Jakże często w ostatnich rozmowach słyszałam:
„ no wiesz, ale u mnie to co innego, ja mam trudniej ‘
albo
„ gdybym tylko miała inną pracę” ,
„ gdyby moi rodzice się zmienili, wyszedłbym z zaburzenia”
„ gdybym nie miła tych ataków paniki to bym może zdecydowała się na poszukanie pracy”
Nie mówię- sama długo miałam taką postawę. Postawę idealnie zwalniającą z odpowiedzialności, bądź przerzucającą odpowiedzialność za nasze życie na kogoś innego.
Bo przecież to że się źle czujemy to wina koleżanki z pracy. Pracy, której i tak nie lubimy i gdybyśmy tylko mieli inną wszystkie nasze problemy by się skończyły.
A rodzina? Ah gdybym tylko miała taką rodzinę jak ma Anka…
zaburzenie ? może i bym się odburzył, gdybym tylko miał to co kolega X z forum. Taaa, ten to ma luzik, nic dziwnego ze dobrze funkcjonuje skoro dokuczają mu tylko natrętne myśli i czasem ataki paniki…
a koleżanka Y? jej tylko potyka serce- gdyby mi potykało serce też bym chodził do pracy. Ale niestety..
JA MAM GORZEJ. Ten lęk wolnopłynący, duszności i to okropne dd, ah, gdybym tego nie miał to bym się wziął konkretnie za odburzanie..na dzisiejszy dzień niestety dla mnie nie ma ratunku.
Cięgle sami sobie kopiemy coraz większy dół.
Już nawet nie mówiąc o zaburzeniu, bo stawianie siebie nieustannie w roli ofiary losu generalnie ma destrukcyjny wpływ na nasze życie i blokuje jakikolwiek jego rozwój.
Cały czas gdybamy, porównujemy z innymi i próbujemy przekonać sami siebie że gdybyśmy mieli w życiu tak jak inni, to bylibyśmy szczęśliwi, a prawde mówiąc to jest guzik prawda. Z takim podejściem, zmieniła by sie jedna rzecz ,to zaraz znaleźlibyśmy drugą, akurat tą jedną która stoi na drodze do naszego pełnego szczęścia.
Trzeba w końcu powiedzieć STOP. I dać sobie samemu szanse na lepsze życie. Zatrzymać się, zobaczyć co mam obecnie w sowim życiu, co mi najbardziej przeszkadza ,c o sprawia największe cierpienie i zapytać się samego siebie co mogę z zrobić żeby to zmienić? A jeżeli są sprawy na które nie mam wpływu to zastanowić się czy rozpaczanie nad sowim losem ma sens i daje jakąkolwiek ulgę w cierpieniu?
Podam Wam coś na sowim przykładzie. Od wczesnego dzieciństwa choruje neurologicznie , często mam takie silne bóle głowy, że siedzę i wyje, od 15 lat pochłaniam ogromne ilości środków przeciwbólowych i w zasadzie dzięki nim udało mi się pokończyć szkoły, studia, a teraz pracować. Chociaż są dni ze i żaden środek nie pomaga i musze jechać do szpitala.
Jakiś czas temu spostrzegłam jak sama całe swoje życie podporządkowałam tym bólom głowy. Przez ostatnie 15 lat ciągle myślałam- ze gdyby nie te bóle głowy, byłabym szczęśliwa. Gdyby nie to, mogłabym żyć normalnie, pewnie nawet nie maiłbym nerwicy. Lata mijały a ja widziałam tylko nieszczęście swojej choroby która przykrywała całe piękno życia.
I teraz pytanie za 100 punktów! Czy taka postawa zmieniła cokolwiek ? czy poprawiła mój stan ? NIE. Utwierdziła mnie jedynie w poczuciu beznadziei i przekonaniu ze nie mam na nic wpływu w sowim życiu wiec i nie mam możliwości bycia szczęśliwym, tak jaka maja inni ludzie. Klamka zapadła, jestem skazana na niekończącą się agonie do końca swego życia.
