Jestem taki zestresowany pisząc o tym temacie, że nawet nie wiedziałem do końca jaki tytuł dać. Czytam te fora sporadycznie, gdy mam
olbrzymi kryzys i bardzo mi pomagały.
Jestem w okresie wczesnej dorosłości, tj. mam 22 lat i pierwsze objawy nerwicowe miałem
juz chyba za dzieciaka. Miałem natrętne myśli o członku trenera czy o stosunku z siostrą. Bardzo bałem się tych myśli i nie chciałem ich mieć. Wyżaliłem się wtedy mamie i jakoś mnie uspokoiła. Na długie lata nerwica minęła, ale w okresie około 15-16 roku życia zaczął mi się coraz bardziej rozwijać overthinking. Lubiliśmy sporo spraw analizować z kolegą, obgadywać mnóstwo tematów i to było fajne, ale jednocześnie, mogło być poniekąd moim przekleństwem. Sam kolega wielokrotnie zauważał u mnie właśnie takie overthinking.
Potem zacząłem studiować psychologię, bardzo interesował mnie ten temat, życie społeczne, różne zależności. Mniej więcej wtedy zacząłem też mieć natrętne myśli 'mordercze'. Nie wiedziałem, o co chodzi, bardzo się ich bałem, ale na podstawie artykułu jakiegoś udało mi się do siebie przemówić, że to tylko myśli wynikające z jakiegoś zaburzenia i w końcu ustały. Objawiało się to potem przez lata jedynie tym, że bałem się czasem pójść z kimś spać (np. z dziewczyną), bo sobie wkręcałem lęk, że co jeśli np. przez sen coś zrobię lunatykując właśnie w tym stylu. Strasznie mnie to przerażało, ale często potrafiłem to jakoś uspokoić i normalnie zasnąć. choć oczywiście też zdarzały się nocki, że potrafiłem czekać praktycznie do rana ze stresu i lęku.
W międzyczasie rzuciłem te studia z psychologii. Przestało mnie to w sumie trochę interesować, chciałbym się nieco 'odciąć' od tych moich względnych zainteresowań, rozkminek, przekminek tzw., bo mam wrażenie, że one też są generatorem stresu, lęku i aktualnego stanu totalnej bezsilności.
No i generalnie tak jak napisałem: miałem tam pewne objawy, dokuczliwe, mniej bądź bardziej, w zależności od okresu, ale jakoś sobie potrafiłem
poradzić takimi, nazwałbym to, wewnętrznymi kompulsjami. Wmawianie sobie, że na pewno nic się nie stanie, robienie różnych dziwnych min, wyginanie palców u dłoni, racjonalizowanie itp itd. I potem poznałem pewną dziewczynę - minęło może z pół roku odkąd rozstałem się z poprzednią wówczas kiedy ją poznawałem. Piłem wtedy dużo alkoholu, bo chciałem się wyszaleć po poprzednim związku. Było dużo zawirowań, mój 'przyjaciel' też trochę do niej uderzał, miałem wrażenie na początku, że ona woli go, miałem
mega smuta z tego powodu, ale walczyłem, no i tak wyszło, że jesteśmy razem już prawie 2 lata. Trochę się od siebie różnimy w pewnym sprawach, ale bardzo się przy niej rozwinąłem. Zaczęliśmy podróżować, i to też stało się nieco moim 'przeklenstwem', bo chyba dość kiepsko zacząłem reagować na inne kultury i zaczął rozwijać się u mnie skrupulatyzm. Na wakacjach w Egipcie kupiłem sobie figurkę faraona, która potem
wyrzuciłem ze strachu, że może mnie opęta. Pisałem nawet do dwóch księży w tym temacie, którzy mnie raczej uspokajali. Ogólnie myślę o sobie, że jestem głęboko wierzący, chciałbym taki być, ale bardzo dosłownie branie religii do siebie powoduje też, że mnóstwa rzeczy się lękam, boję, a powinno być przecież na odwrót, tak w sumie. No ale wracając; bardzo się bałem różnych figurek, symboli itp itd. Zresztą do dziś to mam.
Musze też przyznać, że w tym czasie nie za bardzo dbałem o siebie pod kątem fizycznym. Mimo że rzadziej już spożywałem alkohol niż wcześniej, to jedyne co robiłem to chodziłem
do pracy i odkładałem na jakieś wyjazdy. A na tych wyjazdach też zdarzało mi się 'odchamiac' i nieco rozpijać.
I właśnie po jednym z egzotycznych wyjazdów, na którym praktycznie codziennie piłem, i z tego powodu prawie rozstałem się z dziewczyną, dostałem ataku paniki. Byłem w Kościele, i przechodziły przeze mnie różne dziwne fale emocjonalne w ciele. Bałem, że we mnie odgrywa się jakaś walka pomiędzy Bogiem a diabłem, że staje się opętany. W ataku paniki, lęku po Mszy, na której usilnie się modliłem, aby było mi lepiej, pojechałem do dziewczyny (5 min drogi), która mnie uspokajała i zapewniała, że jest ok.Ze strachu zadzwoniłem
do taty, że czuję że chyba umrę, nie wiem co mi jest. Wsiadłem w auto i chciałem pojechać do domu. Na światłach po ok 10 minut drogi, może krócej, pełnej lęku, stresu, dreszczów itp itd, straciłem czucie praktycznie w całym ciele, położyłem się na ziemi i krzyczałem
pomocy. Ktoś podszedł
i wezwał
karetkę, a ja byłem
pewny, że umieram. Myślałem, że mam zawał, straciłem
kontrolę nad całym swoim ciałem, a okazało się... że nic mi nie jest finalnie. Miałem
olbrzymi atak paniki. Pamiętam też, że powodem stresu przed opętaniem były żarty dziewczyny parę miesięcy wcześniej, po których kompulsywnie sprawdzałem w internecie, jak dochodzi do opętania itp. A na tym wyjeździe na tych wakacjach jakiś zebrak coś gadał i brzmiało to jak jakieś zaklęcie i też utkwiło mi to mocno w głowie.
