Ok., wciąż jeszcze jestem po nerwicy na wyższym poziomie wyczulenia. I miałem na dniach jedną skubaną wkrętkę, z którą wiąże się fundamentalnie ważne pytanie.
Chodzi o to, że od dłuuuugiego już czasu czułem się całkowicie normalnie. Jako, że nerwicy sensu stricte się pozbyłem, doszedłem do wniosku, że najwyższy czas przestać się hamować we wszystkich silniejszych emocjach, dystansować do nich. Podczas wychodzenia z nerwicy moim celem było osiągnięcie równowagi, nie ponosiły mnie lęki, a na dobrą sprawę to ich wcale nie miałem, zaś z jakimiś odosobnionymi wypadkami radziłem sobie zupełnie naturalnie. Ale - wiedząc, że jestem emocjonalny, nie pozwalałem sobie także na całkowicie swobodny przepływ innych uczuć - euforii czy ekscytacji (o których zapomniałem niemal) czy motywującego stresu (ale ostra złość – to owszem, często). No myślę - od dawna spoko, więc luz, warto wrócić całkiem do siebie samego sprzed roku. Powody do stresu były - egzaminy - i faktycznie pozwoliłem sobie na stres i stary dobry przyjacielski stres się pojawił. Powody do ekscytacji także - dużo różnych realnych powodów do radości, w tym kluczowy powrót do pisania tekstów 'literackich', któremu towarzyszył tzw. szał twórczy. Pozytywne emocje, na które sobie pozwoliłem i o które dbałem, zaczęły we mnie tętnić i ogarnęły mnie tak, że cały czas byłem jak naćpany szczęściem i energią. Przez 4 dni czułem ekscytację tak silną i ciągłą jak kiedyś czułem lęk (a są to uczucia fizycznie podobne).
Aż w końcu się tego przestraszyłem. No przestraszyłem się, że po prostu wpadłem w manię.
Chociaż, jak pisałem wyżej, powodów do podejrzewania dwubiegunówki raczej nie mam, klasyczne wahania owszem, zdarzały mi się całe życie ale to były zwykłe 'nastroje' - albo więcej energii albo większa apatia, ale nigdy nic silnego. Poza tym miałem realne powody do radości i ekscytacji, stan 'szału twórczego' (wymęczającego niemal jak nerwica - bo to emocje o podobnej skali, tylko całkowicie pozytywne) znam doskonale i to ‘normalne’. Ale k*rwa przestraszyłem się, że mam manię, albo mogę ją rozwinąć – przestraszyłem się dwubiegunówki.
Takie myśli to nie koniec świata, ale na nieszczęście zbiegło się t oz nieprzyjemną historią. Cóż - aby nie wdawać się w szczegóły - moją koleżankę, która od lat cierpiała na dwubiegunówkę z silnymi, długimi nerwicami, zabrali półtora tygodnia temu do szpitala psychiatrycznego z powodu epizodu wyjątkowo potężnej manii (to niepełna informacja - były jakieś inne motywy ale wystarczy - mania była bazą). I kiedy ja pozwoliłem sobie na ekscytację na najwyższym poziomie, zdarzyła się taka historia. Więc co - po pierwsze zacząłem się bać czy nie mam dubiegunówki i czy takie skrajne emocje nie będą destabilizowały równowagi wewnętrznej, pozwalając przedłużyć ponerwicowe objawy. Więc zacząłem sobie ‘zabraniać’ pozytywnych emocji aby się nie nakręcać i myśleć o nich w negatywny sposób. W cztery dni tak je wyhamowałem, że już jestem 'poniżej zera'. A będąc poniżej zera i całkiem zdezorientowany, bojąc się dwubiegunówki i ogólnie sinusoidy emocjonalnej w życiu, dałem się w nocy ponieść obawom. Szczęśliwie nawyki, dystans i racjonalizowanie są mocno we mnie zakorzenione, także jeszcze nie ma tragedii, ale od wczoraj siłuję się na sztuczki z nerwicą i idziemy cholera równo – jak Stary człowiek w Starym człowieku i morzu, kiedy siłował się z kimś na rękę i żaden nie mógł przepchnąć swojego

Więc moje pytanie do ozdrowieńców brzmi – jak to jest z silnymi emocjami po nerwicy? Czy wróciliście do nich? Czy destabilizują nastrój, rozchwiewają człowieka na dłużej? Czy lepiej zawsze zachowywać wewnętrzną równowagę?