W sumie nie ma dla mnie znaczenia jaka jest odpowiedź na zadane w tytule pytanie. Mam nerwicę, pierwsze ataki paniki pojawiły się w kwietniu. Najgorsze fazy (strach przed wyjściem z domu) mam za sobą. Jednak przypałętała się hipochondria (z którą nie mogę sobie poradzić) i ciągły strach, ze już umieram i to koniec, ze zostało mi maks kilka lat. I przestałam widzieć sens wszystkiego... Po co gonić za pięknym wyglądem, za pięknym mieszkaniem, po co robić karierę, po co się uczyć, po co cokowliek jak i tak w końcu się umrze

Nie podoba mi się ten stan rzeczy, nie wiem jak z tego wyjść. Czy to wynik długotrwałej nerwicy i wszelkich problemów (w tym finansowych)i "siedzenia" w domu (dziecko nie chodzi do przedszkola jeszcze, więc nie mogę iść do pracy), a z ludźmi spotykam się rzadko stanowczo za rzadko. i może ta beznadziejna codzienność, ta codzienna egzystencja, monotonia mnie przygnębiła? Ale myślę o innych ludziach, np. ciotce, mieszka sama w kawalerce bez kuchni i łazienki (!!!) i ona chyba nawet nie ma tej beznadziei ! planuje jak urządzi to mieszkanko, że kupi meble itd, a wiem, że jest sama, praktycznie nikt jej nie odwiedza i jest stara, mało czasu zostało, a chyba bardziej cieszy się zyciem niż ja

Dlaczego ja tak nie potrafię? Jak z tego wyjść!!?? Pomóżcie! Czy metoda 1000kroków (dobrze mówię?) będzie pomocna? Czy wyjście z domu, z nerwicy może uporać mi się z tym beznadziejnym uczuciem beznadziejności? Mam dziecko i nie chcę mu tego robić

A też się zastanawiam, po co ja chcę najlepszą szkołą dla niego po co to wszystko się robi?! Jakieś chore mysli egzystencjonalne..Mam dość

- Nic ci nie jest! [...] Dwa miesiące temu myślałeś, że masz czerniaka złośliwego!
- Nagle pojawiła mi się czarna plama na plecach!
- Ona była na twojej koszuli!
- Nie wiedziałem! Ludzie pokazywali na moje plecy.