Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Co może mi być?

Być może miałeś jakieś nieciekawe przeżycia, traumę i chcesz to z siebie "wyrzucić"?
Albo nie znalazłeś dla siebie odpowiedniego działu i masz ochotę po prostu napisać o sobie?
Możesz to zrobić właśnie tutaj!

Rozmawiamy tu również o naszych możliwych predyspozycjach do zaburzeń, dorastaniu, dzieciństwie itp.
ODPOWIEDZ
farba_00
Świeżak na forum
Posty: 2
Rejestracja: 16 maja 2016, o 21:19

16 maja 2016, o 21:40

Witam, i bardzo przepraszam, jeżeli to jest nieodpowiedni dział. Dopiero co założyłam konto i chcę bardzo poprosić o radę,
o pomoc w odpowiedzeniu na pytanie będące tematem tego wątku. Mam 16 lat. Niżej będzie sporo tekstu o tym co przeżyłam, mam nadzieję,
że mimo wszystko nie zawali tak forum i, że także nikomu nie zaszkodzi (czytałam regulamin). Jeżeli coś będzie nie tak, proszę bardzo moderatorów o przeniesienie tego w odpowiednie miejsce. No i jak mówiłam przede wszystkim proszę o radę, bo sama nie wiem jak ocenić to co się stało, a troszkę tego było.
Jako, że sama domyślam się w stronę schizofrenii, jeżeli jesteś wrażliwy na takie teksty to proszę, nie czytaj!

