argumenty nerwicy w moim świeżym okresie bez niej, że może mi zaraz pokazać jak ładnie wygląda lęk hehe. Miałem takie przekonanie, że jak przedobrzę i zrobię sobie napinkę to wrócę dość szybko do
niepokoju i myślę, że tak by się stało. Moim zdaniem łatwo pomylić dobre samopoczucie z prawdziwym odburzeniem.
Nerwicę natręctw bez prześwitów większych miałem 9 lat, chociaż wcześniej już istniały poważne lęki. Sprawdzanie klamek gazu i wielu takich to według mnie poważny przejaw ukrytego napięcia. Wiadomka, że wtedy się to bagatelizowało, bo nikt nie może wiedzieć co się stanie za parę lat.
Męczywół mój związany był z dążeniem do ideału i to ono stanowiło prawdziwy początkowy problem, który wpędził mnie w pierwsze natręctwa. Perfekcjonizm jednocześnie był brakiem zgody na
niepowodzenia, co widoczne było po mnie wśród znajomych i w szkole oraz potem pracy. Zawsze chciałem dobrze wypaść i wszystkie czynności lub zadania sprawdzałem przynajmniej 20 razy. Możecie się domyślać, że to wystarczyło i było tego wszystkiego momentami za wiele.
Pierwsze natręctwa dotyczyły psychiki, bo złapało mnie wtedy uczucie, że przestałem kontrolować swoje myślenie. Być może było to związane z natłokiem myśli, ale czułem, że mózg psychicznie przestał pracować. Czułem się zmęczony, bez energii i już wtedy pojawiły się analizy, na temat tego, co mi dolega. Starałem się nagle odpoczywać i zrobiłem podstawowe badania, ale było coraz gorzej i szukając odpowiedzi w internecie, zacząłem mieć myśli, że się potnę i w efekcie na końcu zabiję. Od początku nerwicy myśli miały wyjątkową zdolność przekonywania mnie do wiary w ich treść. Nakręcałem się jakbym był od nich uzależniony a one zmieniały się co jakiś czas i powstawała analiza analizy, szczególnie wtedy jak chciałem wyjaśnić ich słuszność.
Trafiłem najpierw do psychiatry i dostałem leki plus diagnoza zaburzeń obsesyjnych i zaburzeń osobowości mieszanej oraz pokierowanie na terapię.
Nie chcę o lekach dużo pisać, bo każdy ma swój rozum, ale po całym czasie z zaburzeniem wiem, że jak nerwica się utrwaliła i jest w pełnej krasie to leki nie wyleczą tego. Wspomagałem się
antydepresantami i doraźnie wspomagaczami pierwsze lata i niektóre dawały efekty, choć odstawienie wiązało się z tym, że za jakiś czas myśli lękowe na nowo wskakiwały w głowę i miały taką samą moc przekonywania i wzbudzania analizy.
Poszedłem na terapię i dopiero niedawno zdałem sobie sprawę, że ja na terapii to byłem prawie cały czas. Miałem duże wymagania co do terapeutów, bo w końcu chodziło o moją psychikę, dlatego na początku nie mogłem zagrzać u nikogo w gabinecie miejsca na dłużej, ale ostatecznie stało się tak w wypadku trzech. Pierwsza miała kształt terapii analitycznej i nie mogę narzekać na nią, bo psycholog wspierała mnie w trudnych momentach, ale też moim zdaniem terapia ta była trochę bezkształtna jak chyba większość terapii analitycznych i odnoszę wrażenie, że można na nie chodzić w zasadzie bez końca.
Drugą była terapia nastawiona na nerwicę, czyli dużo tabelek, ćwiczeń i sporo aktywności tylko utrudnieniem przy niej była ilość tych myśli, bo czasem wypadałoby zapisać cały zeszyt w ciągu jednego dnia.
W końcu doszły mi w między czasie myśli rocd i tu terapia trochę poległa, bo przestałem się w tych ćwiczeniach odnajdywać, ale może też dlatego, że te nowe myśli były dużym szokiem.
Stały się najważniejsze i analiz było tak wiele, że chyba sama psycholog nie wiedziała powoli co z tymi ćwiczeniami robić. Trzecia to terapia, którą nazwałbym terapią logiki i małej prawie obsesji hehe

na punkcie pozwalania na emocje, czyli awangardowa terapia Wiktora, która w rzeczywistości była dla mnie wielkim przełomem. Miałem jeszcze w międzyczasie terapię grupową z uwagi na sprawy rodzinne.
