
Do rzeczy.
Mam 30 lat, mieszkam w małym mieście, pracuje jako nauczyciel. Od kilkunastu lat zmagam się z różnymi zaburzeniami. Zaczęło się od depresji kiedy miałam 17/18 lat i tak mniej więcej od 12 lat z przerwami walczę o lepsze samopoczucie i zdrowie psychiczne. Za mną jedna niezakończona terapia u psychologa (kobieta mnie wykończyła emocjonalnie i musiałam dosłownie uciec), jedna zakończona sukcesem terapia uzależnień (xanax jak cukierki), opiekowało się mną 3 różnych psychiatrów (wyszłam z leków), a teraz czwarty rok uczęszczam na kolejną już terapię (w końcu trafiłam na świetnego specjalistę, z którym mam relację), jednak… efekty są znikome. Raz jest lepiej, raz gorzej, a od kilku miesięcy jest tylko gorzej i nie mam już siły.
Choruję na nerwicę, nerwice natręctw, nerwice hipohondralną. Od kiedy skończyłam 30 lat (bardzo to przeżyłam) wkręcam sobie coraz to nowe choroby i od 7 miesięcy chodzę od lekarza do lekarza. Nigdy w życiu nie miałam tylu badań, a i tak codziennie budzę się ze strachem o swoje życie i zdrowie.
Moje natrętne myśli często dotyczą też partnera, co jest strasznie bolesne dla mnie i dla niego.
Rok temu przeżyłam kryzys, ponieważ poroniłam pierwszą ciąże. Od tamtego czasu nic nie jest takie samo. Staram sie pozbierać, bo marze o dziecku, ale z takimi problemami ciężko będzie mi zajść i utrzymać ciąże. Rozważam psychiatrę, ale boje się znów pakować w leki, zwłaszcza, że planujemy dziecko. Na razie są to jednak marzenia, mam straszną blokadę.
Są takie dni, że najchętniej schowałabym sie pod kołdrę i z niej nie wychodziła. Tylko ja i bezpieczna przestrzeń, bez lęków, myśli i straszydeł. Boję sie wyjść z domu, sprawdzam po tysiąc razy klamki, kontakty, piekarnik, lodówkę. Chciałabym zacząć żyć bez lęku… nie wiem czy silna wola wystarczy. Ciężko mi sobie wyobrazić spokojne i szczęśliwe życie. Jest strasznie, strasznie ciężko.
Fajnie, że są takie miejsca jak to. Dziękuję za przeczytanie moich wypocin i do zobaczenia tutaj na forum.
Kasia