Mając chwile i umysł zajęty tymi samymi myślami od około 5 lat opiszę co mi się przytrafiło. To co (chyba) spowodowało, że jestem taka jaka jestem. Nienawidzę tego stanu. Nie oszukujmy się - jestem przez niego nieszczęśliwa, ale jednocześnie nie potrafię poprosić o pomoc. A nawet jeśli to zrobie, prawdopodobnie nie powiem o sednie problemu, albo zapomnę o tym co chciałam powiedzieć lub wchodząc w rozmowe i odpowiadając na pytania zapomnę o (jak mi się wydaje) dość ważnych kwestiach. Może teraz też zapomnę. Nie wiem, ale mam nadzieję, że tak jednak nie będzie.
Ostrzegam, może to być lekko pomieszane, ale będę starała pisać się o pewnych kwestiach i o innych które aktualnie pamiętam, żeby ich nie pominąć (gorzej, gdy zapomnę słowa na dane określenie - wtedy nie wiem czy czekać aż się przypomni, czy pisać dalej). Kto wie, może nawet uda mi się opowiedzieć trochę o uczuciach, które już dawno ulotniły się ze mnie i jakoś nie bardzo chcą wrócić...
Pierwszą rzeczą o której warto wspomnieć to lęki nocne w dzieciństwie. Nie wiem ile miałam wtedy lat, wiem, że mało. Nie chce mi się iść pytać dziadków o to. Jako małe dziecko widywałam na szafie twarz. Pamiętam ją dość dokładnie, biała, gładka, gdzie wyróżnały się tylko oczy i usta. Taka jak są maski teatralne, takie najprostrze, białe. Bałam się na nią patrzeć, przerażała mnie. Mama mówiła, że to jakoś światło przechodzi przez kościotrupka którego aktualnie zbierałam, a który leżał w pudełku pod biurkiem. Mama go zabrała od razu jak jej o tym powiedziałam. Maska po tym nie zniknęła. Dopiero po jakimś czasie się ulotniła.
Pózniej jako trochę już starsze dziecko miewałam wspomniane wcześniej lęki nocne. Jak to mama o tym mówiła po prostu w nocy z krzykiem uciekałam na dół i się gdzieś chowałam. Było to praktycznie codziennie, ale następnego dnia nic nie pamiętałam. Ponoć przy lękach nocych to normlane. Tylko raz, ten pieroński raz po takim zdarzeniu się obudziłam. Leżałam w łóżku, stała nademną mama i dziadek, próbowali mnie uspokajać. Jenocześnie z tą pobudką w myślach miałam jakby wspomnienie tego, co mogło mnie wystraszyć - leżałam w łóżku, patrzyłam się na otwarte drzwi, a przez nie przechodzący mężczyzna. Nie był to jednak taki konkretny mężczyzna, a sam jego kontur. Był wysoki i miał krótkie włosy. W środku był przezroczysty i szedł w moją stronę. Po tym wydarzeniu zaczęłam spać z zapaloną lampką w pokoju, bez niej bałam się zasnąć i udało mi się wtedy pozbyć dopiero po kilku latach. Codziennie musiała mnie też mama usypiać, leżała koło mnie w łóżku aż zasnęłam i wtedy wracała do swojego pokoju (chyba, że sama też zasnęła), ale po jakimś czasie też się tego oduczyłam. Wspomniałam też o tym co widziałam babci, która jest osobą dość uduchowioną. Opowiedziała mi o duchach i o tych cierpiących w czyściu, że przychodzą do ludzi, aby się za nich modlili, więc także na wypadek aby mi się to znowu nie przytrafiło codziennie modliłam się za dusze. Przez to, że kolejny raz mi się to nie przytrafiło, uznałam to za dość skuteczne. Jednak po pewnym czasie jak podrosłam, nie przywiązywałam do tego większego znaczenia.
Jeszcze muszę dopowiedzieć, że w tamtym czasie rodzice już nie byli razem. Roztali się gdy miałam 4 lata, rozwiedli, gdy miałam 7 lat. Pamiętam tatę w sklepie z lampami koło zakładu dziadków, później jak dzwonił do mnie gdy mieszkał w Warszawie. Bardzo go kochałam, ale pamiętam, że nie lubiłam jak dzwonił, bo nie wiedziałam o czym z nim rozmawiać. Wtedy chodziłam jeszcze do przedszkola. Mama wspominała mi, że często rozpaczałam, gdy tata umówił się, że przyjedzie, a jednak nie przyjeżdżał. I jak płakałam, gdy musiał już jechać <w tym momencie ściska mnie w gardle i mam łzy w oczach, ale tak zawsze mam gdy wspominam o tacie w bardziej uczuciowy sposób>. Pamiętam też, jak tata był już w Wielkiej Brytanii i jak mama marudziła mi, że tata nie płaci alimentów. Raz (chyba już w podstawówce) zapytałam się jej, czy tata mnie nie kocha. Ale o tacie jeszcze później wspomnę, bo chcę by było to w miarę chronologicznie.
Z przedszkola publicznego mama zapisała mnie do prywatnego, bo tam można było zostawiać też dzieci na wakacje. Dzieckiem byłam bardzo otwartym. Mama mówiła mi, jak podchodziłam do różnych ludzi, starszych dziewczyn i się przedstawiałam i chciałam się razem bawić. Raz na nartach poprosiłam jakiegoś pana o frytki i o dziwo, kupił je (mama je potem wyrzuciła). Później rosłam, powstała prywatna podstawówka, gdzie razem ze znajomymi z przedszkola poszłam. Na samym początku najbliżej byłam z Anią oraz z o rok młodszą Julką którą zostawiłam w przedszkolu. W zerówce doszła Eliza z którą bardzo się zaprzyjaźniłam i przez wiele lat podstawówki ta przyjaźń się ciągnęła. Pamiętam jak mówiono na nas papużki nierozłączki. W 1kl doszła także Julka, która trzymała się bliżej z Anią, ale razem robiłyśmy zgraną grupę, była także Magda i Klaudia, a jedyny widoczny klasowy podział był na dziewczynki i chłopców. Większość osób z klasy jest także w mojej aktualnej klasie.
Przeprowadziłam się do nowego domu na wieś.
Nadeszła 4kl podstawówki. Znalazłam internetową gre, gdzie hoduje się smoki. Wciągnęłam w nią wszystkich z klasy i wspólnie także tam trzymaliśmy się całą grupą. Miałam największą wiedzę o tej grze z klasy, więc każdy się mnie doradzał i współpracował. Chłopcy wciągnęli się bardziej, ale to była jedyna rzecz bliżej mnie z nimi łącząca. Po jakimś czasie dziewczyny także się w nią wciągnęły, ale z mniejszym zainteresowaniem. W między czasie ja zaprzyjaźniłam się z Julką, a Ania, Eliza i Magda trzymały się razem. Nie dzieliło to jednak naszej żeńskiej grupy. Moje zainteresowanie smokami rosło. Zaczęłam rysować smoki. Na początku na kartce, potem jak dorwałam odpowiedni program, także na komputerze. Chciałam aby do smoczej gry przyjęli także mojego smoka, więc starałam się dużo rysować. Zawsze jednak nie były wystarczająco dobre i byłam tym lekko załamana, ale wiedziałam, że jak będę ćwiczyć to może w końcu się uda. Zaczęłam także zbierać książki o smokach. Tu zaczęły się lekkie doczepki ze strony chłopców. Dawali mi ewidentnie do zrozumienia, że moje zainteresowanie jest nie odpowiednie i, że smoki są po prostu śmieszne (w negatywnym sensie).
