: 324
Rejestracja: 4 września 2018, o 02:54

27 listopada 2018, o 01:25

Co do lęku przed chorobą psychiczną - może to dziwnie zabrzmi, ale ciesz się że to już ten etap! 😁
Ja "Konika" psychozy miałam najdłużej że wszystkich. Gdy ataki paniki ustały, dziwne lęki i somaty, zaczęłam żyć, wychodzić z domu, nie czytałam neta i objawów, inne sprawy weszły na pierwszy plan, ale gdy nagle wrócił jakiś objaw. No nie ma opcji, napewno choroba. Cóż z tego, że nerwica przechodzi, jak sobie na jakiś czas wraca, i wtedy myślisz, ja pierdziele, tak będzie do końca życia.

Ale to myślenie jest błędne. Raz to zaakceptowanie możliwych nawrotów, dwa zaakceptowanie że nerwica nie równa się choroba psychiczna. Nawroty to zdrowienie, a obawy przed chorobą to uzasadnione myśli, w końcu nie znamy świata, i polegamy na tym co empiryczne, więc wydaje nam się, że po tym wszystkim co przeżyliśmy, możliwe jest już wszystko. Tutaj wchodzi zaufanie do siebie - i do swoich objawów, to znaczy: nerwica się nie wyleje. Nie wybuchnie. Nie ma takiej możliwości, żeby coś nagle pieprznęło, i nam styki przepaliło. Więc zaufanie, że to co odczuwamy to 100% właśnie nerwica, a co wiemy z faktów i nauki, nerwica to nie choroba, jak i również w chorobę się nie przekształci.
A co do podejmowania przez Ciebie decyzji "odważniejszych" to nie zmusza się do niczego, przyjdzie taki moment, że poczujesz, że możesz wyjechać i nic Ci się nie stanie. Nie daj się ponaglać czasem, wiekiem, najważniejsze jest zdrowie, potem wszystko jest z górki 😁
Chciałam pamiętać jak rozpaczliwa jest ciemność, by pełniej móc cieszyć się nowym światłem.

Nie walcz z nerwicą, przytul ją mocnym uściskiem :si

"Byłam zmęczona ciągłą introspekcją. Pragnęłam prostoty, a wpakowałam się w nowe komplikacje. Powoli, w bólach zrywałam z siebie kolejne warstwy odczuć i przeinaczeń. Bałam się, że gdy dojdę do końca nic już tam nie będzie. Tylko czarna dziura."
Awatar użytkownika
weird_thoughts
Odważny i aktywny forumowicz
Posty: 300
Rejestracja: 12 września 2017, o 17:57

27 listopada 2018, o 02:18

Możliwe, że chcę sobie narzucić zbyt duże tempo. Jednak nie chcę zasiedzieć się w domu, bo każdy wie, że to szkodzi i człowiek zupełnie niepotrzebnie analizuje lęki i tworzy scenariusze. Zaakceptowałam bezsenność, wysoki puls, skoki ciśnienia, mdłości, bóle czegokolwiek. Obawy psychiczne chyba mają u mnie największe źródło w tym, że już przed nerwicą takie rzeczy wzbudzały we mnie pewien niepokój i bałam się (ale kto się nie boi?) utraty zmysłów. Nerwica pomnożyła mi to razy milion i jest jak jest.

Jednak nie lubię tego uczucia, że po małych sukcesach zaszywam się w domu i siedzę z kimś - przez co nie sprawdzam tego lęku przed przebywaniem samej i automatycznie wkręcam sobie natręt - i jak ty masz gdzieś wyjechać :roll:
życie
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 596
Rejestracja: 18 października 2017, o 09:26

