Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

sytuacja "rodzinna" a zaburzenia lękowe

Forum poświęcone: nerwicy lękowej, atakom paniki, agorafobii, hipochondrii (wkręcaniu sobie chorób), strach przed "czymś tam" i ogólnie stanom lękowym np. lęk wolnopłynący.
Możesz dopisać się do istniejącego już tematu lub po prostu stworzyć nowy.
Tutaj umieszczamy swoje objawy, historie, przeżycia. Dzielimy się doświadczeniami i jednocześnie znajdując ulgę dajemy innym pocieszenie oraz swego rodzaju ulgę, że nie są sami.
ODPOWIEDZ
cichakuna
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 3
Rejestracja: 16 listopada 2014, o 20:49

16 listopada 2014, o 21:57

Dopiero przed momentem zarejestrowałam się na forum, więc jeszcze nie do końca się odnajduję, ale nie chcę nikomu "ukraść pioruna", więc postanowiłam zalożyć własny wątek. Zwłaszcza, że chciałabym opisać wszystko dokładnie i wiem, że zajmie to dużo. Jednocześnie bardzo proszę o powstrzymanie się od krytyki stylu życia, który prowadzę, ponieważ w tym specjalizuje się moje najbliższe otoczenie.

W skrócie: jestem weganką, feministką i żyję z moim partnerem w otwartym związku. I to właśnie są te elementy, których krytyki naprawdę wolalabym nie czytać.