5kl podstawówki. Doszła do nas nowa dziewczyna, także Ania, na którą mówiliśmy Dziunia. Bardzo jej nie lubiłam, a reszta klasy też zbyt wielką do niej sympatią nie pałała. Julka przeniosła się do publicznej szkoły. Wtedy już nie miałam konkretnej przyjaciółki w zasięgu ręki (z Julką utrzymywałam kontakty). Dominujące w grupie żeńskiej zaczęły być Ania, Eliza, Magda. Ja tak po części na doczepkę, ale bez większych różnic. W moim mniemaniu Ania była najmądrzejszą z klasy. Do tych osób zaliczał się także Maciek, ale ja z chłopcami za wiele do czynienia nie miałam. Zapał do smoków mi nie przeszedł, w przeciwieństwie do reszty klasy. Rysowałam, mówiłam o nich. Chłopcy zaczęli się mnie czepiać. Szczególnie Gerard do którego z tego powodu pałałam ogromną nienawiścią. Robił ze mnie idiotkę, wyśmiewał mnie na forum całej klasy, gdzie prócz chłopców śmiały się także dziewczyny. Co najbardziej mnie bolało, to, że nawet Ania się śmiała. Mam to wspomnienie tak żywe, jakby było to wczoraj. Z resztą jak praktycznie wszystko wyżej opisane. Śmiali się ze mnie codziennie, codziennie z tych samych powodów. Codziennie płakałam nie tylko w szkole, ale także i w domu.
Gdzieś koło maja po prostu z sytuacją w klasie nie dawałam sobie rady. Nie mogłam spać w nocy. Nie mogłam zasnąć i koło dwóch godzin leżałam w łóżku próbując zapaść w sen. Zasypiałam koło północy, ale budziłam się kilka minut po 3 nad ranem i znowu nie mogłam zasnąć. W ciągu kilku dni w chwili pierwszego zaśnięcia śniły mi się okropne koszmary. Dwa które jedynie pamiętam to biegnące konie którym odpadają głowy oraz rozcięte zwłoki człowieka z wszelkimi wnętrznościami na zewnątrz. Po tych jak i po innych koszmarach budziłam się o tej samej godzinie nad ranem. Jedną z takich pobudek pamiętam bardzo dokładnie. Była to także jedna z bardziej przerażających chwil. Obudziłam się jak zwykle po koszmarze, lekko zaniepokojona jak to po koszmarach bywa. Po uspokojeniu się, przekręciłam się na drugi bok, tyłem do pokoju. Miałam zwyczaj chowania głowy pod kołdrę z pozostawieniem małej dziury na oddychanie. Nagle słyszę powolne kroki na dole i następnie idące ciężko ku górze. Bardzo, bardzo wolno. Były przerażające, ale próbowałam sobie je wytłumaczyć, że może mama po coś zeszła na dół. Ok, leżę i słucham. Kroki kierują się w stronę mojego pokoju. Bardzo się wtedy bałam. Bo mama nie miała takiego kroku. Po przekroczeniu mniej więcej progu drzwi usłyszałam także okropne sapanie i dalej powolne kroki. Zapytałam się drżącym głosem "Mama to ty?". Brak odpowiedzi. Kroki stanęły przed moim łóżkiem. Usłyszałam głośne sapanie i nagle coś mnie zaczęło jakby powoli łapać za nogę. Tak się wystraszyłam, że żwawym ruchem cała się odkryłam przekręcając się w stronę pokoju, ale tam nikogo nie było. Wystraszona pobiegłam do mamy. Ona powiedziała (jak zwykle), że penie mi się śniło, żebym wracała do pokoju. Tej nocy nie odważyłam się tam wrócić. Zbyt się bałam, by opuścić łóżko mamy. Przez następne dni śpiąc w pokoju, także codziennie się budziłam. Inną rzeczą z tych dziwnych to było jeszcze widziane przeze mnie światło na korytarzu. Czerwone, intensywne światło. Wystraszyłam się go i schowałam pod kołdrę wołając mamę.
Opowiedziałam o tym wszystkim koleżance internetowej. Ta wspomniała mi coś o demonach. O tym wspomniałam także babci mówiąc jej, że nie czuję się w pokoju bezpiecznie, że bardzo się boje. Później dalej miałam problemy ze snem, ale już bez większych koszmarów ani strasznych doznań, nie licząc jak innym razem gdy byłam sama w domu gdy było już ciemno usłyszałam dźwięk "dzwonienia" z górnego piętra. Myślałam, że nie wyłączyłam krótkofalówki (gdyż miała podobny dźwięk). Poszłam na górę ją szukać, obie okazały się wyłączone i będąc na piętrze usłyszałam dźwięk z dołu. Wtedy byłam już okropnie wystraszona. Pobiegłam na dół, a dźwięk znowu dobiegał z góry. Tak się przeraziłam (wydzwaniając po kilkanaście razy do mamy i dziadków kiedy będą), że wyszłam na taras i za nic nie chciałam wejść do domu czekając na powrót reszty domowników. Jak wrócili raz usłyszałam jeszcze ten dźwięk (ciszej), ale mama powiedziała, że to raczej coś w telewizorze. Tylko wcześniej telewizor miałam wyłączony.
Zaczęłam spać z włączonym światłem. Bałam się bardzo przejścia na strych z mojego pokoju. Miałam wrażenie, że za rogiem ktoś się czai, że chce mi coś zrobić. Przez to bałam się zasnąć, a światło pomagało oświetlać pokój, na wypadek jakby ktoś zamierzał podejść (lepsza widoczność). Gdy chodziłam na górę zamykałam wszystkie drzwi, bo wydawało mi się, że za nimi ktoś jest, że jak się odwrócę do uchylonych drzwi tyłem, to ten ktoś mi coś zrobi. Tak samo do pokoi wchodziłam z zamkniętymi oczami, póki nie zapaliłam światła.
W między czasie w szkole sytuacja sie nie zmieniła. Inną rzeczą której kompletnie nie rozumiem, a która wtedy się zdarzyła to jak na wf graliśmy w koszykówkę. Należało podawać piłkę dołem, aby ktoś nie dostał w głowę. Dziunia nie posłuchała się, podeszłam do niej i powiedziałam jej to jeszcze raz mając nadzieję, że piłkę będzie turlać. W pewnym momencie dostałam od niej piłką w głowę. Tutaj jedyne co pamiętam to jak na nią spojrzałam. Tutaj mam urwany "film", białą plamę. I potem jak stałam już przy niej patrząc na swoje ręce i jak ona łapie się za nos. Po chwili skojarzyłam fakty - przyłożyłam jej w nos. Nie wiedziałam dlaczego, jak, kiedy?! Spojrzałam jeszcze raz na ręce, rozpłakałam się i pobiegłam usiąść na ławce. Płakałam do końca lekcji. Miałam oczywiście rozmowę z wychowawczynią, ale nie potrafiłam za bardzo się w ten sprawie wypowiedzieć. Potem zaczęłam uważać, że to przez te złe duchy (demony) to zrobiłam, że one jakoś na chwilę wpłynęły na ciało, że tak się stało, ale nikomu o tym nie mówiłam.