Nerwica wyglądała i objawiała się prawie zawsze tak samo. Najważniejsze były natrętne myśli i to na nich oraz na napięciu, lęku moje zaburzenie się skupiało. Tematyka myśli jak pisałem była bardzo zmienna, na początku duże lęki przed zaburzeniami borderline, dwubiegunową, zrobieniem sobie krzywdy, a nawet lęki o nerwicę natręctw, że wpadnę w kompulsje i nie będę mógł przestać ich wykonywać.
Wiele myśli o samych myślach oraz analiz o myślach i o tym jakie one są i czy są słuszne. Znajduję się dziś na takiej pozycji, że mogę powiedzieć, że najgorsza byłą jednak chęć analizy zarówno myśli, jak i samej analizy.
Miałem też wiele innych krótkotrwałych myślowych wkręt, ale nie będę tego wymieniał, tak jak i objawów somatycznych, które akurat u mnie nie powodowały lęku. Było prawie zawsze obecne napięcie, które czasem się nasilało, czasem opadało i jakby nie było w tym żadnych powodów, no może poza sytuacjami, w których się nakręcałem.
Po 4 latach takiej nerwicy wkradły mi się myśli dotyczące mojej dziewczyny. Było to nagłe i znikąd pojawiła się myśl, czy ona mi się naprawdę podoba. To było jak kula śnieżna. Poleciało potem już wszystko, czy ją kocham, czy też nie oraz, czy do siebie pasujemy. Nagle uczucia wyparowały, a więc pojawiły się analizy dlaczego tak się stało i czy to nie oznacza, że jednak te myśli są prawdziwe. Nie jest mi chyba dana umiejętność pisania w sposób emocjonalny dlatego nie przekażę chyba należycie jakie to było dla mnie wtedy straszne. Z dnia na dzień straciłem uczucia i drugą połówkę, bo nic nie czułem, a myśli przychodziły całymi seriami. Pojawiało się też obserwowanie dziewczyny, dostrzegałem wszystko negatywnie, czyli ubiór, wygląd, zachowanie, cechy charakteru co powodowało dużo cierpienia. Nie mogłem uwolnić się od tych myśli a do tego zaczęły dochodzić uczucia takie jak niechęć, a nawet obrzydzenie oraz wstręt do dziewczyny.
Odbiło się to na sprawach intymnych i spędzaniu czasu razem, bo bałem się być blisko niej, gdyż zaraz odzywały się myśli i emocje. To nie było tak, że mi czasem ta myśl przyszła do głowy, tylko były to całe monologi w tym temacie i silne uczucia. Wyjaśniam to wam, którzy nigdy nie mieliście takich natręctw, bo może być ciężko zrozumieć czego właściwie dotyczył mój strach. W jednej chwili utraciłem kawałek życia i planów na przyszłość, bo to jest tak jakby ta osoba zniknęła a ja starałem się to naprawić tylko nie wiedziałem, w jaki sposób to zrobić i na swoją zgubę wyjaśniałem niewyjaśnione. Stany te trwały w zasadzie od rana do momentu położenia się spać.
Pewnym punktem zwrotnym było znalezienie forum, czyli wpisów i nagrań divovick, chłopaki zrobili kawał dobrej roboty i wrzucili mi w głowę mały punkt zaczepienia. Było to bardzo wiele, bo wtedy był to okres silnych analiz i zacząłem wkręcać się w myśli, że skoro tak ma wyglądać życie to najlepiej sobie je odebrać, a to nasilało w następstwie lęk przed zrobieniem sobie krzywdy. Przez ponad rok studiowałem forum i nagrania, niektóre kwestie znając już na pamięć. Nie wiedziałem jednak jak mam w wypadku rocd zaryzykować dlatego głównie opierałem się na ignorowaniu myśli. Na początku było bardzo ciężko, ale w końcu zacząłem widzieć różnicę i to nawet znaczącą. Tylko że nie doszło nigdy do uczucia, że nerwicy nie ma, bo zawsze coś z nią związanego się pojawiało. Wydaje mi się, że wtedy za bardzo postawiłem wszystko na olewanie myśli, bo choć to zmniejszyło napięcie i nie dawało aż tyle uwagi nerwicy, to nadal podświadomie bałem się tych myśli.
Chyba to spowodowało, że pewnego razu uderzyły na nowo z wielką siłą i od razu z tymi samymi uczuciami obrzydzenia. Był to okres, w którym dziewczyna pytała o przyszłość, co bardzo mnie dobijało i zacząłem mocno porównywać nas z innymi parami. Ratowałem się trochę wspomagaczami i bałem się, że nie wytrzymam i ją zostawię albo sobie coś zrobię. Próbowałem na nowo wdrażać ignorowanie i akceptację, ale wychodziło to dużo gorzej i chyba straciłem wtedy zaufanie do odburzania. Załatwiłem sobie terapię grupową, a potem trafiłem do Wiktora.
