Z racji tego, że nasz związek na dzień dzisiejszy jest w totalnej rozsypce zależy mi aby lepiej zrozumieć co siedzi w głowach ludzi z borderline i tym samym nauczyć się lepiej komunikować i docierać do niej. Fajnie gdyby na moje pytania odpowiedział ktoś kto na to cierpi albo posiada szeroką wiedzę w temacie

Czy osoba dotknięta borderline gdy narobi "bałaganu" ma tego jakąkolwiek świadomość i będąc potem sama ze sobą zdaje sobie sprawę, że ten "bałagan" wynika z jej problemów ze sobą i czy wie, że jak to się mówi "popłynęła" ?
Pisząc bałagan mam na myśli sytuację w której drobne... rzekłbym takie normalne, drobne (jakie popełnia każdy z nas) błędy i niedociągnięcia partnera w życiu codziennym zostały przez nią odebrane jako dowód skrajnego zaniedbania co poskutkowało skrają reakcją emocjonalną (momentami wręcz histeryczną) i wyprowadzką z domu (którąś z kolei - samych akcji pakowania walizek nie liczę). Oczywiście nastąpiło również przeinaczanie faktów, słów i czynów tak aby udowodnić najbliższej rodzinie, że ja to całe zło a ona została strasznie pokrzywdzona - co jest podobno typowe aby zracjonalizować swoje nieadekwatne do sytuacji emocje. Jest to o tyle krzywdzące, że jej relacja przedstawia moją osobę praktycznie jak jakiegoś bandytę. Moje starania zostały sprowadzone do poziomu zero a drobne niedociągnięcia podniesione do rangi życiowej krzywdy. Tak chyba typowo dla borderline... całość starań się nie liczy ważne tylko że nie odkurzyłem...
Czy jest jakiś sposób aby osobie takiej uświadomić, że ma problem i że to jak postrzega i odbiera rzeczywistość jest zniekształcone i nieprawdziwe ? Oczywiście wszelka argumentacja, przytaczanie faktów, prezentacja dowodów że jest inaczej niż czuje nie przynosi żadnego rezultatu. W zaparte idzie, że całe zło to ja i jedynym wyjściem jest moja zmiana, poprawa i zabieganie o lepsze jutro.
Jakie są najlepsze momenty aby próbować racjonalnie i logicznie rozmawiać ? To, że podczas szału nie ma to sensu to już wiem. Generalnie chodzi mi o jakąś podpowiedź kiedy borderzy są najbardziej chłonni na argumenty innych. Z moja partnerką to jest tak, że mam wrażenie, że co jakiś czas mam do czynienia z inną osobą... raz wpada w szał (czasami chociaż jest powód do złości zachowuje się nieadekwatnie skrajnie albo w ogóle ciężko jest znaleźć wyraźną przyczynę), czasami wpada w jakiś stan euforyczny (wszystko ją cieszy, ma optymistyczne wizje dotyczące przyszłości, mam wtedy wrażenie jakby niemal tańczyła przy każdej czynności), innym razem znowu staje się agresywna (nie można o nic zapytać, wyrazić swojego zdania i najlepiej wykonywać wszystko tak jak ona chce - tylko że nie do końca wiadomo jak bo wymaga aby czytać w myślach), innym razem staje się melanchonijna... i tak przeskakuje sobie jakby bez powodu czasami z chwili na chwilę.
Miałem coś jej kupić a nie kupiłem. Nie miałem kasy, potem zapomniałem, potem prosiłem aby ona to zrobiła, potem znowu wyleciało mi z głowy (to nie było nic super ważnego)... no i dowiedział się o tym cały świat poprzez jej wpis na portalu społecznościowy... zostało to oczywiście przedstawione tak, że sam prawie uwierzyłem jaki jestem zły... reakcja i zachowanie znowu nieadekwatne i dziecinne krótko mówiąc - czy ona naprawdę wierzy w to, że zachowała się w porządku robiąc coś takiego ? Chodzi mi aby wiedzieć czy tylko mówi że wierzy czy faktycznie tak czuje - pytanie w zasadzie znowu sprowadza się do samoświadomości własnego zaburzenia.
Tyle tak na wstępie bo pytań mnóstwo ale może najpierw te najważniejsze. Proszę o pomoc osoby będące mocniej w temacie bo generalnie jestem masakrycznie zmęczony tą huśtawką emocjonalną, traktowaniem, wmawianiem, ciągłym jej uciekaniem, brakiem stabilności itd. itp. i chciałbym po prostu zacząć to bardziej rozumieć i znaleźć sposób na uratowanie naszych relacji.
Pozdrawiam.