Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Głowa mała - ostatnie pytanie.

Forum dotyczące derealizacji i depersonalizacji.
Dzielimy się tutaj naszymi historiami, objawami, wątpliwościami oraz wszystkim co nas dręczy mając derealizację.
Dopisz się do istniejącego tematu lub po prostu jeśli chcesz stwórz nowy własny wątek.
ODPOWIEDZ
aleks1723
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 185
Rejestracja: 17 stycznia 2016, o 19:38

20 kwietnia 2016, o 20:57

Dobra teraz konkretnie będzie, to co mnie konkretnie boli... Nie jesteś swoimi myślami i emocjami, one się w tobi pojawiają, to zdanie mi bardzo utkiwło i teraz jest bardzo męczące też przy braku uczuć. Mam uczucie, że jestem kamieniem, nie wiem jak reagować na emocje ludzi itd, skoro wszystko mi się wydaje, że ludzie wymyślają... np jak jakiś problem jest, to skąd mam pewność, że ten problem naprawdę istnieje i że powinienem tą emocje odczuwać? Np jak kierownik na coś wrzeszczy w robocie, to ja zamiast odczuwać jakąś nieprzyjemną emocję, to się zastanawiam, jak to jest, że on tak się emocjonuje, co w nim to wzbudza, i po co... Takie uczucie nie bycia człowiekiem... Jest to chooooleernie męczące... Nie wiem już jakimi sprawami mam się przejmować, a jakimi nie... Nic mnie prawie nie rusza, tylko mulenie w brzuchu ciągłe i tyle. Wyobrażam sam siebie jako kamień, a emocje i myśli obok mnie, tylko w takim stanie nie jestem jak normalny człowiek!!! Czasem np, jak coś uda się mnie wkurzyć np Brat, to tylko leci analiza na temat, że nie ma sensu, że jestem pustką, emocje są bezsensowne, aż dochodzi człowiek do momentu, że całe życie jest bezsensowne i szare tak naprawdę... Nie wiem jak reagować emocjami, czy akurat te myśli moje są słuszne i to co sądze o świecie itd...
To nie natręty, tylko ja tego po prostu kurde nie wiem... Czy to możliwe jest do cholerci? Jak staram się ignorować myśli za wszelką cenę, to np jak zaraz o czymś pomyślę sensownym, to jest natręt ( Nie masz pewności, czy tą myśl też ignorować) Gdzie jest ta granica, że nie jesteśmy myślami, emocjami itd... jak robię wszystko jak automat, to wydaje mi się, że Jestem automatem i nie umiem tak długo... Czepiam się każdego poglądu, bo nie wiem czy jest prawdziwy, wszystko mi się wydaje zawodne w życiu np rozumowanie świata: Dziś np ktoś się na mnie popatrzył, a ja miałem od razu myśl, że się nabija i chęć walnięcia mu - ale zaraz zauważyłem, że to tylko w mojej głowie i to nie koniecznie jest prawda - Gdybym nie wiedział, że to nie koniecznie musi być prawda, to bym mógł kogoś za moje wyobrażenie walnąć ( tak działa chyba każdy człowiek, że myśli, że to co myśli to prawda np: a ten to jest głupi) Nie radzę sobie sam ze sobą już. Wyciszenie poimaga, ale na jak długo? Zaraz znowu przychodzi, że to co mówię nie jest prawdą koniecznie, aż mi się kręci w głowie jak o tym myślę. Czasem się tak zapętlam, że szok... Albo np kiedy mam odczuwać emocje itd... Nie pozwalam sobie na bycie sobą... Tylko mulenie w brzuchu, ból głowy. Nie mam nawet motywacji, żeby siebie wspierać, bo nie wiem czy ja jest słyszne, czy nie zmyśliłem błędnie sobie moich wszystkich życiowych poglądów... Że nie będę umiał już tak nigdy żyć... Naprawdę jest ciężko, bo mam to za prawdę, a nie za natręty, więc jak się tego pozbyć niby? Żyć jak automat na siłę? I zawierzać temu, że np myślę, że ktoś jest głupi według mnie ( chociaż to tylko wymysł może być mojej głowy) wiedząc o tym, że to tylko wymysł?