Było to kolejnym i ważnym punktem zwrotnym, bo wiele rzeczy rozjaśniło mi się w głowie. Choćby to, że wcale nie muszę czuć w pełni wiary w to, że te natręctwa to nerwica. Wcześniejsze przekonanie, że jeśli na 100 procent nie uwierzę w nerwicę to się nie odburzę była dla mnie bardzo szkodliwa. Był to bicz na samego siebie, bo zwykle we wszystkim byłem perfekcyjny i kiedy tak czekałem na akceptację i pełną wiarę to przychodziła jedynie presja. Przy rocd wiara w samą nerwicę była, ale nie w myśli i te obrzydliwe uczucia wobec dziewczyny, bo miałem przekonanie, że podpowiadają one prawdę.
Dlatego doszła mi do pracy racjonalizacja, ale nie wyjaśniająca znowu, czy to jest w ogóle nerwica tylko z góry zakładająca, że to wszystko to natrętne śmieci i przypominająca w jaki sposób te myśli powstają
i dlaczego. Wykonywałem takie zadania opierając się prawie w pełni tylko na racjonalizacji. Dużo mi to dało, bo zacząłem uświadamiać sobie, że samo nazywanie tych natręctw natręctwami mimo braku pełnej wiary ucinało wiele analiz i powodowało, że pierwszy raz głębiej dostrzegłem, że to są po prostu myśli, a ja tracę czas. Nawet wtedy napisałem o tym jakiegoś chwalebnego posta hehe. Sielanka szybko została zakończona przez nerwicę, bo dorzuciła przez mój perfekcjonizm lęk, że znowu będzie to tylko czasowe jak wtedy ignorowanie. Do tego niezmiennie obecne było nerwicowe obserwowanie partnerki i na parę miesięcy straciłem w sumie ponownie nawet chęci do odburzania. Wiadomka…potem znowu próbowałem i zrobiłem to samo, czyli wszystkie myśli i lęki racjonalizowałem pod kątem tego, co one sobą reprezentują. Czym są natręty, to wiemy chyba prawie wszyscy, tylko ja codziennie to sobie głośno przypominałem.
Dziś stwierdzam, że było to bardzo ważne, choć czasami przypominało o nerwicy, dużo bardziej niż bym sobie tego życzył i nawet pojawiały się analizy, że robię źle, bo przecież ciągle o tym rozmyślam.
Uciąłem to jednak po czasie, bo o nerwicy i tak zapomnieć nie udało mi się nigdy, postanowiłem więc nie dawać pola na tego rodzaju analizy i nadal uświadamiałem sobie, co z czym się łączy i skąd przychodzi. Dla niewtajemniczonych wyjaśniam, że chodzi mi o mechanizm lękowy hehe. Pomocne było również uświadomienie, że myśli to tylko jedna część, bo to uczucia też stoją za tym, że ja chcę te wszystkie myśli i wyobrażenia analizować. Miałem dlatego uznać, że przez jakiś czas nie słucham nawet własnych uczuć, bo i te są natrętne. Stałem się więc trochę jak działający racjonalizujący człowiek-robot i miałem trochę trudności z tym, bo i tu nerwica podpowiadała, że to zły pomysł, ale dzięki wcześniejszemu skupieniu na racjonalizowaniu widziałem już, że to jest też natrętnie, dlatego wyśmiewałem, nazywałem natrętem i kazałem spadać.
Te dwie rzeczy były chyba najważniejszą sprawą w moim odburzaniu.
Dochodziła też aktywność życiowa, bo to nie tak, że ja ciągle do siebie coś mówiłem i równocześnie siedziałem w domu, bo nigdy by wtedy nic z tego nie wyszło. Angażowałem się w codzienne obowiązki,
ale już bez szukania zajęć na siłę. W momencie, kiedy mówiłem sobie, że akceptuję, lecz nie chcę słuchać uczucia wstrętu, bo jest kłamstwem i myśli o związku to natręty a miałem jednocześnie spędzić wieczór z dziewczyną, to trochę na siłę zgadzałem się, że na razie jestem jak robot i wygląda to wszystko teraz bardzo ciężko. Pogodzić się z tym niestety w końcu musiałem, bo inaczej było od razu denerwowanie się tymi uczuciami i przejmowanie nimi oraz analizy dlaczego tak jest i czy to nie jest jednak prawda lub, czy w ogóle wyjdę z tego.
