24 października 2012, o 09:13
			
			
			
			
			Witam, 
Postanowiłam do Was dołączyć, ponieważ szukam wsparcia. 
Jestem 40-latką, która do zeszłego roku funkcjonowała i żyła normalnie, bez żadnych depresji, lęków co nie znaczy że bez tzw. życiowych trosk i problemów. Jestem po studiach, całe życie pracowałam w międzynarodowych korporacjach. Miałam swój świat zainteresowań, kochałam życie, przyrodę, podróże, swoją rodzinę i psa. Taki empatyczny-wrażliwiec, człowiek przyrody a nie miasta. 
W zeszłym roku miałam bardzo silne przeżycia prywatne, z którymi się nie umiałam uporać i nagle jak ja to nazywam: umarłam,nadal żyjąc. 
Wciąż funkcjonuję jak "zombi" czyli "jestem obok" a do tego bez odczuwania emocji i uczuć, co jest już dla mnie nie do zniesienia - przedkłada to się na każdą sferę mego życia. 
Przecież człowiek żyje emocjami. A ja jestem w środku pusta i martwa. Nie odczuwam niczego: świat za oknem, najbliższe mi osoby, znajomi, własny pies, dom wydają się jak obcy. Nie ma we mnie ŻADNEGO emocjonalnego odbioru: ani ludzi, ani przyrody, ani zwierząc, ani muzyki. 
Doprowadza mnie to do rozpaczy, bo jak z tym walczyć, czym się zając? 
Moje ukochane książki, muzyka, nawet filmy - wydają się być martwe -nie odbieram obecnie tego co ze sobą niosą - zawartości emocjonalnej. 
Nie robią na mnie wrażenia jakiekolwiek tragiczne wydarzenia, na które byłam tak wrażliwa. Podejrzewam, że gdyby nie daj Boże cokolwiek stalo się komuś z bliskich - też bym na to nie zareagowała w uczuciowy sposób. 
Jest jedynie świadomośc i lęk, że już tak zostanie. 
Towarzyszą mi oczywiście inne potworności, jak owo odrealnienie,poczucie bycia w oddaleniu, jakby utrata własnej tożsamości, ponieważ wraz z uczuciami umarło wszystko: moje pragnienia, marzenia, to co sprawiało mi przyjemność. 
Od roku mam wrażenie, że mój mózg odmawia współpracy: bardzo trudno to wszystko opisać, czuję się jak umysłowy i emocjonalny inwalida z permanentnym otępieniem w głowie. 
Rok temu, gdy przyszło owo nagłe załamanie, nie byłam w stanie skompletować sobie ubrania przed wyjściem do pracy, przypomnieć sobie co jest potrzebne do ugotowania zupy, nad napisaniem krótkiego w pracy maila zastanawiałam sie 3 razy dłużej(umysł sie wyłączyał, koncentracja nie istniejne)+ owo odrealnienie i obcość wszystkiego dookoła. 
Mogłam godzinami stać w miejscu bez ruchu,  z jedyną myślą w głowie, że coś potwornego się ze mną dzieje, tylko co i dlaczego? 
Dodam, że jestem po psychiatrycznej diagnozie i  (sklasyfikowano to jako "zaburzenia dysocjacyjne), szpitalnym wielomiesięcznym leczeniu różnymi lekami +  jednak żaden mi nie pomógł + terapia, ale jak tu mówić o jakiejkolwiek terapii, jak się niczego nie odczuwa-jedynie płacz z bezsilności, gdyż w środku jedna wielka przerażająca pustka). 
Czy ktoś z Was także boryka się z utratą uczuć ? Jak mam sobie pomóc ? 
Obecnie szukam pracy i jestem przerażona, że jeśli nawet ją znajdę, to jak sobie poradzę będąc wciąż w takim stanie, gdy każda minuta jest męczarnią i nic nie sprawia ulgi.  Tylko sen jest chwilą odpoczynku.