27 listopada 2018, o 09:07

Musisz pozwolić sobie na to, że teraz jest tak, a nie inaczej. Zero wyrzutów sumienia.
W nerwicy nie chodzi tylko o to, aby ryzykować. Ale też o to, aby nauczyć się nie straszyć siebie, właśnie takimi myślami, że powinno się więcej. Nie chodzi, aby uciekać od nerwicy robiąc więcej i więcej i zapomnieć o niej.
Ja też ostatnio mialam taki etap, że wszystko mogłam robić na zewnątrz, a w domu nerwica się rozkręcała jak miałam chwilę wolnego. Co chwilę coś wymyślałam, aby nie siedzieć, bo wtedy myślałam, że nie ryzykuję i się cofnę. Dlatego ostatnio dużo czasu spędzam w domu. Nawet nie organizuje zbytnio czasu. W końcu potrafię położyć się pod kocykiem i się ponudzić. Bo zrozumiałam, że ludzie też tak spędzają czas i kiedyś też lubiłam tak spędzać czas. Najlepiej sama. A ja zaczęłam od tego uciekać. Myślę, że ty też za bardzo nakręciłaś się na ryzykowanie, a tak jak ja masz spokojne życie. Więc daj sobie spokój, że tylko ryzykując wyjdziesz z nerwicy.
Ja jestem teraz na etapie, że po prostu przestałam się sama straszyć i wymyślać co ja nie powinnam zrobić, aby ryzykować. Nie muszę już dużo ryzykować, bo zaufałam sobie i wiem, że poradzę sobie gdy przyjdzie gorsze samopoczucie. Wiem, że nawet jak by przyszedł atak paniki w trudnej sytuacji to nic mi nie zrobi, a mam prawo tak się czuć, bo to naturalne dla nas ludzi. Od kiedy zaczęłam stosować takie podejście, czuje, że mogę więcej. Pamiętaj, że my w nerwicy robimy wszystko praktycznie w jakimś tam procencie niż normalnie i nie możemy mieć z tego powodu wyrzuty sumienia
Bądź dobra dla siebie i zaufaj sobie. Puść kontrolę, czy ty na pewno ryzykujesz i, że powinnaś więcej ryzykować. Bo to kolejne błędne koło.
Wczoraj byłem bystry
i chciałem zmieniać świat.
Dziś jestem mądry,
więc zmieniam siebie.
Rumi
Awatar użytkownika
mike48
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 176
Rejestracja: 18 kwietnia 2018, o 21:17

27 listopada 2018, o 12:04

życie pisze:
27 listopada 2018, o 09:07
Dlatego ostatnio dużo czasu spędzam w domu. Nawet nie organizuje zbytnio czasu. W końcu potrafię położyć się pod kocykiem i się ponudzić. Bo zrozumiałam, że ludzie też tak spędzają czas i kiedyś też lubiłam tak spędzać czas.
O tak, dokładnie mam tak samo :) Dopiero po dłuższym czasie znowu potrafię po prostu "nic nie robić" i zrelaksować się byciem samym ze sobą. Od pierwszego ataku paniki przez kilka miesięcy nie potrafiłem bezczynnie siedzieć, bo każda taka sytuacja automatycznie podnosiła lęk. Po powrocie z pracy zaczynałem czuć się gorzej jak tylko wchodziłem do domu. Bo tryb obowiązku mi się wyłączał i włączał się tryb skupiania się na nerwicy, a nie na jakimś zajęciu. I tak na siłę szukałem czegokolwiek do robienia, a najlepiej poza domem. Na szczęście już mi to przeszło i chociaż fajnie jest jak mam jakieś zajęcie to już nie szukam i nie planuję go za wszelką cenę. Pozdrawiam ;luzz
Awatar użytkownika
Ciasteczko
Administrator
Posty: 2682
Rejestracja: 28 listopada 2012, o 01:01