Wychowałam się w małej wiosce na Kaszubach, na tyle blisko większego miasta, by móc chodzić do jakiejś lepszej szkoly i na tyle daleko, by związać się z przyrodą. Przez pierwsze lata mojego życia, mniej więcej do 14 roku, wychowywała mnie babcia, ponieważ rodzice byli zajęci pracą. Babcia i dziadek byli ludźmi, wiadomo, starszej daty, babcia była gospodynią domową, dziadek emerytowanym żołnierzem. Nas - mnie i mojego młodszego brata - rozpieszczali, mieliśmy z nimi jak pączki w maśle (dość doslownie, bo kuchnia mojej babci była raczej tłustawa (: ), ale z opowiadań mojej mamy wiem, że w stosunku do niej i jej rodzeństwa byli znacznie surowsi.
Z rodzinnego domu wyniosłam w gruncie rzeczy mnóstwo dobrych wspomnień, ale z perspektywy czasu zauważyłam, że w domu brakowało najważniejszego - rodzinnego ciepła. Myślałam, że przytulający swoje dzieci rodzice, mówiący im, że je kochają, to jakaś przelukrowana rzeczywistość z filmów, ponieważ oni nam nigdy takich uczuć nie okazywali. Wiem, ze nas kochali - troszczyli się o nas, moja mama potrafiła walczyć jak lwica, kiedy w szkole grupa moich koleżankekuparła się, ze będą mnie prześladować, jednak u nas w domu nikogo się nie przytulało. I nie mówiło, że się kocha.
Kiedy miałam mniej wiecej 14 lat, moja mama przeszła na wcześniejszą emeryturę i siłą rzeczy, zaczęła spędzać w domu więcej czasu. Dla mnie to było za dużo, jej ciągla obecność doprowadzala mnie do szalu, ponieważ moja mama jest bardzo upartą pedantką. Taką jak ja, co strasznie utrudniało nam komunikacje. Zresztą, nadal nie napisałam o największej traumie mojego dzieciństwa.
Odkąd pamiętam, moi rodzice się kłócili. I zawsze o to samo - alkoholizm mojego ojca. Miał dość specyficzną pracę, polegającą na jeżdżeniu samochodem sporych tras i zazwyczaj, kiedy wracał, "miał wypite". Szybko nauczyłam się rozpoznawać twarz mojego taty i po samym spojrzeniu wiedziec, czy dzisiejszego wieczoru będzie kłótnia. Oczywiście, rodzice nie kłócili przy nas, robili to, gdy mysleli, że spimy; jednak przy dwóch pokojach z kuchnią trudno było nie słyszeć placzu mojej mamy.
Trwało to lata, do czasu, kiedy u taty zdiagnozowano wrodzoną wadę serca, szybko wstawiono mu zastawki i tata zmienił tryb życia. Mialam wtedy jakieś naście lat, chyba kończyłam już liceum, wkrótce miałam wyprowadzić się na studia. Co dziwne, kiedy teraz o tym myślę, to nawet nie bralam nigdy nic innego pod uwagę. Mam wrażenie, jakbym zawsze wiedziała, że po 19 urodzinach wyprowadzę się. Cóż, tak się stało.
Moje i mojej mamy kontakty polepszyły sie, ja, mogąc wreszcie prowadzic zycie tak, jak chciałam, zaangażowałam się w działalność społeczną, publicystykę feministyczną, coś w rodzaju działalności politycznej, chociaż polityki nie uprawiam. I to mojej mamie trochę przeszkadzało - jej zdaniem powinnam najpierw skończyć edukację, znaleźć pracę i potem może coś tam działać. Dziwi mnie to, ponieważ na tyle, na ile udalo mi się poznać jej przeszlość (urodziła mnie bardzo późno, miała 37 lat, krótko zresztą przedtem poznała mojego tatę i tych 15 lat, odkąd zaczęła pracować, są dla mnie tajemnicą, bo o nich nie opowiada zbyt wiele), sama działała w wolnych związkach zawodowych, angażowała się w protesty. Może z tego powodu nie chce, zebym ja to robiła... No mniejsza.
Moje studia to kolejny temat rzeka. Zaczynałam jako studentka filozofii, jednak po pół roku uznalam, ze to był zły wybór i zmieniłam kierunek - zawsze chciałam byc nauczycielką, jednak podczas wyboru studiow za pierwszym razem zawahałam się i wybralam filozofię, nie polonistykę. Po kolejnym roku kończylam pierwszy rok polonistyki, nie tylko z warunkiem, ale również z brakiem perspektywy - władze wydziału zdecydowały, że nie będzie na moim roku specjalizacji nauczycielskiej. Trochę to jeszcze kontynuowałam, ale ostatecznie po trzech semestrach zrezygnowałam. Wówczas znalazłam stalą pracę (przedtem dorabiałam sobie w restauracji, a do rodzinnego domu już nigdy nie wróciłam), pracowałam w sumie rok, zimą zmieniłam pracę i po półtora roku przerwy zdecydowałam wrócić na studia, na kierunek praca socjalna. Nie zdążyłam jednak tych studiów rozpocząć, ponieważ na jednym z wyjazdów organizacji, w której się udzielałam, poznałam pierwszą wielką milość w moim życiu.
We wrześniu, zamiast podjąć studia, przeprowadziłam się do Poznania. I tutaj zaczęłam nowe studia, nowe-stare, bo rozpoczęłam polonistykę ze slawistyką. Na specjalizacji nauczycielskiej.
W międzyczasie tych wszystkich wydarzeń, ciągle rozwijalam się politycznie. Skierowałam się bardziej na ;lewo, sięgnęłam po bardziej rewolucyjne lektury, jedna z nich, "Odszkolnić społeczeństwo" Ivana Iljicha otworzyła mi oczy, uświadomiłam sobie, ze mój dotychczasowy cel, uczenie, będzie niemożliwy do zrealizowania w warunkach, jakie panują w szkole, nie tylko polskiej. Późniejsze praktyki w szkole tylko mnie w tym utwierdziły.
Moja relacja z trwała 9 miesięcy. Trudnych. Do tej pory nie byłam związana z nikim "na poważnie", moje "związki" kończyły się zwykle z powodu mojej zdrady i wiedziałam, że zwiazek, który do tej pory wydawał mi się jedynym możliwym, monogamiczny, nie wchodzi w moim wypadku w grę. Z nim po części udało mi się realizować. Nasz zwiazek wyglądał tak, że był on, byłam ja - mieszkalismy razem, ponieważ mialam poczatkowo problem ze znalezieniem pracy i byłam dość od niego zależna - były jeszcze dwie inne dziewczyny, z których jedna miała takie podejście jak ja, druga - nie. Między innymi dlatego, że caly czas dostrzegałam, że jej humorki i pretensją mają większą moc niż to, co ja mówię czy ta druga dziewczyna mówimy lub oczekujemy. Wbrew moim oczekiwaniom, to nie było równościowe, co potwierdziło się, kiedy pojawił się mój obecny partner. Mimo wcześniejszych deklaracji, ta pierwsza relacja się zakończyła.
Mój obecny związek jest... burzliwy. Czuję się w nim bezpiecznie i pewnie, jednak mój partner nie do końca jest w stanie zrozumieć mój lek przed odrzuceniem. Jestesmy razem prawie trzy lata, przez większość tego czasu mieszkaliśmy razem, jednak miesiąc temu zamieszkalismy oddzielnie. Jeśli chodzi o nasze relacje z innymi, zdarzają się, jednak przyjęliśmy nasz związek za podstawowy. Zamieszkaliśmy oddzielnie po tym, jak go uderzylam - mam problemy z kontrolowaniem zlości i przemocą. Nie mam mu za złe, że chciał zamieszkać oddzielnie, gdybym ja była mężczyzną, a on kobietą w tym związku, również dla naszego otoczenia byloby to jasne (obecnie nie do końca jest, przez co jest mi niezmiernie przykro - bo to dowodzi, że ja, poniewaz jestem kobietą, mogę sobie pozwolić na wiecej, więcej będzie społecznie akcpetowane ze względu na moją płeć).
Wyprowadzka zbiegła się z jeszcze jednym wydarzeniem w moim zyciu - kiedy powiedzialam mojej mamie, że z powodu Erasmusa mam tyle zaległości, że muszę przelozyć planowany na ten rok licencjat, ta oświadczyła, że jestem niepoważna, nie liczę się z nią i ona nie ma zamiaru sie do mnie odzywać, dopoki nie skończę studiów; oczywiście jej zdaniem to, ze nie obronię się teraz, to wina moich dzialalności pozauczelnianych. Postawa ta jest dla mnei o tyle niezrozumiała, że moje studia od przynajmniej czterech lat nie łączą się z żadnymi ich wydatkami, utrzymuję się od tego czasu zupełnie sama.