Mniej więcej w tym samym czasie zdarzyło mi się także "krzyczeć" na nauczycielkę od hiszpańskiego. Napisałam "krzyczeć", gdyż sama myślałam, że mówię normalnie. Całkowicie nie wiedziałam, że miałam wtedy podniesiony głos i nawet jak pani mówiła "nie krzycz na mnie" odpowiadałam, że ja nie krzyczę. Mówię normalnie.
Innym razem gdy pokłóciłam się z dziewczynami, zaczęłam płakać, ale mówiłam, w domu i w szkole (gdy wychowawczyni pytała sie mnie gdy płakałam), że Gerard znowu się ze mnie naśmiewał. Co najlepsze byłam wtedy święcie przekonana, że to on mi coś zrobił, nie dziewczyny, tak jakby tej sprawy z nimi nigdy nie było.
Błagałam wtedy codziennie mamę o to, by zmieniła mi szkołę, żebym mogła chodzić z Julką do klasy. Jedyną odpowiedzią jaką mi dała, że dopiero po teście 6-klasisty. Musiałam z tymi idiotami męczyć się jeszcze rok... Mówiła mi, żebym się nimi nie przejmowała, żebym ich ignorowała i nie dawało po sobie poznać, że ich słowa mnie urażają. Że wtedy odechce im się śmiania. Pamiętam, jak myślałam sobie, że chciałabym być taką cichą myszką.
Zaczęłam czytać o parapsychologii (nie zapominając o rysowaniu smoków). W 6kl byłam już przejęta różnymi "magicznymi" aspektami. O duchach czytałam troszkę, ale nie znalazłam dobrego źródła, więc bardziej czytałam o demonach, aniołach. Pamiętam jak przeszukiwałam wikipedię czytając o Lucyferze, a także dobrych aniołach których imion nie pamiętam (dość dziwne zainteresowania jak na 11-latkę). Jak czytałam o świadomym śnieniu, o różnych zdolnościach jak poruszanie przedmiotami za pomocą umysłu itd. Przez długo miałam także wrażenie, że wcześniej opisane przeżycia były zdolnościami do kontaktów z duchami. Nie pamiętam czy było to w kl6 czy 5, ale miałam taki moment, gdzie byłam przekonana, że potrafię się jakoś tak poruszać, że nikt mnie przy okazji nie zauważa. Zawsze byłam pierwsza przy drzwiach, gdy szliśmy na obiad. Jak przy zejściu na bufet kolega chciał mnie wyprzedzić i ponoć o mało nie zrzuciłam go ze schodów. Jak koleżanka mi powiedziała, że nie widziała mnie przechodzącej przez hol mimo że była tam wcześniej (ubierała się do domu), jak Dziunia próbowała mnie prześcignąć aby być pierwszą przy drzwiach (wydawało mi się to wtedy też bardzo ważną częścią mnie, że to jest to, z czym jestem kojarzona). Innym razem jak wchodziłam do sali klasy młodszej, podchodziłam do ławki i kładłam krzesło na stoliku, a nikt tego nie zauważał, po czym podchodziłam do jednej z osób i wskazywałam, na to co zrobiłam i pytałam się, czy naprawdę nie zauważyła, gdy to robiłam.
Byłam także u psychologa i zapytałam się mamy co o jej pani powiedziała. Mama wspomniała mi tylko o tym, żeby powiedzieć babci aby nie opowiadała mi o duchach.
Bałam się zostawać także w domu, miałam ciągłe wrażenie, że ktoś w nim jest, że czeka tylko na moją nieuwagę, żeby mi coś zrobić. Zamykałam wszelkie możliwe drzwi, później niejednokrotnie przyglądając im się, czy aby na pewno z powrotem się nie otwierają. Czasami miałam wrażenie, że ktoś schodzi po schodach mimo, że nikogo nie ma, że ktoś chodzi po tarasie, że ktoś przygląda mi się przez okno. Czasami siedziałam w najmniejszej łazience by mieć pewność, że jestem bezpieczna, ale znowu miałam stracha, że ten ‘ktoś’ może stać za drzwiami i czekać aż wyjdę. Musiałam włączać głośno telewizor, by zagłuszyć dźwięki stukania i chodzenia na górze. To było przerażające. Albo jak kąpałam się pod prysznicem i zamykając oczy widziałam cień i byłam świecie przekonana, że ktoś stanął przed kabiną.
Raz pamiętam też, jak siedziałam w łazience i spojrzałam się w dziurkę od klucza. Przez sekundę była zacieniona po czym jakby „po złapaniu kontaktu wzrokowego” ktoś patrzący przez dziurkę odszedł na bok, by go nie było widać. Po pół godzinie nasłuchiwania i wyglądania przez dziurkę zadecydowałam, że wyjdę biorąc jakiś przedmiot w razie potrzeby samoobrony. Nikogo nie było na zewnątrz. (Choć możliwe, że to było później. Nie jestem zbyt w stanie ustawić tego dokładnie w czasie).
Później, bliżej lata dość mocno przyjaźniłam się z Anką, codziennie się spotykałyśmy, nocowałam u niej. Zaczęłam czytać creepy pasty. Poznałam postać slendermana i zagłębiłam się w nią doszczętnie czytając nawet angielskie strony. Mieszkamy przy lesie i raz jak poszłam na koniec działki wdziałam postać oddali w lesie, bardzo wielką i „kiwającą” się na boki podczas chodzenia. Pomyślałam, że to jakiś gość wysoki po prostu łazi. Ale jakoś tak dziwnie się czułam obserwowana, zwiałam do domu. Później dopiero wpadałam jakimś cudem (jakim? Nie mam pojęcia), że to mógł być slender i się strasznie bałam. Potem wręcz przeciwnie. Chciałam się stać jedną z jego proxy, których wysyłał do mordowania ludzi. Do takiego stopnia mnie to przejęło, że wychodziłam codziennie na dwór, szczególnie jak była mgła, żeby slender mnie dopadł. Nie mam pojęcia, jakim cudem się nie bałam, bo teraz, mając 16 lat za nic bym sama nie wyszła w środku nocy na ogródek.
Później napisałam test 6-klasisty, który poszedł mi naprawdę dobrze (choć jak na moją mądrą klase dość przeciętnie, miałam koło 35/40pkt). Po tym koniec roku. Miałam nadzieję, że pójdę do gimnazjum publicznego, że będę chodzić razem z Julką do klasy. Tutaj czułam się całkowicie samotna i nienawidziłam wszystkich, próbując połączyć dużą więź z koleżankami a chęcią całkowitego uwolnienia się od nich. Niestety mama Ani namówiła moją na tą samą szkołę... przy czym później Ania mi powiedziała, że raczej sama pójdzie gdzie indziej. Byłam wściekła, no ale cóż, nie mogłam nic z tym zrobić.