27 listopada 2018, o 14:18

Stopniowe ogarnianie przełamywania się w kwestiach nerwicowych jest jak najbardziej okay, tak jak już zostało to wspomniane, wymyślanie sobie wyzwań na siłę nie jest koniecznością. To nie konkurs na szarpanie nerwów. Wydaje mi się, że strefa komfortu powinna być taka,by po prostu wystarczyła nam do satysfakcjonującego nas życia.
Natomiast, jeśli Twoim marzeniem jest wyprowadzić się i czujesz siłę takiej motywacji,radość z marzenia,to użyj tego jako mocy napędowej, a objawy wtedy są nieważne, bo masz na radarze cel. Choćby emocje i objawy szalały,jak wariaty to wiesz co robisz i po co i nagrodę masz za to doskonałą. Szanowanie swoich potrzeb w kwestii powolnego przełamywania się to jest rzecz ważna, ale nie musisz traktować siebie ostrożnie , jak jajka. Objawy to nie jest coś co zabija, dostaniesz dd/dp czy ataku paniki...no i co? To dostaniesz,whatever. No nie jest to miłe,ale nie oznacza końca świata. Podejście do objawów,a nie objawy, to jest jedyny problem i obszar do pracowania nad całą sprawą.
Odburzanie, to proces - wstajesz, upadasz, wstajesz, upadasz... ale upierasz się, że idziesz do przodu.
Każdy ma tę moc. Nie odkładaj życia na później. Nigdy. :hercio:
martinsonetto
Odburzony i pomocny użytkownik
Posty: 409
Rejestracja: 22 listopada 2017, o 16:21

27 listopada 2018, o 15:20

weird_thoughts pisze:
26 listopada 2018, o 23:59
Nie wiem czy dobrze określę to co mam na myśli.
Zauważyłam, że jakoś 'dziwnie' traktuję ryzykownie. Wyjdę gdzieś, zostanę sama (z czym miałam największy problem), przepuszczę atak paniki, pokonam trudność, której wcześniej sobie nie wyobrażałam, ale nie traktuję tego jako sukces. Nie idę do przodu.
Znów siedzę w domu, czytam, oglądam seriale, robię inne rzeczy, ale w kwestii ryzykowania nerwicowego nic więcej do przodu (głównie w kwestii porzucania ciągłej kontroli). Bo mimo wszystko ciągle czuję lęk? Pewnie jeszcze tak, bo odburzenie to długi proces. Mam wrażenie, że nerwica przyzwyczaiła mnie do tego schematu 'bezpiecznej przystani', że lepiej stanąć w tym miejscu, w którym jestem teraz i nie ryzykować bardziej. Z drugiej strony to dla mnie nic wielkiego wyjść i sama nie wiem skąd tak dziwna postawa, bo chcę więcej. Gubi mnie takie wycofywanie się po małych sukcesach. Później myślę, że na ten większy krok to może jeszcze za wcześnie? Chciałabym się przeprowadzić, ale boję się że to za duże ryzyko - tutaj tradycyjnie mam myśli, że w innym mieście/kraju od razu dostanę derealizacji i innych wariacji, a przede wszystkim 'mojej ulubionej psychozy'.

Stanęłam w martwym punkcie, którego sama nie umiem dokładniej opisać. Może ktoś też miał lub ma podobny problem?
To oczywisty schemat. Po prostu boisz się ze jak podejmiesz to rzekome ryzyko bo przecież ono prawdziwe nie jest, to nasila się Tobie lęki i pewnie wtedy nie wytrzymasz.
Więc tu nie ma co gdybać a powoli coraz dalej iść. I dobrze to sama wiesz.
Co do schizofrenii i psychozy to nawet jak nie masz kasy to spotkaj się na 2 godziny z Victorem. Zrobi Ci test, objaśni i temat schizofrenii mija. I będziesz wtedy dalej mogła sama ryzykować dalej. U mnie tak było i dlatego polecam takie rozwiązanie.
Dominik.O
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 301
Rejestracja: 11 września 2016, o 10:05