Nie mogę tego zrozumieć jak mogłem przed nerwicą normalnie, myśląc, że ten obraz świata co trzymałem w głowie jest jedyny... Życie zaczyna dla mnie mało znaczyć przez to po części i wszystko zapada się jak w jakimś koszmarze... Że ja sobie wszystko wymyśliłem, to jestem raczej pewien, tylko jak z takim czymś wyjść z nerwicy... Możliwe też, że nie patrzę trzeźwo na świat, ale ja już naprawdę nie wiem co jest co, wszystko gadam z automatu, nie chce mi się już naprawdę żyć, bo moje życie mi się wydaje rzeczowe i wgl życie, a jednocześnie nie mogę się z tym pogodzić, nie mogę w to uwierzyć, że to jest prawda, że życie to iluzja.

Chciałbym tak po prostu sobie żyć i tak dalej, jak np ktoś tu pisze, że ma myśli że kogoś zabije i się tego boi, ale on wie kim jest, czym jest itd, jest pewny siebie, że się tego boi, że lęk jest jego... A jak lęk sobie też wyobrażam obok mnie, tylko ta jeban* pustka i bezsens... Przestałem się praktycznie bać wszystkiego (Życia) ale co z tego, jak cały sens poszedł się... Jestem kamieniem. Nawet czasami mam tak, że jak jest chwilowo lepiej i sobie odpoczywam to jest "zaraz coś jest nie tak, ten stan też jest chwilowy i ja sobie go wymyślam" całe życie wymyślone w głowie i to jest prawda niestety, na to są dowody, że ludzie tworzą obraz świata w głowie... Chciałbym się poczuć bezpiecznie, że mam o co walczyć o życie, że jak się schowam w domu, że jestem człowiekiem i mam motywacje do życia... A tu dupa, wszystko pozanikało... Tak się zagubiłem, że sam nie wiem co i jak. Może też tak być, że zmienił mi się obraz świata, ale naprawdę już brakuje mi sił, kiedy jestem pewny, że wszystko jest bez sensu, nie chce mi się nawet bronić samego siebie, a jednocześnie część mojego ego, dumy nie pozwala brać leków i żyje swoją wyobraźnią... Chciałbym uwierzyć, że to co trzymam w głowie to ja, że mam o co walczyć itd... Już wolałem się bać np śmierci kogoś czy swojej, wolałem rozkminiać rzeczy różne i bać się czegoś i w razie co wrócić do ciepłego łóżka i się bać - ALE wiedzieć po prostu jak żyć, że to czym się jest jest pewne, że wszystko jest pewne i na swoim miejscu, że ja jestem taki i taki, że lubię to i to, że kocham tych i tych, a tych i tych nie lubie... A teraz... Gówno... Jedno wielkie gówno i pustka. Naprawdę mam już w dupie takie życie, bo nie mam nawet motywacji żadnej żeby z tego wychodzić, bo jak sobie wyobrażam, że będę z tego wychodził, to mam taki obraz w głowie, że będę się oszukiwał i na siłę znowu zapychał głowie pierdołami i obrazami swojej osoby... Ale bez tego nie mogę ruszyć, bo inni już to mają na starcie... Wszystko gówno, jedno wielkie gówno, tylko mi się miotować chcę całymi dniami. Chcę odetchnąć i wiedzieć, że to ja odetchnąłem, tylko tyle, tylko kurna tyle... Czy aż tak wiele wymagam od życia? Ale wiem, że samo nic nie będzie, tylko jak ma coś być jak ja się bronie jak tylko mogę żeby nie wyzdrowieć, a chciałbym wyzdrowieć, tak żeby mi tą całą wedzą ktoś wymazał z głowy i być pewny znowu, że jestem janek kowalski, lubię to, wstaję rano, mam marzenia, rodzeństwo, kocham emocje, kochame emocjonalnośc i nie jest to sztuczne itd...

