
Jestem już po 20-ce, zacząłem studia w innym mieście i realnie stoję w miejscu. Nie rozwijam się, nie mam motywacji do życia, mam problemy z nerwicą, życiem i samym sobą.
Zaczęło się od toksycznych rodziców, w tym momencie praktycznie nie gadamy, jedyne na co czekam codziennie to temat, do którego może przyczepić się moja matka. Jest na prawdę ciężką osobą, w swoim domu nie mogę się totalnie odnaleźć, czuję się skrępowany, kiedy są w domu, nie umiem nawet rozmawiać z ludźmi, szukam ciągle problemów i to mnie wykańcza. Raczej nie mogę szukać wsparcia u nich, bo ta relacja wygląda jak wygląda. Psychicznie jeździ po mnie walec. Mam jakieś pomysły ale nie umiem wystartować, nie potrafię.
Odnośnie studiów, codziennie na dojazdy schodzi mi do 2h i przez to jestem też mocno zmęczony, w nocy nie mogę spać, najlepiej mi wychodzi to w dzień i tak się nakręca ta spirala, chociaż na ile mogę to się staram to zmienić. Zastanawiam się, czy swoje oszczędności przeznaczyć na stancję i spokojne mieszkanie, czy to może we mnie jest problem. Nie wiem. Trzeba mi jakiejś rady, kopa w tyłek, czegokolwiek :/ Myślę nad tym, żeby na ile to możliwe odciąć się od tej relacji, bo wiem, że oni się nie zmienią, jedynie ja mogę iść naprzód.
Możecie mi coś podpowiedzieć? Czy to jest dobre wyjście?