I w ostatnim czasie tak sobie pomyślałam. cholera, dobra nie mam na to wpływu, co mi da to że będę teraz następne 50 lat użalać się nad sowim losem ? może nie mogę żyć na takich obrotach jak większość ludzi, a le co z tego ? mimo wszystko mogę przeżyć wiele pięknych chwil. Od tamtego momentu zaczęłam bardziej doceniać dni wolne od bólu, a wręcz celebrować momenty kiedy w końcu ten ból puszcza. Zrozumiałam po prostu ze nie a się co szarpać z czymś na co nie mam wpływu, bo to walka z wiatrakami.
Ale tu mowa o schorzeniu fizycznym. W zaburzeniu lękowym systematyczną pracą możesz realnie wpłynąć na zmianę swojego samopoczucia. Ale zacznając już dziś, teraz, z całym balastem jaki masz, nie czekając aż zniknie ten czy tamten objaw albo zmienia się czynniki zewnętrzne.
Oczywiście czasem sytuacja zewnętrzna jest na tyle trudna ze trzeba cos zmienić- bo jak np. mieszkamy z mężem który się nad nami znęca psychicznie i fizycznie to trudno żeby mieszkać i jednocześnie próbować się odburzać. Czasem po prostu trzeba zaryzykować i zmienić sytuacje zyciową.
Niemniej w wielu przypadkach najpierw warto się zastanowić, czy naprawdę moja praca jest taka straszna?
Czy serio, gdybyś miał ataki paniki a nie lęk wolnopłynący to byłbyś szczęśliwszym człowiekim ? czy naprawdę myślisz ze natrętne myśli od schizofrenii zdecydowanie mniej utrudniają życie niż potykające serce? czy to nie jest po prostu szukanie kolejnych wymówek żeby nie zaczynać w końcu pracy nad sobą i tkwić ciągle w roli ofiary.
O tym jak podejść do zaburzenia, do wszystkich tych strasznych objawów i myśli pisać nie będę, bo wszystko jest doskonale opisane na forum.
Tu naprawdę jest skarbnica wiedzy, która wdrażana w życie daje gwarancje poprawy stanu. Fundamentem jest po prostu akceptacja, bo to o niej w zasadzie cały ten długi wpis. Akceptacja stanu w jakim obecnie jesteśmy, akceptacja tego co niesie ze sobą życie. Tego, że ludzie czasem czują się źle czasem cierpią, czasem maja doły, czasem silne lęki, a czasem po prostu przezywaja trudności w życiu rodzinnym czy zawodowym. I to wszystko jest Okej. Dobrze jest pozwolić sobie na to żeby było źle.
Bo życie jest jakie jest. Nie jest arkadią i nigdy nie będzie. Możemy do śmierci toczyć nieustanna walke i tupać nogami, a możemy przyjąć to co mamy i szukać rozwiązań sowich problemów.
Ja w każdym razie w tym roku odkryłam, że za wszelką cenę po prostu zawsze chciałam żeby było tylko idealnie , zebym zawsze promieniałą uśmiechem, a moje życie aby było nieustannym pasmem powodzenia i krainą wiecznej szczęśliwości. Oczekiwałam czegoś tak narawde nierealnego, czegos co nie ma nic wspólnego z prawdizwym życiem. Doskonałej pracy, doskonałych relacji rodzinnych, doskonałego stanu fizycznego i jeszcze najlepiej doskonałego nastroju do grobowej deski .

Życzę więc i sobie i Wam dania sobie szansy. Po prostu. Nie skreślajmy sami siebie, bo jeżeli to robimy to trudno oczekiwać jakiejkolwiek zmiany. Naprawdę jestem przekonana, ze każdy z nas może wyjść z zaburzenia, a i dzięki temu zmienić ogólną sowią postawę wobec życia, co tylko zaprocentuje w przyszłości