1kl gimnazjum. Ciągłe zainteresowanie parapsychologią, magią, fantastyką. Zaczęłam się wyciszać, nie chciałam mieć w ogóle kontaktu z klasą. Miałam ich dość. Chciałam tylko rysować i siedzieć w szkole ucząc się. Wyśmiewanie musiałam ignorować hamując także każdą z nim związaną emocję, tak aby nic nie czuć. Klasa praktycznie w takim samym składzie (odeszła Dziunia i Klaudia i dwóch chłopców, i doszły 3 osoby). W pewnym momencie wpadłam na stronę o spirytyźmie. Opisałam moje kontakty z duchami, pytając się, czy rzeczywiście dobrze uważam. Odgłos ludzi z forum był na tak. Przy okazji otrzymałam dwa ebooki spirytystycznych książek, pochłonęłam całe lektury i utwierdziłam się w przekonaniu, że rzeczywiście mogę być medium. Podzieliłam się tym z kolegą z młodszej klasy - Miłoszem. Sam także to mocno pochłonął biorąc mnie za główne źródło wiedzy spirytystycznej i jako jedynej dostępnej osoby która miała jako taki kontakt z duchami. Pamiętam jak pokazywałam mu różne rzeczy, opisywałam dane poglądy spirtystyczne (bo to jest filozofia). We wszystkim interpretowałam działania dobrych i złych duchów, że mogą się ze mną kontaktować przez sny. Śpiąc budziłam się tylko czasami, sny miałam bardzo wyraźne, rozbudowane, bogate treściowo. Z Miłoszem na każdej przerwie dyskutowaliśmy o duchach, o tym co wyczytaliśmy. On także próbował się nauczyć kontaktować (przez pisanie) i ponoć nawet zaczęło mu to wychodzić i ja bardzo w to wierzyłam, wtedy on stał się osobą którą podziwiałam, próbował aby także tak umiała pisać, ale nie wychodziło. Ja wiedziałam, że pisać nigdy nie będę, tylko będę je widzieć. Mimo to, chętnie z nim rozmawiałam. Także z Julką często się widywałam, choć szkoła zabierała cały wolny czas.
2kl gimnazjum. Przed świętami zaczęło rosnąć we mnie napięcie. Ograniczałam swoje kontakty z klasą do minimum, a jedynie rozmawiałam z Miłoszem, a po za szkołą od czasu do czasu z Julką. Resztę czasu poświęcałam na przebywaniu w cichym i bezpiecznym domu ucząc się i odrabiając lekcje. Rozmawiałam także z koleżanką z internetu, której mogłam powiedzieć dużo rzeczy. Byłam piątkową uczennicą, zawsze przygotowana na zajęcia. Uczyłam się do każdego testu, chcąc być gotową na wszystko. Zainteresowania dalej nie minęły, ale także nie narzucały mi się zbytnio w codziennym życiu. Nie mówiłam o nich dorosłym, wiedząc, że oni w takie rzeczy nie wierzą, mimo, że są prawdą. Jak zwykle przed samymi świętami nauczyciele próbowali wepchnąć testy i kartkówki gdzie się tylko dało. Nie obchodziło ich, że limit tygodniowy wynosi 3. Wtedy miałam 5 testów w tygodniu i "kartkówki" które także testami były, ale żeby można było je wepchnąć nauczyciele tak je nazywali. Próbowałam utrzymać się na jednym poziomie z ocenami, nie chciałam być też gorsza od reszty klasy. Tym bardziej od Anki. Musiałam im udowodnić, że jestem im równa. Przewyższałam ich też "doświadczeniami". Nie jestem w stanie określić ile ten czas trwał. 1-2 tyg. Zaczęły się ponowne problemy ze snem. Mama przyniosła mi nawet melatonine, ale nic nie dawała. Z czasem czytając nie byłam w stanie sie już uczyć. Nic nie mogłam zapamiętać. Czytając przykłady z pracy domowej czytałam je po kilka razy, bo nie docierało do mnie co czytam. Po którymś dniu nauki stało się tak, że wyciągając książki i odkładając te z których miałam się uczyć po prostu nie wytrzymywałam, siadałam bezczynnie i płakałam. I tak codziennie. Nie mogłam się uczyć. Przychodziłam do szkoły. Wszyscy pięknie wyuczeni. Jak na nich patrzyłam ogarniała mnie wściekłość. Wydawało mi się, że to wina wszystkich dookoła, że nie byłam w stanie się uczyć. Wina nie leżała po mojej stronie - ja uczyć się chciałam, ale po prostu nie mogłam. Zaczęłam szczerze nienawidzić klasy. Nie chciałam z nimi gadać. Ciągle mnie irytowali, wkurzali. Wydawało mi się, że na każdym kroku próbują mi pokazać, że jestem gorsza, że nie powinno mnie tu być, że nikogo nie obchodzę i lepiej po prostu by było gdyby mnie nie było... Pamiętam jak ogarnął mnie przeraźliwy gniew, gdy Gerard chciał zająć mi ławkę. Moją ławkę, moje jedyne miejsce wskazujące, że istnieję w tej klasie, że jestem kimś, że jestem częścią tej społeczności. Moje rzeczy jak zwykle przed lekcją leżały ułożone na ławce, wszystko na swoim miejscu. Gerard jak zwykle dopiero co przyszedł na lekcję (mimo, że była chyba 3 z kolei). Stawia plecak przy mojej ławce i siada. Jak to zobaczyłam to po prostu, uhh... Nie umiem opisać mojego gniewu. Ta ławka była jedyną rzeczą mnie z nimi łączącą. Poczułam okropną zniewagę - bo jak to ktoś taki jak Gerard może mi zająć ławkę?! Podeszłam, emocje trzymałam głęboko schowane, jak zresztą zwykle. Nie było nic po mnie widać, ale w środku było piekło. "Gerard, to moja ławka, przesiądź się gdzieś indziej." Popatrzył na mnie tym głupkowatym wzrokiem. Stała się jedna z najgorszych chwil w moim życiu - zdania które do mnie mówił inaczej brzmiały u mnie. Inaczej je rozumiałam. Gdy mówił "Weź się przesiądź, to tylko ławka" w moim odczuciu znaczyło coś absolutnie innego - "Wiesz, że nikt cię tu nie chce? Każdy ma cię w dupie, lepiej jakbyś po prostu wypierdalała z tej klasy bo i tak gówno nas obchodzisz". Słyszałam w głowie takie słowa, takie tłumaczenie… nie umiem tego określić. To trochę jak ktoś mówi do ciebie po angielsku a ty od razu wiesz co to znaczy. Tak samo było tu. Próbowałam opanować emocje ale po prostu się rozpłakałam. Dlaczego oni mi to robili? Co im takiego zrobiłam? To za to, że lubiłam smoki? Dlatego zasłużyłam na takie traktowanie? Pamiętam jego minę. Na wpół ten jego głupkowaty uśmieszek, ale też doza nieogarniania tematu. Przez zaciśnięte zęby poprosiłam panią, żeby coś zrobiła z Gerardem. Pani od matematyki go nie lubiła, więc nie było z tym problemu. Od razu się przesiadł mówiąc "Boże, to tylko ławka...". <Pisząc o tym cała drżę, jakby z zimna, ale jest mi ciepło. Wiem, że to są oznaki emocji, tylko, niestety ich nie czuję. Mam ich jedyne fizyczne oznaki>.