27 listopada 2018, o 15:33

Ciasteczko pisze:
27 listopada 2018, o 14:18
Stopniowe ogarnianie przełamywania się w kwestiach nerwicowych jest jak najbardziej okay, tak jak już zostało to wspomniane, wymyślanie sobie wyzwań na siłę nie jest koniecznością. To nie konkurs na szarpanie nerwów. Wydaje mi się, że strefa komfortu powinna być taka,by po prostu wystarczyła nam do satysfakcjonującego nas życia.
Natomiast, jeśli Twoim marzeniem jest wyprowadzić się i czujesz siłę takiej motywacji,radość z marzenia,to użyj tego jako mocy napędowej, a objawy wtedy są nieważne, bo masz na radarze cel. Choćby emocje i objawy szalały,jak wariaty to wiesz co robisz i po co i nagrodę masz za to doskonałą. Szanowanie swoich potrzeb w kwestii powolnego przełamywania się to jest rzecz ważna, ale nie musisz traktować siebie ostrożnie , jak jajka. Objawy to nie jest coś co zabija, dostaniesz dd/dp czy ataku paniki...no i co? To dostaniesz,whatever. No nie jest to miłe,ale nie oznacza końca świata. Podejście do objawów,a nie objawy, to jest jedyny problem i obszar do pracowania nad całą sprawą.
Super napisane ;ok
"Pamiętaj,że mamy do czynienia jedynie z myślami a myśli mogą zostać zmienione.Gdy zmieniamy nasze myślenie,zmieniamy naszą rzeczywistość"
Awatar użytkownika
weird_thoughts
Odważny i aktywny forumowicz
Posty: 300
Rejestracja: 12 września 2017, o 17:57

27 listopada 2018, o 17:22

Ciasteczko pisze:
27 listopada 2018, o 14:18
Stopniowe ogarnianie przełamywania się w kwestiach nerwicowych jest jak najbardziej okay, tak jak już zostało to wspomniane, wymyślanie sobie wyzwań na siłę nie jest koniecznością. To nie konkurs na szarpanie nerwów. Wydaje mi się, że strefa komfortu powinna być taka,by po prostu wystarczyła nam do satysfakcjonującego nas życia.
Natomiast, jeśli Twoim marzeniem jest wyprowadzić się i czujesz siłę takiej motywacji,radość z marzenia,to użyj tego jako mocy napędowej, a objawy wtedy są nieważne, bo masz na radarze cel. Choćby emocje i objawy szalały,jak wariaty to wiesz co robisz i po co i nagrodę masz za to doskonałą. Szanowanie swoich potrzeb w kwestii powolnego przełamywania się to jest rzecz ważna, ale nie musisz traktować siebie ostrożnie , jak jajka. Objawy to nie jest coś co zabija, dostaniesz dd/dp czy ataku paniki...no i co? To dostaniesz,whatever. No nie jest to miłe,ale nie oznacza końca świata. Podejście do objawów,a nie objawy, to jest jedyny problem i obszar do pracowania nad całą sprawą.
Chyba jednak źle to opisałam, bo mam problem ze stopiowaniem tego ryzykowania. Raz wyjdę coś załatwić, ale bezcelowego spaceru już nie potrafię powtórzyć. I mam wrażenie, że tutaj się zatrzymałam. Nie mam motywacji do takich małych sukcesów, a myślę o przeprowadzce, która jest krokiem milowym przy nerwicy i tych lękach, że które się mnie uczepiły.
martinsonetto pisze:
27 listopada 2018, o 15:20
To oczywisty schemat. Po prostu boisz się ze jak podejmiesz to rzekome ryzyko bo przecież ono prawdziwe nie jest, to nasila się Tobie lęki i pewnie wtedy nie wytrzymasz.
Więc tu nie ma co gdybać a powoli coraz dalej iść. I dobrze to sama wiesz.
Co do schizofrenii i psychozy to nawet jak nie masz kasy to spotkaj się na 2 godziny z Victorem. Zrobi Ci test, objaśni i temat schizofrenii mija. I będziesz wtedy dalej mogła sama ryzykować dalej. U mnie tak było i dlatego polecam takie rozwiązanie.
Schizofrenię już mam opanowaną :D
Zwariowanie oraz ogólną utratę kontroli niby też, ale NIBY bo to ciągle straszak, który włącza się przy moim stanie lękowym.
Awatar użytkownika
sennajawie
Hardcorowy "Ryzykant" Forum
Posty: 324
Rejestracja: 4 września 2018, o 02:54

