Widzę w takim razie, że siedzisz w zaklętym kręgu i z każdej strony coś Cie dobija, lub się na Ciebie wali. Niestety ciężko jest nagle sobie poradzić z tym wszystkim i naprawić na trzy cztery czynniki zewnętrzne, które podtrzymują w Tobie ten stan, a już szczególnie trudno to zrobić będąc w kiepskiej kondycji psychicznej. Dlatego, w moim odczuciu, jedynym rozwiązaniem byłoby zmienienie podejścia niezależnie od sytuacji. Czyli wypracowanie sobie dystansu do tego. Myślę, że gdy mamy w sobie bardzo mocno osadzone poczucie honoru, perfekcyjności, przekonanie, że idealna wersja naszego życia się nie ziszcza, to jest trudniej wyjść z tego negatywnego stanu.
Nie wiem czy u Ciebie to tez mogłoby być takim decydującym czynnikiem, ale ja zauważyłam, że od dziecka żyłam marzeniami o tym jak to kiedy "dorosnę", to moje życie będzie odzwierciedleniem wszystkiego, czego zawsze pragnęłam, że ucieknę od tych wszystkich ludzi, którzy mnie ściągali w dół, będę mieć poczucie bezpieczeństwa, spełnienia itd., tylko dlatego, że oni już nie będą mi mogli mówić co mam robić , a ja jak skończę studia, to będę zapraszana wręcz do pracy. Niestety, jak można się domyśleć, rzeczywistość mnie uderzyła solidnie w twarz i dopóki trwałam upierając się, że ona ma wyglądać tak jak ja sobie życzę, to było mi bardzo ciężko, bo na każdym kroku coś przypominało mi o tym, że rzeczywistość jest niezgodna z obrazem w mojej głowie. W momencie kiedy poluzowałam trochę te wymagania, zrozumiałam, że mam do wyboru albo rozpaczanie, że nic nie idzie wg. idealnego scenariusza, albo akceptacje tej formy rzeczywistosci, która istnieje, to zrobiło mi się lepiej. Mimo że na zewnątrz nic się nie zmieniło, to własnie moje podejście pozwoliło mi poczuć się inaczej. Rozejrzałam się też wokół i zauważyłam, że porównywałam się tylko i wyłącznie do ludzi tzw. sukcesu (wysoka pensja, dom, mąż, kółeczko przyjaciół, itd.), a umknęło mi, że otaczają mnie też ludzie, którzy mają o wiele gorzej niż ja, lub tak samo jak ja. To pozwoliło mi nabrać dystansu i teraz już nie upieram się przy tym, że wszystko ma być perfekcyjne. Dalej mieszkam przez ściane z ojcem, który mi zrobił z mózgu coś co nadawało się na oddział zamkniety, z mama, która oczekuje ode mnie że będę jej emocjonalną kroplówką i zaharowuję się na stażu za marne pieniądze za które nie mam jak się usamodzielnić, nie wiem nawet czy za 3 miesiące będę mieć pracę, wszystkie związki mi się rozpadły, ostatni to w ogóle mi zostawił traumę, a jednak mam to gdzies, choć bywa mi przykro. Bo nie oczekuje już takich cudów, choć nadal mam marzenia. Ale wiem, że mam wiekszą szansę je spełnić jeśli będę wychodzić w ogóle z łóżka rano. I przestałam ukręcać na samą siebie bata. Czyli chodzi o zmianę systemu myslenia. Nie, że kochasz to, że twoje życie uważasz za jakąś ruinę, ale akceptujesz obecną sytuację i siebie taką jaką teraz jesteś, chociażby po to by doprowadzić się do stanu, w którym możesz zmieniać swoją rzeczywistość. Bo w Twoim obecnym stanie jest to średnio mozliwe.
To tyle jeśli chodzi o zewnętrzne czynniki i podejście. A teraz o spojrzeniu na siebie. Moim zdaniem, osoby, które były w jakiś sposób maltretowane psychicznie w domu mają zaburzenie poczucia własnej wartości, czują się nikim albo przezroczyste, same przed sobą wierzą, że nie zasługują na nic dobrego i to blokuje też walczenie o siebie w życiu, tym samym, na przykład, pójście do potencjalnego pracodawcy i przedstawienie siebie z pewnością w głosie, albo wysłanie CV na stanowisko, które wydaje się fajne, ale już pierwsza mysl jaka sie pojawia, że nie dla nas. To jest strasznie hamujące, bo nikt nie może nas hamować tak, jak my sami. Wciąż słyszymy w głowie głosy opiekunów, ich powtarzane przez lata słowa, które zaczynamy brać za obiektywne opinie o nas samych. Tutaj krokiem do pokonania tego jest zrozumienie dogłębne, że to jest subiektywne , że to że mamy myśl, że jesteśmy beznadziejni to jest nasza myśl, która nie stanowi faktu. Dlatego kiedy zaczynam myśleć, że jestem beznadziejna, od razu za tym podąża korygująca myśl, że to nie jest istotne, bo jesli pójdę do takiego pracodawcy i mu coś powiem o sobie to moze sie okazać, że on odbierze mnie inaczej, niż ja siebie, dlatego że nie jest skazony moim tokiem myślenia wypaczonym przez toksyczne osoby.