Nie wiem czy bez leków się obejdzie, ale przed nimi się bronie jak tylko mogę... Paradoks... Miotuje już tym wstawaniem rano, życiem, bo i tak nie ma sensu nic z takim podejściem do życia i z takim stanem... Ale nie chce sobie odbierać życia, chcę żeby ktoś mi wymazał informacje z głowy, które utrudniają mi wyjście z nerwicy... Nie mogę sobie nawet oddychnąć bo się tym stresuje, nie umiem odczuć klimatu... Jak bym wyszedł z tego, to pewnie bym dalej miał wrażenie, że się oszukuje, że ponakładałem tylko warstwy na psychikę i życie, które jest szare w swojej okazałości...
Wiem, że już się napisaliście, że ohohoho, dlatego nie oczekuję odpowiedzi, bo i tak pewnie nic do tego pustego łba nie dotrze, bo mi się wydaje, że wszystko to kłamstwo, tzn jestem pewien, bo to naukowo udowodnione, że to kłamstwo, to całe życie, no ale... Może w następnym wcieleniu się uda, chociaż pewnie też chu*a prawda :) Nawet jak robi się lepiej, to zaraz doszukuje się kłopotu, że to tylko emocje i myśli, że to moja maska... Czasem mam takie wyobrażenie, że nawet z lekami bym specjalnie chciał wywoływać ten stan, bo to nie prawda jest to całe życie osobiste. Już nie mogę, każdy dzień to męka z samym sobą... nie żadne myśli natetne ( to też czasami" ale głównie blokowanie się samemu przed sobą, wielkie niewiedza i jedno wielkie g... niemoc wyobrażenia, niemoc odczuwanie w sobie życia... Przekleństwo. Jestem obecnie chory, a mnie to nawet nie rusza, gorączka, bóle itd, a ja jadę motorem w bluzie z rana do roboty - To już można nazwać głupotą, ale wydaje mi się, że ja naprawdę samemu sobie zagrażam w pewnych chwilach... Bo w pewnych o coś walczę jednak... Ja nie chce tej całej autodestukcji, nie chcę tego gówna, a jednak jestem za słaby, żeby z tym walczyć i nie wiem jak. Wszystko kiedyś było takie proste kur*a, byłem małym chłopcem, to wiedziałem, że jestem Aleks, że lubię rano kakao, że picie kaka'a nie będzie powodowało nerwów i bólów brzucha, że oglądanie filmów, będzie powodowało roztrojenie żołądka i oczywiście takie nerwy i dygotanie ciała, że nie sposób opisać, najprostrze czynności to męka i wydaje się że iluzja.
Dobra ponarzekałem na los. Dobranoc.
Największe zło jest ukryte w świętobliwych nadmiernie i w tych powściągliwych nadmiernie.
No bo ja kochałem Życie, ale się za bardzo rozpędziłem i je zgubiłem...
Awatar użytkownika
Lipton
Dyżurny na forum Odważny VIP
Posty: 437
Rejestracja: 26 maja 2014, o 23:24

20 kwietnia 2016, o 21:03

W sumie dobrze że napisałeś to, bo mi się nie chciało, a mam podobne myśli :DD Tylko że raczej już rozumiem że to DD. Mimo wszystko jakoś mam problem żeby sobie z tym poradzić, ale mam też za dużo na łbie ostatnio żeby też się teraz odburzać. Ale moje natręty też właśnie tycza sie tych tematów. Wolna wola, kim ja jestem jeśli czuję się jak tylko automat. Pytania czy tak na prawdę to ja podejmuje jakiekolwiek decyzje czy robi za mnie to mózg, a ja w rczeczywistości jestem tylko obserwatorem tego
Najczęstszą przyczyną niepokoju jest poszukiwanie spokoju
kucyki46
Gość

20 kwietnia 2016, o 22:03

Pewnego razu w poczuciu całkowitego rozbicia, zagubienia i beznadziei usiadłem przed kartką, aby zapisac co mi w życiu przeszkadza, co boli, co bym chciał wymazać. Zależało mi aby zaznaczyć te pkty, które wymagają zmian, by mieć pojęcie w którym kierunku pójsc. Dłuższy czas nie zapisałem nic, w koncu 3 rzeczy, które chciałbym zacząć robić. Nic o tym co było nie tak. Jakiś czas przeczytałem "Być jak płynąca rzeka" Coelho i zrozumiałem, dlaczego wtedy czułem bezsens zapisywania błędów i rozczulania się nad nimi. Życie jest jak płynąca rzeka, płynie tylko w przód, zabiera wszystko co napotka ze sobą i nie ma możliwości by zawracać kijem Wisłe. Wszystko co było, czego doświadczyłeś działa na Twoją korzyść, nawet zaburzenie, bezsens, pustka i to że nie wiesz kim jesteś również. Choć to wydaje się na dziś dzień niedorzeczne. Jak powiedział Jobs "nie mozna łączyć pktów patrząc w przyszłość. Mozna to robić patrząc tylko wstecz". Masz pewną wiedzę, ale nie przerobiłeś jej. Aby to zrobić potrzeba żyć, bo dopiero wtedy można z czasem ją odnieść do realnej rzeczywistości. Zrozumienie wielu kwestii nie nastepuje od razu. Wszystko w swoim czasie, a wszystko dla nie_ignorantów. Wtedy też człowiek doświadczony i trzeźwo myslący racjonalizuje pewne rzeczy. To co ważne staje się wartością, co nieistotne traci znaczenie. Dobrze zaś, że jesteś człowiekiem myslącym i nic co ludzkie Ci obce nie jest, ale jak głosi powiedzenie "co za duzo to niezdrowo". Ostatnio wydaje się, że masz przebłyski i zauważ, że one są wtedy gdy zaczynasz naturalnie funkcjonowac. Wychodzisz z domu, pracujesz, masz kontakt z ludźmi. I na tym bym się skupił.
aleks1723
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 185
Rejestracja: 17 stycznia 2016, o 19:38