Innym razem po teście z fizyki (do której nigdy większego talentu nie miałam) okazało się, że pierwsza myśl do zrobienia zadania była dobra, ale zrobiłam jednak inaczej i prawdopodobnie dostanę 3. Błagałam pana żeby to jakoś zaliczył gdy będzie sprawdzał testy. Na przerwie wyszłam z sali, poszłam do łazienki. Oparłam się o ścianę patrząc w lustro. Zaczęłam z całej siły w siebie uderzać, mówiąc szeptem, że siebie nienawidzę. To pomogło trochę odreagować. Wróciłam do sali. Weronika zapytała się mnie czy wszystko w porządku. "Tak, tak..." ale nie chciałam z nimi rozmawiać. Nienawidziłam ich, że doprowadzili mnie do takiego stanu.
I niestety to nie był koniec. Dalej nie byłam w stanie uczyć się do testów. Wracałam, wypakowywałam książki, siadałam i płakałam. Za dużo. Próbowałam czytać, bo może chociaż coś by zostało w głowie. I zaczęło się pieko. "Wiesz, że jesteś beznadziejna?" "Po co się uczysz? I tak nic nie osiągniesz". Chwila. Usiadłam, nie wiedziałam co się dzieje. COŚ MI GADA W MYŚLACH. Próbowałam mówić w myślach, żeby się przymknął. Głos nie odpuszczał, był poza moją kontrolą. "Idiotka”, „Lepiej jakbyś się zabiła". Napisałam do koleżanki, że coś do mnie mówi w myślach. Ona coś mi odpowiedziała. To cholerstwo nawiązując do jej wypowiedzi odpowiedziało na nią i dodało, że z tego wynika, że samobójstwo to najlepsze wyjście. Próbowałam się tego pozbyć. Zatykałam uszy, bezdźwięcznie krzyczałam. Głos pozostawał, był głośniejszy od moich własnych myśli, pojawiał się i wtrącał, nie pozwalał na naukę. "Wszystkim było by lepiej gdybyś z sobą skończyła" i nagle w moich myślach wyświetlił się obraz jak chwytam za cyrkiel i wbijam go sobie w głowę. Przerażające. Spojrzałam na kubek z akcesoriami. Był tam ten pieroński cyrkiel i MUSIAŁAM WALCZYĆ Z WŁASNĄ RĘKĄ BY PO NIEGO NIE SIĘGNĄĆ. Po prostu sama chciała za niego chwycić a ja odciągałam ją od tego jak najbardziej. Chociaż tyle mogłam jeszcze zrobić. Męczyłam się, cholernie się męczyłam przez ten czas. I to było niestety kilka dni. Kilka najgorszych dni mojego życia...
W klasie codziennie wydawało mi się, że każdy mnie nienawidzi. Że obgadują mnie po kątach. Wiedziałam, że po prostu nie jestem im do niczego potrzebna. W każdym cały czas widziałam potajemne znaki, że jestem zbędna. Każdy uśmiech, śmiech, każda rozmowa innych osób były jakby o mnie, o tym, że nie powinno mnie tu być. Głos codzienne mówił, żebym to zakończyła. Miałam dość klasy, dość nauki, dość życia…
I co najlepsze? Przyszła przerwa świąteczna. Odeszło jak ręką odjął. Moje zaniepokojenie pozostało. Byłam cholernie wystraszona tym wydarzeniem.
Nie umiem dokładnie ocenić od kiedy przestałam czuć uczucia. Bałam się stresować "bo widać co się ze mną dzieje, gdy się stresuje". Do wszystkiego zaczęłam podchodzić z obojętnością. Inną rzeczą jest, że reagowałam do innych ludzi normalnie - ktoś powiedział mi żart, a ja się zaśmiałam. Inny problem jest, że ja nie czułam tej radości z żartu. Śmieję się nawet wtedy, gdy żartu nie rozumiem. Czasami łapał mnie smutek z jakiegoś powodu, to płakałam. Smutek odczuwam, podobnie jak złość. Nie czuję szczęścia. Nie wiem kiedy ostatnio byłam szczęśliwa, nie jestem w stanie sobie przypomnieć jak to było. Na co dzień nie czuję nic. Taka pustka emocjonalna. Pusty worek.
Potem byłam na wakacjach (nie, były raczej one rok wcześniej, z 1 na 2kl) u taty. Wydawało mi się, że żona taty - Ania- mnie nie lubi. Tzn jakoś to, że mnie lubi okazywała. Ale z tego co pamiętam to krzyczała. Tak mi się wydaje. To były naprawdę dziwne wakacje. I byłam wtedy najdłużej u taty - 1 miesiąc. Wydawało mi się, że mnie wykorzystuje i źle na mnie mówi przy tacie. Czułam się jak opiekunka do dziecka - Ali, mojej siostry przyrodniej. Nie miałam nic przeciwko niej, ale nie lubiłam dzieci. Z resztą chyba dalej nie lubię. Wiem, że tata chciał żebym pomagała Ani i naprawdę starałam się to robić. Chodziłam z wózkiem do parku aby mała zasnęła. Starałam się przestrzegać rygorystycznych zasad żeby nie hałasować (np. nie spuszczać wody w ubikacji, ograniczyć wchodzenie na górę, czy używanie kranu w kuchni). Z tego co zrozumiałam Ania o każdym niewywieszonym praniu i nie posprzątaniu w salonie pisała na skargę do taty... Później mieliśmy rozmowę (ja i 2 lata straszy ode mnie brat taty Filip). Tata nawrzeszczał na mnie, że powinniśmy im pomagać, zrozumieć ich sytuację, że Ala jest jeszcze mała i żeby z nią rozmawiać (ja normalnie z mało rozmawiałam, to jak miałam to zrobić z małym dzieckiem?). Powiedział, że jak nie będziemy im pomagać to może nam kupić bilety powrotne do Polski (tata mieszka w Szkocji). Okropnie się po tym załamałam. Tata dał mi do zrozumienia, że mu na mnie nie zależy, że mu wszystko jedno, gdzie będę i co będę czuła. Miał mnie gdzieś. Płakałam i próbowałam zrobić wszystko, żeby odpłacić winę. Nie tylko w domu, ale i tu musiałam być idealna, swoje potrzeby odsunąć na bok, by opiekować się małym dzieckiem. Miałam wtedy też dość Ali. Mimo tego, że spałam na jednym łóżku z Anią (nie było innego miejsca) płakałam codziennie. Tłumaczyłam się alergią na kurz, że dlatego mam katar. Było to chyba rok wcześniej, bo będąc u psycholog nie mówiłam o aktualnym stanie, o słyszeniu głosów, a wypominałam to, jak źle się u taty czułam. Nie wiem w końcu czy tak rzeczywiście było. I szczerze przyglądając się wszystkiemu zaczynam w to wątpić. Że te złe wspomnienia były tylko jakimś chorym urojeniem.
Przed wakacjami między 2, a 3kl zmarła mi prababcia. Tata przyjechał na pogrzeb i strasznie z babcią (swoją mamą się pokłócił). Przy alkoholu babcia zaczęła wypominać tacie jaka Ania jest zła, co mnie zrobiła (że niby sytuacja z wyżej). Że jaka ona jest walnięta itd. Tata stanął w jej obronie, ja w jego. Tak się pokłócili, że tata z Anią pojechał do hotelu, a następnego dnia do kolegi kilkadziesiąt kilometrów dalej. Od tamtej chwili nie rozmawia z babcią ani nie przyjeżdża do Polski. Czuję się za to cholernie winna tym bardziej, że nie wiem, czy marudząc babci (w tajemnicy) mówiłam prawdę, czy to właśnie mi się nie wydawało. Czy moje relacje były prawdziwe. Miałam wrażenie, że zniszczyłam rodzinę, że resztki tej rodziny już całkowicie się rozpadły. Nie umiem nic więcej o tym dodać.
Przypomniało mi się jeszcze, nie wiem kiedy to było dokładnie, ale jak przyjaciółce wysłałam zdjęcie takiego psa z długimi uszami. Widziałam, że to zdjęcie udostępniła jakaś znana mi strona schroniska pisząc, że mają takiego pieska dodając uśmiechniętą emotikone. Koleżanka napisała mi, że od razu widać, że to przeróbka, bo gdzieś to zdjęcie widziała w internecie. Ja jej pisałam, że nie ma racji, że przecież ja bym rozróżniła przeróbkę, że chce ze mnie zrobić idiotkę co nie potrafi odróżnić fikcji itd. Nie odzywałam się do niej przez kilka dni po tym.
Przez całą drugą klasę do czasu aktualnego odizolowałam się od środowiska. Nie spotykam się z nikim poza szkołą, gdzie chodzę tylko dla nauki. Zazwyczaj nie rozmawiam z innymi, czując to co mi wyrządzili. Są po prostu źli. Z przyjaciółką spotykam się raz w miesiącu, raczej z jej pomysłu, „bo za mną tęskni”. Tak to rozmawiam z nią przez facebooka. Ciągle siedzę w domu. Zapominam słów, wyrażeń. Przypominam sobie je dopiero po kilku minutach, mogąc dokończyć wypowiedź. Wcześniej dużo rysowałam. Teraz jest dla mnie to mega wysiłkiem. Może nie samo rysowanie, a stworzenie czegokolwiek. Nie jestem w stanie wymyślić czegokolwiek sensownego i kreatywnego. Moje fajne pomysły gdzieś uciekły. Codziennie albo mam pustkę w głowie, albo myślę o tych dziwnych wydarzeniach mojego życia, jakby ciągle mnie trzymały. Boję się brać udział w konkursach, żebym się zbyt nie stresowała, żeby to nie powróciło. Po wakacjach idę do liceum. Zamierzam iść do publicznego, aby trochę się… „zresocjalizować”. Jednak boję się, że w wyniku tak dużego stresu to powróci. Że już kompletnie stracę kontakt z rzeczywistością.
Nie powiem, zaczęłam czytać o zaburzeniach i chorobach psychicznych, by znaleźć jakiś trop. Przez te kilka lat przewracałam się już po wielu możliwych stronach i forach pytając, czy to może być to itd. Nie dostałam konkretnej odpowiedzi. Nie chce też sama zgadywać.
Victor
Administrator
Posty: 6548
Rejestracja: 27 marca 2010, o 00:54

