Witajcie

, jestem nowa na forum. Bardzo się cieszę że znalazłam miejsce gdzie są ludzie o podobnych zmaganiach i problemach. Choruję od ok. 5 lat na nerwice lękową i stany depresyjne, miewałam różne momenty i bardzo złe i też te dobre - jak to w życiu. W tej chwili mam nawrót choroby po splocie zdarzeń które mnie spotkały. Mimo to, nie poddaje się, walczę o siebie, ale nie walczę z nerwicą, próbuję ją zaakceptować i nawet "pokochać". Od początku czuję że jest w tym głębszy sens, że to nie tylko objawy somatyczne mojego ciała. Wiem że to doświadczenie jest mi potrzebne, nerwica chce mi wskazać drogę do poznania samej siebie. do pełnej akceptacji do bezwarunkowej miłości siebie. Wcale nie twierdzę że cierpienie uszlachetnia, niemniej jednak uczy ogromnej pokory i zdystansowania, przynajmniej u mnie. Niedługo zaczynam terapię grupową, mam nadzieję że pomoże mi ona znaleźć równowagę i harmonię w moim życiu. Bardzo mocno pragnę żyć pełną piersią i móc powiedzieć że jestem zdrowa.
Dość długo (ok.3 lata) wypierałam problem, nie chciałam się przyznać przed innymi a najbardziej przed samą sobą że jestem chora. Uważałam to za słabość. Ja - zawsze dzielna, zaradna, silna, pewna siebie chora na nerwice? Nie godziłam się z tym. Teraz wiem że to proces który musi trwać. Każdy ma swoją drogę. Jedni pokonują ją szybciej drudzy całymi latami. Jestem pewna że na każdego z nas przyjdzie dzień, dzień w którym będziemy wspominać naszą nerwicę i dziękować jej że była, bo wskazała nam początek zmian w sobie i w naszym życiu.
Jakie macie metody na akceptacje swojej choroby? co Wam pomaga?
Pozdrawiam Was serdecznie <3