20 kwietnia 2016, o 23:19

Dzięki Kucyki, kurde na Ciebie zawsze można liczyć, no ale właśnie teraz mam wrażenie, że racjonalność znikła... Wszystko wydaje się płytkie, np nie rozumiem jak ludzie ubolewają nad tym, że chłopak, albo dziewczyna ich rzuciła, albo inne rzeczy, w tym stanie... (Wcześniej przed zabudzeniem tylko nie rozumiałem związków :D) jestem pustką, tak jakby świat się mógł walić, a ja bym i tak powedział: To tylko takie i takie emocje i myśli zachodzą, co z tego to tylko emocje i myśli... No łeb rozwalony... Co dziwne śpię spokojnie i lęków aż tak mocnych nie mam, tylko jak się staram wczuć, no czasami. Pustka, pustka życiowa, brak mnie, nie umiem nic określić. Wpoiło mi się to do łba, jak nie wiem co natrętnie... Jak to zostanie, to jestem skończony jako człowiek. Bo byłem zawsze uczuciowy i lubiałem się wczuwać w atmosfere, kochałem ludzi, a teraz czuje pustke... I natręty, które nie powodują tyle co lęku, tylko zaplątanie i wkurzenie... Tak jakby moje myślenie racjonalne się myliło, bo to ja sobie wyobraziłem ten świat i tak, zbudowałem sobie go i wszystko to ściema. No ale wiadomo, że ciężko to komuś z boku zrozumieć, jaka w tym jest niemoc do niczego... Jak się cieszę to nazywam to "ciesze się" i mam wrażenie, że to jest emocja, jak kartka papieru, nic w tym życia jak dawniej... Nie przeżywam tych emocji, tylko je moge widzieć jakby z boku natrętnie, nie mogę się wczuć w rolę człowieka... Jakby to była gra i tak jak w grach ludzie naciskają jakiś guzik i się taka emocja pokazuje i mimika odpowiednia... To samo z działaniem bezsens, jedna wielka kontrola i nie rozumienie niczego i pragnień, bo po co pragnienia, skoro to tylko emocje odpowiednie, a skoro ja traktuje rzeczowo emocje, to i pragnienia niepotrzebne i koło się zatacza... Jestem jak przerośnięte warzywo... Czuje że odgrywam rolę w teatrze, który już dawno zamknięto. Trace życie, nie tracąc siły fizycznej, a mając jej aż za dużo. Wszystko co i tak zrozumiem, zrozumiem w swój sposób, bo nie moge zrozumieć świata i tak, ale podważanie racjonalności, to lekka przesada. Nadchodzi jakaś emocja np gniew, ale skąd mam wiedzieć, że ta sytuacja wymaga gniewu, niby człowiek to robi automatycznie, a potem: "ile to ma jeszcze trwać, ile jeszcze skund ta emocja gniewu ma trwać w moim ciele", że ludzie się bawią w role, ofiary, bandyty, policjanta, bohatera, przestępcy, każdy się odpowiednio wczuwa w swoją rolę, a mi brakuje roli. Wiem, że ciężko jest człowiekowi zrozumieć normalnemu pewnie to, bo to trzeba chyba tylko doświadczyć, inaczej rozumem jeszcze w dodatku zdrowym, to za ciężkie do pojęcia moim zdaniem. Kiedyś byłem naiwnym marzycielem kochającym świat a przynajmniej taki obraz siebie w mojej głowie nosiłem, a teraz bym się z samego siebie zaśmiał i wyszydził, że to emocje kierowały życiem, co poczułem to za tym szedłem. A teraz, a teraz nic nie wiem, nie wiem nic... Chociaż somatykę muszę zklikwidować, może mi się samoświadomością uda. Kiedyś tak robiłem, że jak odczuwałem ból głowy, to najpierw kierowałem uwagę na ból, potem na oddech i ból mijał :) Oglądajac filmy, śmiejąc się z żartów automatycznie, no ale odczuwanie siebie jako osoby, a nie robota było lepsze. Choć tak szczerze pare ostatnich miesięcy przed nerwica przesiedziałem przed kompem zbierając kasę na zakup marzenia "kampera" i wyjechania w podróż, wybrałem coś innego, życie się inaczej potoczyło. Nerwica mnie zmusiła do innego trybu życia, niż "lajtowego". Ps: opisując swoją osobę dziwnie się czuję, jakby to nie miało znaczenia. Księżniczka została wyrwana ze snu, zwanego "życiem" a prędzej śnieniem o życiu... Przez jakiś rok czasu prawie nie żyłem, nie pracowałem, tylko na kompie. Wcześniej pracowałem, uczyłem się jeszcze wcześniej, zawsze coś się działo... Choć ze szkoły zwiewałem, w pracy się wkurzałem, ale to ja przeżywałem swoje emocje, to ja miałem swoją rolę, byłem zaciekawiony życiem, a teraz lipa. Np wczoraj moja Mama "zgubiła telefon" leżał jej w torebce, ale nie mogła znaleźć i od razu panika, a ja analizuje że w jej głowie jest panika z powodu/bez powodu, że to tylko emocja, a telefon nie koniecznie musi być zgubiony... Tak jak myślałem telefon się znalazł, a panika spadła...
Powiesz komuś komplement, to wzrasta ta emocja, powiesz obelgę, to tamta emocja wzrasta, a jak zaraz znowu powiem komplement, to znowu tamta, nie wiem czy jestem jakimś psycholem, że to zauważyłem, bo może to być moje błędnie odczytane, ale naprawdę ten świat mi się wydaje dziwny. Tylko, żebym miał jeszcze jakąś granicę, żeby ta granica pozostawała w tym realnym świecie jedną stopą, bo czasami przechodzę przez tą granice własnym myśleniem, zapętlam się i boję użyć rozumu, żeby nie wymyślił coś błędnego...

