28 grudnia 2015, o 21:09
Ahh ta polska mentalność... negatywne nastawienie, brak wiary. Abelarda - myślisz, że chcę się spotkać i dać dużo cennych wskazówek ludziom, bo szukam nowych przyjaciół...? Oczywiście, że nie. Mnie pomogła psycholog i podziękować za to mogę, niosąc pomoc ludziom. Czuję się wręcz w obowiązku by to zrobić. Gdy miałem dd, modliłem się, błagałem wręcz by ktoś się ze mną spotkał i porozmawiał ze mną o tym, lecz niestety tego nie doświadczyłem, co jest dla mnie przykre. Nikogo jednak za to nie obwiniam.
Co do tego, że mogę się podzielić swoją dużą wiedzą na forum - to prawda, zrobiłem to już na stronce derealizacja.fora.pl, lecz te pomoce są bardzo ogólne. Nie jesteś w stanie zadać takich szczegółowych, nieraz krępujących pytań na forum i dostać na nie ciężkie odpowiedzi, tak jak na żywo. Kto nie spróbuje, ten się nie dowie; ja chętnie służę pomocą.
B00s123 - nigdy wcześniej nie byłem przekonany, że wyzdrowiałem. Zawsze było w 90-95% dobrze, lecz czułem, że nie wróciłem jeszcze do normalnego życia. Ogólnie rzecz biorąc wyzdrowiałem dzięki psychologowi, lekom i swojej chęci życia. Do psychologa już nie chodzę, gdyż poruszyliśmy/rozwiązaliśmy wszystkie tematy, a było ich setki; leki biorę już bardzo rzadko i jest dobrze. Nie akceptowałem dd, wręcz przeciwnie - negowałem je logicznymi i sensownymi argumentami i racjami, przez co ono słabło. Rzeczy, sytuacje, nawet ludzie, które wzmacniały dd znikały i stawały się normalne.
"Zastanawiałeś sie jakoś czemu tak sie dzieje?" - nie brałem maryśki itp. więc ten argument u mnie odpadał. Odpadały też czynniki zdrowotne, gdyż wszystko było jak najbardziej dobrze (robiłem badania). Jedynym sensownym argumentem była zbyt bujna wyobraźnia na temat rzeczywistości, która zapętlała się i niszczyła mnie.
"Na pewno miałeś powroty i wątpliwości gdy DD wracało do najgorszych stanów. Co wtedy robiłeś ?" - walczyłem, nie poddawałem się, mimo, że cierpiałem katusze. Trzymały mnie przy życiu myśli z dzieciństwa, że chcę przeżyć życie WSPANIALE - to był mój cel i wiedziałem, że muszę go za wszelką ilość łez, potu, stresu, wewnętrznej pustki, osiągnąć.