Często odczuwałem wzrost napięcia i to najbardziej, wtedy gdy nie chciałem analizować myśli i słowem klucz stało się to, że przeczekam to napięcie. Nie do końca wierzyłem, że to napięcie kiedykolwiek minie, ale wtedy też przypominałem sobie cały mechanizm i dlaczego w ogóle to napięcie się pojawiło. Przyzwalałem też na nie bardzo powoli, bo przekonałem się już wcześniej, że jak nie da się więcej na daną chwilę mieć przyzwolenia, no to się nie da...heh. Nie są to wszystkie rzeczy, które robiłem, ale te były najważniejsze i to one doprowadziły w końcu do tego, że natręctw zrobiło się mniej. Była to zmiana stopniowa i mogłem już bez nadmiernych monologów do siebie wszystkie akceptować i olewać.
Poczułem w którymś momencie stan błogiego braku szukania cech, zachowań i wad w wyglądzie mojej dziewczyny. Zupełnie jakby wszystko było oparte o zasadę, że było i minęło...było to dziwnym uczuciem dla mnie i trochę nawet spanikowałem, ale to wielu odburzonych po dłuższym czasie z tego co widziałem to tak ma. Szybko zorientowałem się też, że to podświadome szukanie problemu nadal się czai! Dlatego nie mogłem od razu po poprawie, mimo że nawet uczucia zaczęły się powoli pojawiać i tak zajmować się od razu samym związkiem. Nie mogłem też za szybko analizować uczuć do dziewczyny, bo nawykowo i odruchowo wracały do mnie te uczucia niechęci i wstrętu a za tym kolejne myśli.
Dlatego też dałem sobie dużo więcej czasu nawet, wtedy gdy natręctw już nie było. Nadal dość często sobie przypominałem, z czym miałem do czynienia i żyłem innymi sprawami, a nie nerwicą,
która wtedy znowu powstawała z samego parteru.
Nie wiem, w jakim stopniu zawile to opisałem, bo napisałem to jednym rzutem, ale ciężko mi było zrobić konkretny odburzeniowy post, a że daję sobie prawo do tego, żeby nie wszystko było idealne hehe
to zrobiłem to najlepiej jak potrafiłem. Nie mam natrętnych myśli w głowie czy kocham, czy nie. Moja dziewczyna mi odpowiada a te rzeczy, o które się czepiałem w nn wydają się teraz dziwnie śmieszne i troszkę powoli odkurzamy związek, bo te lata z tym trochę smrodu i brudu narobiły.
Nad perfekcjonizmem pracuję powoli, głównie dając sobie prawo do mniejszych ideałów w szczegółach. Po pracy z nerwicą widzę, że takie postanowienia przekładają się na zachowanie, ale wymaga to czasu.
Na pewno co to nie pozwolę sobie już na zbudowanie takiej presji jak wiele lat temu.
Chcę też napisać coś bardzo moim zdaniem ważnego, że odburzanie nie musi być wcale szybkie. U mnie jakby wziąć do kupy pierwszy rok prób odburzania, potem kolejny ignorowania,
bo ten okres też mi się bardzo przydał aż po ostatnie prawie 2 lata powyższych starań to w sumie wychodzi 3–4 lata. Dla kogoś to będzie pewnie dużo a dla innych nie.
Kiedyś taka liczba to byłby dla mnie koszmar i nie umiałbym się z tym pogodzić, ale z obecnego miejsca to wcale nie dziwię się, że tyle czasu potrzebowałem, żeby to wszystko złożyć w całość.
Jeżeli ktoś z was ma nn i chce o coś spytać to zapraszam na pw ale zawsze odpowiem tylko z własnych doświadczeń, bo nie czuję się specjalistą we wszystkich zaburzeniach a odburzanie to indywidualna moim zdaniem sprawa.
Dziękuję adminom za prowadzenie forum, bo wszystko dobre dla mnie jeśli chodzi o nerwicę zaczęło się tutaj hehe.
Wiktorowi to wiadomka za wszystkie wskazówki i wyprowadzenie z błędnych przekonań odburzeniowych oraz za odpowiedzi na moje pytania pomiędzy sesjami, które zapewne nie były czymś, czego bardzo się pragnie przez taki czas,

na początku inspiracją. Ufff...dzięki! Postaram się wystąpić w jakimś nagraniu na youtube jeśli będzie taka możliwość.
Na końcu i przede wszystkim dziękuję swojej dziewczynie.