18 maja 2016, o 12:09

Hey i niestety na stronach ani forach nie uzyskasz odpowiedzi konkretnej co to może być. Z uwagi na to, iż masz 16 lat trudno jest mówić od razu o chorobach psychicznych. W Twoim wypadku potrzebne są konsultacje psychologiczne i to najlepiej z psychologiem klinicznym.
Czytając to co napisałaś można zobaczyć przesłanki na różne zaburzenia ale nie da rady o tym w żaden sposób opiniować po tekście na forum.

Trudno określić także czy głosy w głowie to głosy czy tylko wyraz wewnętrznego krytyka, tak samo jak i wiele z tych akcji, które opisałaś mogą mieć wymiar wyobrażeń, snów bo jesteś osobą o bardzo dużej emocjonalności.
Co łączy się choćby z wpajaniem przez babcię gadek o duchach (co zresztą psycholog jedna zauważyła słusznie).
Tu potrzeba z Tobą sporo porozmawiać aby Cię lepiej poznać i to dlaczego tak a nie inaczej funkcjonujesz i co z tego może wynikać.
Dlatego ja Ci proponuję abyś regularnie korzystała z jednego konkretnego psychologa. To nie jest ważne czy powiesz jej na danej wizycie wszystko czy mało, tu się liczy to co się mówi między wierszami i to co się widzi.

To co można powiedzieć to to, że masz naprawdę dużą emocjonalność, co łączy się z dużym wyolbrzymianiem pewnych okoliczności, zachowań innych ludzi i czasowymi brakami kontroli nad nimi.
Masz raczej także sporo błędnego spostrzegania innych ludzi i niektórych spraw. Może to wynikać z wychowania bądź po prostu Twoich pewnych cech.
Patrz, Żyj i Rozmyślaj w taki sposób... aby móc tworzyć własne "cytaty".
Historia moich zaburzeń lękowych i odburzania
Moje stany derealizacji i depersonalizacji i odburzanie


Przykro mi jeżeli na odpowiedź na PW czekasz bardzo długo, niestety ze mną tak może z różnych powodów być :)
farba_00
Świeżak na forum
Posty: 2
Rejestracja: 16 maja 2016, o 21:19

