2016 roku w styczniu, pamiętny dzień zmiany siebie, osiągnąłem chyba wtedy dno które miało być moim odbiciem, kompletna zmiana myślenia, przebłysk że tak dłużej nie może być, coś trzeba zmienić. Że lęk, ciągły płacz i ogółem moje życie zamknęło mnie w domu i nie pozwoliło nic robić. Moje potrzeby poczuły się już ograniczone przez to wszystko. Moimi problemami które doprowadziły do tego stanu wtedy były problemy które gromadziły się kilka lat, ze szkołami, z rówieśnikami, emocjami, "ucieczką w świat wirtualny", separacja rodziców, brak zrozumienia problemu. Teraz wiem że poprostu nikt nie nauczył mnie radzenia sobie z tymi problemami.
Bardziej niż doznania fizyczne, moimi lękami byli ludzie i świat zewnętrzy. Bałem się wyjść, a jak byłem na zewnątrz to odczułem niepokój i lęk (nie potrafiłem, nie wiedziałem jak sprawdzać lęk). Gdy poznałem Divovica, zacząłem uczęszczać na psychoterapię (na którą chodzę nadal), zacząłem naprawdę czuć że zmieniam swoje życie. to uczucie jest nie do opisania, nie wiem czemu, ale dla mnie wychodzenie z nerwicy pomimo wszystkiego obaw był najpiękniejszym okresem w życiu. W życiu nie czułem się tak dumny, zadowolony, szczęśliwy. Poprostu moja motywacja i zrozumienie i szczerość i wyrozumienie dla siebie było ogromne.
Minął styczeń, luty wiele lęków z których sie śmieje, bałem się nawet nocy i pisałem w dzienniku swoje przemyślenia codzienne, setki lęków, pomimo obaw działałem bo chciałem. Większość dotyczyło ludzi. Kiedy zacząłem wyglądać przez okno, (Victor ty się bałeś wyskoczyć, ja bałem że ktoś mnie zauważy w oknie, ogromny lęk

To co dzisiaj mnie męczy to świadomość i nieświadomość zarazem, PAMIĘTAM mechanizmy, nie sa mi obce, doznaje ich, ale nie mam już tych samych lęków co wtedy wychodziłem. Chodzę do pracy od 7 miesięcy, z początku nie wiedziałem co robić ze sobą i stanami, od niedawna zacząłem widzieć w tym zaburzenie lękowe ale w nowej formie. Stare lęki pojawiają się bardzo rzadko, praktycznie ich nie zauważam, to co mnie zaczęło męczyć to przyspieszony oddech, napięcie ciała w domu. Stres w pracy odczuwam, w relacjach z innymi współpracownikami (co rozwiązuje na psychoterapii moje kłopoty te realne a nie lękowe obawy)
Objawy fizyczne typowe dla stresu, reakcji bądź uciekaj były a po jakimś czasie zacząłem się nimi przejmować,pojawiają się czasami znikąd, w różnych momentach, nie obawiam się o zawały i inne. To co mi najbardziej brakuje to dobrego humoru i uśmiechu, luzu, relaksu, tego stanu tu i teraz spokoju, szczęścia. Nie moge odnaleść równowagi w tym wszystkich, zrozumieć skąd ten lęk, skoro w okół mnie nie ma zagrożenia, wilka nie ma a ciągle pojawiają się napięcia w czysto normalnych i bezpiecznych momentach i psują dzień, dzień za dniem wolnym nie pozwalając odznaleść chwili relaksu, to męczy.
Ktoś doświadczony może mi dać inne światło lub pomysły?