Niejeden odburzony mógłby na ten temat napisać książkę, jednak wielu nieodburzonych nie jest w stanie uwierzyć, że z nerwicą lękową można łączyć jakieś pozytywy. Ja dzisiaj chcę napisać o jednej ważnej lekcji, jaką dala mi nerwica a mianowicie o wglądzie w siebie/ o poznaniu siebie.
Nie wiem czy są tu tacy, którzy mają problem z akceptacją siebie całościowo - ze swoimi sukcesami i porażkami, wadami i zaletami, mądrościami i infantylizmem. Są tacy? Jeśli tak, wiedzcie, że nie jesteście sami.
Ja już bardzo dawno temu zauważyłam, że obecność niektórych osób wzmaga we mnie poczucie beznadziei, że są osoby, których się wstydzę i których opinii bardzo się boję. Przed nerwicą nie zastanawiałam się za bardzo nad tym, czemu mniej się odzywam, kiedy jestem na piwie z osobą X, czemu nie jestem w stanie wypowiedzieć swojej opinii przy osobie Y lub czemu czuję się jak ostatni debil, kiedy uwagę zwróci mi osoba Z. Tak po prostu było. Po jakimś zawstydzającym mnie (w moim mniemaniu) wydarzeniu potrafiłam godzinami rozmyślać o tym, jak bardzo się wygłupiłam, jak bardzo źle ktoś może o mnie pomyśleć i na jakiego debila wyszłam.
Na psychoterapii, jak i w czasie zapoznawania się z różnymi psychologicznymi poradnikami doszłam do wniosku, że winę za to ponoszą moje głęboko zakorzenione w podświadomości "błędne przekonania" o mnie samej. Jednym z tych błędnych przekonań było - jesteś gorsza od innych. Dlatego też w konfrontacji z ludźmi o przebojowej osobowości, w sytuacjach, w których popełniłam jakiś błąd, w sytuacjach kiedy ktoś zwrócił mi uwagę, bombardowało mnie poczucie beznadziei, które odczytywałam jako potwierdzenie mojej podświadomej myśli - jesteś do bani.
Dziś znalazłam się w takiej sytuacji. Ktoś kogo uważam, za mądrego, życiowo ogarniętego zburzył mój niedzielny sielski poranek, by zwrócić mi uwagę - kulturalnie, niby grzecznie, ale z lekkim politowaniem. Jak zareagowała ciocia Pudzianoska? Naprawiłam swój błąd, ale próbując na nowo rozpłaszczyć się na łóżku doszłam do wniosku, że nie jest mi potrzebna przed momentem zaparzona kawa, bo serce wali mi jak młotem, a w głowie kłębią się myśli w stylu - "ale byś ZNOWU narobiła kłopotów, ty to ZAWSZE musisz się wygłupić, na pewno źle o tobie pomyślą, itd". Do nacechowanych negatywnie myśli dołączyła somatyka, ale wtedy zamiast wpadać w czarną rozpacz lub próbować zagłuszyć myśli instagramowym badziewiem, postanowiłam powiedzieć STOP i stwierdziłam, że skoro już nadarza się okazja, potraktuję to wydarzenie jako trening, jako sposób na lepsze poznanie siebie. Odpowiedziałam sobie na pytania - dlaczego się tak czuję, co jest tego przyczyną, dlaczego tak bardzo zależy mi na opinii tej osoby, czy aby na pewno się wygłupiłam i czy w ogóle jest jakikolwiek sens w przejmowaniu się opiniom innych.
Odrobiłam zadanie pt.: "Poznaj siebie" i wróciłam do niedzielnej rutyny.
Tego właśnie nauczyła mnie nerwica. Szacunku do siebie, do swoich emocji. Zmusiła mnie i nadal zmusza do pracy nad sobą, czego i Wam gorąco życzę ;*
A Was czego uczy nerwica?
