na początku chciałem się przywitać, Jestem Krystian i bardzo mi miło że czytacie moje "wypociny".
Przez okres jakiegoś miesiąca przyznam, byłem jak szpieg Karamba z krainy deszczowców. Czytałem Wasze posty, porady, historie, jednak nie dorzucałem nic od siebie. Pora odpokutować xD
A więc tak, dalej zmagam się z derealizacją, to będzie już pewnie, drugi miesiąc. W tym czasie zdążyło mi się poprawić i pogorszyć. Teraz znowu świat powoli wraca do normy

W ciągu ostatnich czterech lat, parę razy przeżyłem derealizację, za każdym razem po marihuanie. Na przestrzeni czterech lat zapaliłem może z 3-4 razy. Jednak ten stan mijał, za każdym razem, gdy narkotyk opuszczał organizm. Ostatnim razem było troszkę inaczej, nie uczyłem się na błędach. Więć zapaliłem po raz kolejny. Znów przeszło. Jednak po ok. 10 dniach. Wchodzę do własnej kuchni i "bach". Już to widziałem. Wiele razy, wtedy podczas bad trip'a. Gdy zapętliła mi się jedna scena (przynajmniej tak mi się wydawało), i widziałem ją tysiąc razy. Z uwagi na to że to koniec końców moje mieszkanie, i bywam tu codziennie, własną kuchnię również widziałem wiele razy

Od jakichś 5 tygodni biorę Seronil, na razie dziecięcą dawkę, i już prawie byłem u kresu odburzenia. Dalej czasem przyłapywałem się na analizowaniu wszystkiego. Jednak derealizacja ustąpiła w 80 - 85%. Wyjazd paczką nad morze ze znajomym "otworzył puszkę Pandory". Był to znajomy która samą obecnością mnie zawsze irytował. Powinienem unikać prowokatorów, wiem. Jednak wizja wyjazdu nad morze była kusząca. Znajomy ten, mówi jednak bardzo niewyraźnie. Sepleni, "trzeszczy" i nieustannie wtrąca w każde zdanie jedno z czterech słów: "Wiesz? Rozumiesz? Tak? Oraz Nie?" Po spędzeniu trzech dni nad morzem, miałem dość, jego, jego głosu i słyszenia tych czterech cholernych słów w kółko. Prosiłem go by na to uważał, jednak poprawa trwała średnio 5 min" Teraz jesteśmy z partnerem po powrocie. Po niezbyt komfortowej podróży pociągiem (Nie chciałem już wracać z wyżej wspomnianym znajomym

Jest już stanowczo lepiej, jednak lepiej się czuję we własnym domu, bez nieustannych stresogennych czynników, (nowe miejsce, irytujący towarzysze). Wierzę że nam się uda, już raz prawie wyszedłem, następnym razem mi się uda! Wam również moi drodzy zaburzeni kompani.
Jeśli ktoś ma jakieś wskazówki bądź pytania z chęcią na nie odpowiem/ wysłucham(a właściwie przeczytam). Trzymajcie się cieplutko!
Krystian