Witam. Dziś znajomy mnie zaprosił na spotkanie - Nie spotykałem się już dawno, z nikim. Wpadłem w ten cały "swój świat" i moje poglądy zmieniły się na takie, że wszystko jest iluzją i nie ma sensu rozmawiać z nikim, bo to tylko bełkot o bezsensownych rzeczach itd i nie ma sensu nic oprócz "świata wewnętrznego (Buddyzm" który mi się wydawał prawdziwy i że wszystko inne nie ma sensu, bo cały świat jest tylko materią... Tak się tym światem nakręciłem, że w niczym nie widzę sensu bo nie jest "wzniosłe

"
Nie wiem, czy się będę wiedział jak zachować, czy czasem nie będę kogoś musiał udawać ( Zresztą teraz nie wiem kim i tak jestem i co jest pięć) Nie mam swoich poglądów (Wszystko straciłem przez właśnie buddyzm i nerwice i DD) Bo mi się ciągle wydaje, że ja wszystko wiem, że zbadałem cąły wszechświat co do materii ( Taką mam iluzję w mózgu)
Jak radzicie iść i gadać o pierdołach itd? Może warto, bo się trochę wycofałem społecznie - Ale niektórzy z nich tylko gadają o "Dupach i kasie" - Też kiedyś o tym gadałem, ale teraz nie widzę jakby sensu( w gadaniu o niczym), takie uczucie jakby to jednak nie było to prawdziwe życie, tylko to iluzja. No wiem, że to pierdoły, ale sam już nie wiem, jakby ktoś miał troszkę czasu odpisać, to byłbym bardzo wdzięczny

Wiem, że nikt za mnie nie zdecyduje, ale ja sam już nie wiem co lepsze w tym wypadku. Będzie tam też mój dawny "przyjaciel" z którym zawsze wyskakiwałem na dziewczyny, na dyskoteki, piliśmy na umur, zawsze za nim się stawiałem i jak przyszło co do czego, to w jego obronie się zawsze też stawiałem.

( A teraz to wszystko jakbym utracił, jakbym nie widział sensu tych rywalizacji, picia, siłowni
niczego, jakby wszystko było egoistyczne, a ja dziwnie nie umiem teraz tak patrzeć)
Największe zło jest ukryte w świętobliwych nadmiernie i w tych powściągliwych nadmiernie.
No bo ja kochałem Życie, ale się za bardzo rozpędziłem i je zgubiłem...