oO Albo co fajnego zauważyłem, jadąc np motocyklem myślałem "oo ale ze mnie wielki kozak itd np z kumplami itd" i myślałem wtedy, że np inni się patrzą, ale taka prawda, że to wszystko zapewne w mózgu moim się rodzi i w mózgu moim zostaje. Tak samo jak ludzie podejrzewają o zdrady i inne pierdoły ludzkie, które mnie hmmm dziwią... Tylko ta granica mogłaby się na tym skończyć, bo czasami mój mózg poza normy wyjeżdza i mam uczucie, że wszystko co nie wymyśle to fikcja, bo mózg nie jest zdolny/przystosowany do prawdziwego odbioru rzeczywistości, cokolwiek rzeczywistością by można nazwać... Cząsteczki? No ale nie chcę nikogo straszyć, jednak na ten moment mam ciało ludzkie itd, więc na tym się chyba muszę skupić, postaram się. Bałem się trochę czytać pewnej ksiażki, ale i tak nie mam nic do stracenia, a mogę tylko zyskać w tym stanie. W tym stanie nic mnie nie rusza, tylko wieksze pieczenie głowy, ale " To tylko głowa" i to mnie wkurza, ten natręt. To tylko głowa, to tylko dupa, to tylko noga, to tylko ty... Co by mi się nie działo, to tylko... i tak jesteś pustką, to co ci szkodzi, żeby cie jeszcze głowa bolała itd... autodestrukcja się kłania...

Dziękuję Ci Kucuki naprawdę, choć teraz i tak natręty podpowiadają, że ludzkość nie ma sensu, i wszyscy tu piszą, bo jakiś tam impuls w ich głowach zaszedł ( przepraszam, że to piszę) to dziękuuuuuję Ci z całego serca za uwagę i za to, że jesteś na tym forum. Zauwżyłem, że jestem naprawdę pomocny ludziom, a takich osób jest mało. No i na pewno pewnie wiele zrozumiałeś w życiu. O ile to nie na pokaz "Taką mam nadzieję! :D" jesteś bardzo pozytywnym gościem! Mozna tylko pogratulować, że dokonała się w Tobie aż taka przemiana, której ja niestety w tym stanie nie jestem w stanie docenić ( Nie byłbym nawet docenić tego, że dostałbym w spadku cały Wielki Mur Chiński i pół Ameryki na własność...
Największe zło jest ukryte w świętobliwych nadmiernie i w tych powściągliwych nadmiernie.
No bo ja kochałem Życie, ale się za bardzo rozpędziłem i je zgubiłem...
ODPOWIEDZ