18 maja 2016, o 21:00

Victor pisze:Hey i niestety na stronach ani forach nie uzyskasz odpowiedzi konkretnej co to może być. Z uwagi na to, iż masz 16 lat trudno jest mówić od razu o chorobach psychicznych. W Twoim wypadku potrzebne są konsultacje psychologiczne i to najlepiej z psychologiem klinicznym.
Czytając to co napisałaś można zobaczyć przesłanki na różne zaburzenia ale nie da rady o tym w żaden sposób opiniować po tekście na forum.
Rozumiem to, że konkretnej odpowiedzi nikt mi nie poda. Mimo wszystko mam nadzieję, że osoby bardziej doświadczone w tych tematach może jakoś podpowiedzą tak naprawdę co mi jest. Przez bardzo długi czas myśli o tym nieustannie powracają. Dodam jeszcze, że stoję przed trudnym wyborem liceum - tzn czy zostać w aktualnej szkole, czy może próbować w nowej (z resztą, gdzie będzie szła moja przyjaciółka) i po części obawiam się, że pod wpływem stresu znowu mogę zacząć "wariować" a tego bardzo bym nie chciała.
Victor pisze:Trudno określić także czy głosy w głowie to głosy czy tylko wyraz wewnętrznego krytyka, tak samo jak i wiele z tych akcji, które opisałaś mogą mieć wymiar wyobrażeń, snów bo jesteś osobą o bardzo dużej emocjonalności.
Co łączy się choćby z wpajaniem przez babcię gadek o duchach (co zresztą psycholog jedna zauważyła słusznie).
Tu potrzeba z Tobą sporo porozmawiać aby Cię lepiej poznać i to dlaczego tak a nie inaczej funkcjonujesz i co z tego może wynikać.
Dlatego ja Ci proponuję abyś regularnie korzystała z jednego konkretnego psychologa. To nie jest ważne czy powiesz jej na danej wizycie wszystko czy mało, tu się liczy to co się mówi między wierszami i to co się widzi.
Bardzo chciałabym móc skontaktować się z jakimś psychologiem, ale problemem jest to, że jako osoba niepełnoletnia muszę mieć zgodę mamy, na takie konsultacje. A mamy bardzo nie chciałabym w to mieszać, bo jak jej coś mówię, że jest mi źle itd to ona niestety zaczyna się obwiniać... Nie wiem, może to jest związane z tym, że jest farmaceutką i jak na wszelkie choroby leczy mnie po swojemu, to tutaj czuje niemoc w sytuacji bólu psychicznego?
Raz na jakiś warsztatach z umiejętności społecznych zagadałam psycholog (z innej szkoły) o tych głosach. Nie mówiłam wszystkiego, ale ona odpowiedziała mi, że mogło to wynikać po prostu z przemęczenia (przez niespanie w nocy) i dostałam ulotkę jakbym chciała się umówić jeszcze i pogadać. Potrzebna zgoda mamy, więc zostawiłam ulotkę na czarną godzinę.
Victor pisze:To co można powiedzieć to to, że masz naprawdę dużą emocjonalność, co łączy się z dużym wyolbrzymianiem pewnych okoliczności, zachowań innych ludzi i czasowymi brakami kontroli nad nimi.
Masz raczej także sporo błędnego spostrzegania innych ludzi i niektórych spraw. Może to wynikać z wychowania bądź po prostu Twoich pewnych cech.
Teraz próbuję coś zadziałać z pomocą pedagog szkolnej. Zawsze coś, sporo mi podpowiada gdzie błędnie widzę stosunki między mną a innymi. Dużo tego jest, a niestety samej trudno to dostrzec. Np. ostatnio doszłam do wniosku, że moje złe stosunki z Anią mogą wynikać z wcześniejszego "urojenia" sobie, że jest zła i mnie ignoruje. Próbuję przywrócić relację, ale czuję niestety, że jest to jednostronne (a może, to też mi się wydaje?).

I bardzo dziękuję za odpowiedź, już bałam się, że nikt nie odpowie. Ale jak widać jest to dość długa lektura i pewnie nie każdemu się chce...
Victor
Administrator
Posty: 6548
Rejestracja: 27 marca 2010, o 00:54

22 maja 2016, o 19:48

Tu na forum ludzie wchodzą z róznymi sprawami i problemami i opisują różne swoje a to objawy, a to problemy rodzinne, czy tez zawodowe, czy jeszcze jakieś inne kwestie.
Pewne rzeczy rzucają się czasem na pierwszy rzut oka, niektórzy widać znajdują się akurat w typowym lękowym kole, u innych wychodzą aktualne sytuacje trudne różnego rodzaju, u innych traumy, utrata zaufania do ludzi itp.
U Ciebie to co jest dla mnie widoczne to bardzo duży nacisk na opisywanie relacji z innymi ludźmi.
Ta osoba zrobiła to, tamta tamto, ja zareagowałam tak, ja poczułam się tak. Nie jest to oczywiście jakaś anomalia, jednakże spory nacisk na to położyłaś w całym tekście. Co może oznaczać, że leży w tym po części źródło Twoich kłopotów.
Trzeba by tylko przeanalizować czemu tak jest, czy jest to może np. spowodowane nadmiernym (wyolbrzymionym) odbieraniem czyiś zachowań pod własne emocje, postawy na innych ludzi i co za tym idzie niewłaściwe przezywanie tego. Czy może np. z jakiegoś innego powodu (nawet innych zainteresowań, emocjonalności) nie odnalazłaś się w danej grupie ludzi co się za tobą po prostu wlecze.

Nie odnoszę się ponownie do tych głosów i innych sytuacji "anomalnych", bo oczywiście można snuć tu kwestie schizofreniczne czy inne np. kształtującej się osobowości, bo pewne czynniki mogą się generalnie zgadzać. Jednakże fakt, że sporo się naczytałaś o tych rzeczach, mógł wpłynąć też na twoje przedstawienie tego w tym poście i ogólnie nie są to rzeczy przesądzone.
Jak czegoś nie jestem pewien to się o tym nie wypowiadam. A tu nic oczywistego wcale nie ma.

Ja o psychologu wspomniałem od razu bo kwestia choćby tego nacisku na relację i tez raczej kwestie rodzinne "wymagają" w sumie rozmów z kimś kto na co dzień pracuje z osobami młodymi i ma pojęcie o rozwoju psychiki.
Jesteś bystrą dziewczyną więc myślę, że spokojnie dasz rade wytłumaczyć mamie, że nie musi się obwiniać a chodzenie do pomocy psychologicznej nie ma wydźwięku negatywnego, tylko wręcz przeciwnie - pozytywny. Bo lepiej robić coś niż niż czekać aż się samo naprostuje.
Patrz, Żyj i Rozmyślaj w taki sposób... aby móc tworzyć własne "cytaty".
Historia moich zaburzeń lękowych i odburzania
Moje stany derealizacji i depersonalizacji i odburzanie


Przykro mi jeżeli na odpowiedź na PW czekasz bardzo długo, niestety ze mną tak może z różnych powodów być :)
helpmi
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 535
Rejestracja: 18 stycznia 2014, o 20:43

22 maja 2016, o 20:11

Co prawda niektorzy na forum juz zadeklarowali ze temat trzeba przeniesc bo to zapewne COS gorszego ale oni patrza z perspektywy obecnego w nich strachu. Ja tez nie jestem taki wcale pewien bo wydaje mi sie ze w takim wieku to takie roznego rodzaju leki w sumie dzieciece moga miec duza intensywnosc. Jestes za mloda zeby wyrokowac czy to poczatki czegos czy nie i taka jest prawda.
ODPOWIEDZ