
Jak u wszystkich, było za dużo stresu w życiu (za dużo analizuję, przejmuję się, mam niską samoocenę, w dodatku DDA itp.), w pewnym momencie tego wszystkiego stało się za dużo, przyszedł pierwszy objaw, wpadłem w mega doła, straciłem uczucia i emocje do wszystkich i wszystkiego. To mnie przejęło jeszcze bardziej, bo stało się to w ważnym dla mnie momencie życia. Straciłem apetyt, nie mogłem spać. Dzień później przyszedł pierwszy atak paniki, od razu sam sobie zdiagnozowałem depresję (no bo przecież objawy pasowały). Dalej już było z górki, nakręcanie się + popełnienie jednej z najbardziej nieprzemyślanych decyzji w życiu zaowocowało ciągłym atakiem paniki przez może 2 dni. Bałem się wyjść z pokoju, nie mogłem skupić myśli na niczym, nie mogłem nic konstruktywnego zrobić, czułem obcość do wszystkich, nie poznawałem siebie np. na zdjęciach, nie wiedziałem co się ze mną dzieje, wszystko było dziwne i czułem się jak we śnie, w nocy dalej nie mogłem spać.
No i wtedy nastąpił przełom, i gdybym wtedy nie trafił tutaj, pewnie dalej nakręcałbym się w to całe gó*no. Szukałem ciągle powodów z których straciłem te emocje i uczucia, bo to mnie przerażało najbardziej, no i przypadkiem trafiłem na temat DD i nerwicy. Przeczytałem parę postów Victora, i mnie olśniło: "To jest to, a nie żadna depresja, schizofrenia itp". A jako że jestem optymistą, to z całego serca uwierzyłem po prostu, że to tylko "reakcja obronna" na stres i minie. Co najlepsze, objawy paniki na pewien czas puściły mnie dosłownie w ciągu kilku minut. Poczułem ulgę, której nie było już długo. I TO, TA CHWILOWA ULGA MNIE UTWIERDZIŁA W PRZEKONANIU, ŻE TAK NAPRAWDĘ NIC MI NIE JEST.
PO PROSTU, NAJWAŻNIEJSZE TO WIARA, ŻE TAK NAPRAWDĘ NIC SIĘ Z NAMI NIE DZIEJE, NIE JESTEŚMY CHORZY I ŻE ŻYCIE DALEJ WYGLĄDA TAK SAMO.
Oczywiście byłoby za pięknie gdyby wszystko skończyło się w parę sekund. Chociaż ataki paniki minęły od tego czasu, to lęki trzymały jeszcze ostro. Pierwszy samotny wyjazd poza dom, i zaczęło mnie łapać ostro. Gubiłem się w myślach, czułem dziwność wszystkiego, miałem to "widzenie przez szybę", lęk itp. Chciałem się jak najszybciej znaleźć w domu, ALE NIE MOGŁEM. Bo byłem w mieście, miałem masę załatwiania, bo za 2 dni zbliżał mi się tygodniowy wyjazd na narty, który mnie przerażał, bo bałem się, że mnie tam złapie, ponad 1500km od domu (w najgorszym etapie chciałem nawet zrezygnować z wyjazdu i stracić tą kasę, którą w to włożyłem). Jakoś przeżyłem, nie zwariowałem, wytrzymałem. Do wyjazdu też się zmusiłem, choć jeszcze jadąc na miejsce wyjazdu autobusu nie byłem pewien czy chcę jechać. Na miejscu spotkałem znajomych i jakoś mi ulżyło, 24h jazdy autobusem też przeżyłem, bo byłem zaopatrzony w PDF-y z postami Victora, które w kryzysowych chwilach czytałem, a to mnie uspokajało. Na miejscu kolejny stresor, bo okazało się że z pokojami nie jest tak jak miało być, i trafiłem z 5 całkiem obcymi osobami, w dodatku musiałem spać na jednym łóżku z całkiem obcą osobą, co w połączeniu z moimi problemami ze snem nie wróżyło za dobrze. Tak też było, 2 nieprzespane noce pod rząd nie wróżyły zbyt dobrze kondycji na stoku. Choć naprawdę nie miałem ochoty wychodzić, najlepiej siedziałbym cały dzień w domu, to wiedziałem że muszę, tym bardziej że nie chciałem podpaść przed kumplami, którzy by tego nie zrozumieli.
Tak minął cały wyjazd, ciągłe zmęczenie, powracające lęki ale i próba normalnego funkcjonowania. Jednak zauważałem, że z dnia na dzień jest coraz lepiej. To dawało motywację. Wprawdzie choć uwielbiam narty, a to był mój pierwszy raz w Alpach, to z całego wyjazdu nie odczuwałem za bardzo szczególnej przyjemności. Trudno, byle przeżyłem, nie zwariowałem


Od powrotu z gór minęły dopiero 3 tygodnie, a ja już czuję, że normalnie żyję, w końcu potrafię normalnie zasnąć, i choć budzę się ciągle wcześnie rano, to już nie jest takie uciążliwe i powoli się normuje. Czasami złapie mnie jakiś lęk, ale szybko mija


Takie doświadczenie na pewno wpłynie pozytywnie na moje życie, bo będę wiedział jak radzić sobie z niektórymi trudnymi sytuacjami. No i wiem, że muszę zwiększyć samoocenę i uporać się z innymi moimi ograniczeniami utrudniającymi życie

W SKRÓCIE:
- Po pierwsze, uwierz we wszystko co pisze Victor, Divin. Uwierz mi, i innym odburzonym. To jest najważniejsze.
- Jeśli DD i nerwicę masz od niedawna, mam dobre wieści. W tym momencie uświadom sobie, że WSZYSTKIE objawy są tym spowodowane, po prostu sobie to wmów, a nie będzie Cię to męczyć miesiącami.
- Porzucić kontrolę jest ciężko, ale zaakceptować i oswoić lęk już nie aż tak (pod warunkiem, że wierzysz, że to wszystko to tylko nerwiczka i że minie)
- Staraj się zmuszać do robienia wszystkiego co robiłbyś normalnie.
- Nie dawaj sobie presji, ani konkretnego terminu do kiedy chcesz się odburzyć, to nie pomaga. Tak samo nie pomaga codzienne przejmowanie się, że jeszcze nie minęło.
- To nie musi długo trwać, ale też nie zejdzie w 2 dni, bo mózg musi odpocząć.
- Ja nie brałem żadnych leków. Może na początku z 2 tabletki jakiegoś tam Neopersenu słabego na uspokojenie.
- Bycie optymistą mocno pomaga

- Jak mi się przypomni to coś jeszcze dopiszę