Ostatni miesiąc był dla mnei dramatyczny. Przez te wszystkie wydarzenia stracilam kontrolę nad swoim życiem, zaczęłam budzić się z napadami paniki i tylko świadomość obecnosci kogoś bliskiego mnie uspokajalo. Na chwilę obecną jedną bliską osobą jest mój partner, co też bardzo go obciążą psychicznie.

Postanowiłam pójść do psychiatry. Po pierwszej rozmowie powiedizala, że podejrzewa u mnie zaburzenia lękowe, wywołane wlasnie tym chłodem panującym w mojej rodzinie.


Nie wiem właściwie, czemu to piszę. Po prostu chciałam się wygadac. Jeśli ktoś doczytał do końca, to dziękuję.
Awatar użytkownika
Zestresowana
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 457
Rejestracja: 6 listopada 2014, o 07:22

17 listopada 2014, o 11:47

Doczytał, doczytał;-)
Oprócz pracy z psychiatrą, uważam, że powinnas skorzystać z psychoterapii.
Z tego, co piszesz, masz już u siebie wyrobione pewne schematy myślowe, pewne nawyki zachowań, nad którymi trzebaby było najpierw popracować, żeby móc skutecznie walczyć z zaburzeniami lękowymi.
cichakuna
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 3
Rejestracja: 16 listopada 2014, o 20:49

17 listopada 2014, o 12:02

Do psychologa też się wybieram, dostałam skierowanie, ale - jak to zwykle bywa - muszę trochę poczekać. A niestety nie mogę sobie pozwolić na wizytę prywatną.
usunietenaprosbe
Gość

18 listopada 2014, o 14:00

Witaj na forum. Ja rowniez doczytalam calosc. Weganizm popieram, choc sama (jeszcze niestety) jestem wegetarianka.
Z tego co piszesz mama by chciala zebys skonczyla studia, potem pewnie miala meza, dzieci i szczesliwa rodzine, pewnie bardziej szczesliwa niz byla wasza, co wynikalo z alkoholizmu ojca. Poczytaj sobie o DDA ( Doroslych Dzieciach Alkoholkow). Moze nawet nie swiadomie, ale gdzies w podswiadomosci, odczuwasz taka presje i przez to te napad. Miedzy innymi, bo tez studia i dodatkowe zajecia robia swoje. Pewnie tez boisz sie, zeznowu mozesz uderzyc lartnera i tak narastaja Twoje leki, obawy, nakrecasz sie i kolo sie zamyka. Tez uwazalam, ze przytulanie dzieci (bardziej juz nastolatkow) to tylko na filmach, wiec na prawde nie jestes jedyna, ktora to spotyka. Na forum pelno artykulow, ktore moga Ci pomoc, wszystko bez problemu znakdzoesz, a w razie wypadku pisz. :)
I daj znac jak w dalszym ciagu idzie po spptkaniu kolejnym z psychiatrą.
ODPOWIEDZ