To samo polecałabym Tobie. Przyjrzenie się temu, że nasze poczucie wartości jest bardzo subiektywne. Jesli ktoś Cie pochwali a w głębi duszy mysli, że jesteś debilem, to poczujesz się fajnie, ale to poczucie będzie zbudowane na kłamstwie. Jeśli Cię skrytykuje uwierzysz w te słowa i zjedzie Ci samoocena. A ona powinna byc zbudowana tak, że wiesz, że robisz co możesz by jak najlepiej robić to co robisz i zachowujesz się najlepiej wedle tego jakie masz wartości i wtedy będzie Ci łatwiej mieć dobre mniemanie o sobie, niż gdy będziesz warunkować spojrzenie na siebie tym jak Ci coś idzie, czy co Ci ktoś powiedział.
Rozumiem jak najbardziej, że bezrobocie jest ogromnie dołujące, bo daje poczucie, że jest się beznadziejnym, skoro nie moze sie znaleźc pracy, w dodatku niesamodzielnym, często zależnym od kogos od kogo chciałoby się byc jak najdalej. Polecałabym Ci próbę znalezienia na początek jakiejkolwiek pracy (niekoniecznie w magazynie na nocną zmianę, ale wiesz co mam na myśli, jakiś start). Nie musi być to praca marzeń, ale coś co po pierwsze Cię zdyscyplinuje do organizacji dnia i czasu (nie ma nic gorszego niż depresja i ocean czasu). Będziesz miała też wtedy jakiekolwiek pieniądze i to będzie pierwszy krok do wyjścia z zaklętego kręgu. Jak już będziesz bardziej ogarnięta z tym, to będziesz mogła bardziej na spokojnie przyglądać sie innym ofertom i nie będziesz się czuła jak mysz w potrzasku.
Nie musisz od razu wiedzieć dziś, co będziesz chciała robic. Czasem jest tak, ze zaczniesz coś robić i to polubisz, albo przyjdzie Ci do głowy coś pokrewnego, albo dojdziesz do tego droga eliminacji. Ale łatwiej jest to robić w praktyce niż teoretyzować z deprechą na kanapie. Wiem coś o tym. Jesli jesteś zarejestrowana w urzędzie pracy, możesz spytać czy nie mają chociażby stażu do zaoferowania, bo tam nikt nie będzie od Ciebie wymagał cudów, a jednak jakąś kasę dostaniesz i się rozruszasz trochę na dobry start.
Domu nie zmienisz na trzy cztery, ale na pewno nie bedziesz z nimi mieszkać już zawsze jesli tylko zapamiętasz dwie rzeczy, że z depresji s ie wychodzi i to, że teraz masz takie poczucie beznadziei nie jest permanentne, a po drugie, ze stopniowo możesz zmieniać swoją rzeczywistośc pod warunkiem, że troche zmienisz swoje wymagania. I mozliwe, ze w koncu dojdziesz do tego idealnego stanu, ale czekanie na to, że w ciągu miesiąca przejdziesz z rozpaczy do cudu nad Wisła, jest robieniem sobie krzywdy i wpychaniem się w ten sam kąt. To samo z nadwaga. W depresji tak łatwo nie zrzucisz, ale jak się zaczniesz czuć stopniowo lepiej, to i przyjdzie motywacja, bo zmieni się Twój stan psychiczny.
Czyli wszystko małymi kroczkami, dać sobie czas i załapać jakiś dystans, zastosować jakąś wyrozumiałość dla siebie, przemyslec dogłebnie to, żeby zaczęło przenikać do podświadomości, stało się nowym nawykiem myślowym. I nade wszystko trzeba chciec i wiedziec, że to zadziała po czasie.
Polecam Ci też serdecznie lekturę tych artykułów na naszym forum. Moim zdaniem, możesz coś dla siebie z nich wyciągnąc, tylko pamiętaj żeby czytać je będąc otwartą na zawarte w nich treści , a nie z nastawieniem, to i tak nic nie da
O nastawieniu normalnościowym -
klucz-odburzenia-nastawienie-normalnosciowe-t3695.html
O naszych dialogach wewnętrznych -
dialogi-wewnetrze-cz-1-kim-tak-naprawde ... t4027.html
O rozwoju osobistym bez presji -
rozwoj-osobisty-bez-presji-i-wygorowany ... t3423.html
O analizie samego siebie -
analiza-wewnetrznego-ja-czyli-moj-wlasn ... t3416.html
I najważniejsze - o DYSTANSIE -
webinar-odnosnie-dystansu-t3569.html