28 listopada 2018, o 13:01

weird_thoughts pisze:
27 listopada 2018, o 17:22
Chyba jednak źle to opisałam, bo mam problem ze stopiowaniem tego ryzykowania. Raz wyjdę coś załatwić, ale bezcelowego spaceru już nie potrafię powtórzyć. I mam wrażenie, że tutaj się zatrzymałam. Nie mam motywacji do takich małych sukcesów, a myślę o przeprowadzce, która jest krokiem milowym przy nerwicy i tych lękach, że które się mnie uczepiły.
No, i tu właśnie masz sedno swoich rozważań, raz ze obwiniasz się że możesz iść dalej podczas gdy myślisz o bardzo dalekich krokach, których tym bardziej nie jesteś w stanie podjąć więc znów się obwiniasz. Widzisz ten paradoks? :DD po co myślisz o przeprowadzce skoro ciężko Ci wyjść z domu, skup się na tych małych krokach, a nie dokładaj sobie stresu zastanawiając się czy byłabyś w stanie zrobić to i tamto. Co do samej motywacji, to jasne że Ci się nie chce bo wiesz z czym to się wiąże, że będziesz się czuć gorzej i wolisz zostać w bezpiecznym dla siebie miejscu. Powinnaś docenić Twoje małe sukcesy że raz wyjdziesz coś załatwić, bez sensu oczekujesz od siebie Bóg wie czego, zapewne byś chciała sobie udowodnić że już jesteś dalej i że potrafisz to zrobić, ale musisz zaakceptować że na ten moment nie potrafisz. Co nie znaczy że tak będzie zawsze.
Nigdzie się nie zatrzymałaś, sama sobie to wmawiasz, taki okres musi potrwać żeby wyjść, wyzdrowienie nie przychodzi tak o.
Chciałam pamiętać jak rozpaczliwa jest ciemność, by pełniej móc cieszyć się nowym światłem.

Nie walcz z nerwicą, przytul ją mocnym uściskiem :si

"Byłam zmęczona ciągłą introspekcją. Pragnęłam prostoty, a wpakowałam się w nowe komplikacje. Powoli, w bólach zrywałam z siebie kolejne warstwy odczuć i przeinaczeń. Bałam się, że gdy dojdę do końca nic już tam nie będzie. Tylko czarna dziura."
Awatar użytkownika
weird_thoughts
Odważny i aktywny forumowicz
Posty: 300
Rejestracja: 12 września 2017, o 17:57

29 listopada 2018, o 23:34

sennajawie pisze:
28 listopada 2018, o 13:01
No, i tu właśnie masz sedno swoich rozważań, raz ze obwiniasz się że możesz iść dalej podczas gdy myślisz o bardzo dalekich krokach, których tym bardziej nie jesteś w stanie podjąć więc znów się obwiniasz. Widzisz ten paradoks? :DD po co myślisz o przeprowadzce skoro ciężko Ci wyjść z domu, skup się na tych małych krokach, a nie dokładaj sobie stresu zastanawiając się czy byłabyś w stanie zrobić to i tamto. Co do samej motywacji, to jasne że Ci się nie chce bo wiesz z czym to się wiąże, że będziesz się czuć gorzej i wolisz zostać w bezpiecznym dla siebie miejscu. Powinnaś docenić Twoje małe sukcesy że raz wyjdziesz coś załatwić, bez sensu oczekujesz od siebie Bóg wie czego, zapewne byś chciała sobie udowodnić że już jesteś dalej i że potrafisz to zrobić, ale musisz zaakceptować że na ten moment nie potrafisz. Co nie znaczy że tak będzie zawsze.
Nigdzie się nie zatrzymałaś, sama sobie to wmawiasz, taki okres musi potrwać żeby wyjść, wyzdrowienie nie przychodzi tak o.
Możliwe, że to wina za wysoko postawionej poprzeczki. Muszę popracować ze zwyczajnością dnia codziennego :DD

Ogólnie mam ciągle tę fazę, że jednego dnia czuję się jakby nerwicy nie było i myślę o tych trudniejszych celach. Jednak jak przychodzą lęki, wątpię w te cele i myślę, żeby nie ruszać się do przodu tak szybko, bo COŚ się stanie. Klasyka :D
ODPOWIEDZ