Po ataku paniki, gdzie byłem
trochę wówczas grubszy i niezbyt skory do aktywności fizycznej, postanowiłem, że może czas coś z tym zrobić, bo może to też kwestia tego. I nie wiem, czy to jakiś objaw ADHD, czy jak (sporo osób sugeruje mi, że też się z tym zmagam), ale strasznie się wkręciłem, trenowałem po 3-4 godziny dziennie. Oczywiście pół roku i zajawka już za mną. Zapisałem się także na terapię, ale po drugiej wizycie wyszedłem z rykiem, mylnie interpretując pytanie terapeutki i już nie chciałem wracać na terapię. Zapisałem się do psychiatry, którego poprosiłem i tak o względnie delikatne leki, żeby nie tracić formy sportowej, żeby nie czuć się ospałym itd. Przypisał Fluoksetynę, po której czułem się lepiej. Myśli może i były, ale byłem bardziej spokojny, dzięki czemu myśli też potem znikały, bo aż tak się nie przejmowałem. Zmagałem się również z natręctwami odnośnie pedofilii i powołania do zakonu (mimo że mam dziewczynę, która bardzo kocham i chce z nią byc).
Z kolei teraz mega mnie dręczy natręctwo, którego nie mogę się pozbyć, jest tak silne i realne, a mianowicie, że nie kocham swojej dziewczyny. Że jestem z nią już z przyzwyczajenia i nie zerwałem z nią tylko dlatego, że nie chce jej skrzywdzić. Czuję od wczoraj ciągle te myśli w głowie, cały czas czytam czy to rOCD i nie wiem. Czuję się mega przerażony, mega zlękniony. Mówię jej o moich wątpliwościach, ona jest ze mną, zaangażowała się bardzo w mój problem. Cały czas się czuję nieprzyjemnie, na brzuchu, w klatce, cały czas się stresuje, jestem smutny, mam duże napady płaczu, szczególnie przy niej z poczucia winy, wyrzutów sumienia. Kurczę, ja naprawdę chcę z nią być, ale boję się, że coś wewnątrz mnie mi nie pozwala. Albo mnie oszukuje. Poza tym zacząłem się czuć serio do dupy.
Mam mega niskie poczucie wartości, kompleksy, mimo że teoretycznie niczego mi nie brakuje: "obiektywnie" jestem dość przystojny, wysportowany, o dobrej kondycji fizycznej, pieniędzy mi nie brakuje, dobrej rodziny, wyjazdów, otworzyłem własną działalność ostatnio. Chce z nią być szczęśliwy, ale nie potrafię przez te "uczucie", pomimo tego, że generalnie wszystko jest super. Mało konfliktów, dogadujemy się coraz lepiej, jeszcze dwa tygodnie temu uważałem, że chyba przechodzimy przez najlepszy okres w naszym związku . Prawie się już rozstaliśmy przez moje wątpliwości, ale gdy to się stało, to zacząłem tak nadprogramowo ryczeć. I dziewczyna była bardzo "zadowolona" z reakcji, bo ta reakcja udowodniła jej, że zależy mi. A ja zacząłem rozkminianie czy ta relacja nie wynikała np. z tego, że wiem, że ona chce ze mną być i że bym ją skrzywdził, rozstając się z nią itp itd. Ale z drugiej strony sobie też myślę, że to że pojawia mi się taki paniczny lęk przed zranieniem tej osoby, pokazuje też jak bardzo mi na niej zależy. i no kurczę naprawdę nie wiem jak przemówić do samego siebie, że chce z nią być. Nie wiem. Ale chce. Ale jakoś boję się, że nie potrafię.
To tak przygniatające
Przepraszam, że dubluje post, ale chyba w złej kategorii wpisałem, a chciałbym uzyskać jakąś odpowiedź:/
Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?
Lęk, stres, nerwica, rOCD?
-
- Nowy Użytkownik
- Posty: 6
- Rejestracja: 11 października 2024, o 08:50
Dodam jeszcze, że jak poznam jakąś inną dziewczynę, która jest względnie atrakcyjna i która po prostu polubię, to też mam natrętne myśli o nich. Których nie chce mieć! Nie fantazjuje o nich, nie chce ich mieć i koniec kropka. A jednak są. I dobijają, i wprawiają w wątpliwości. Jednak aktualnie olbrzymie wątpliwości tyczą się uczucia....
A ona jest taka wspaniała, pomiędzy nami też ogólnie jest super. Nie chce jej stracić 


-
- Nowy Użytkownik
- Posty: 6
- Rejestracja: 11 października 2024, o 08:50
Jak rodzice dziewczyny wyjechali i spałem u niej cały tydzień, to miałem takie wrażenie często odczucie odrealnienia (?). Nie wiedziałem, jak to nazwać do końca. Łapie też coś takiego, że patrzę na duże budynki w mieście i strasznie mnie przytłaczają i zaczynam czuć się właśnie taki jakiś zderealizowany (?), przytłoczony; nie wiem, jak to opisać, jak to dokładnie działa.
Najbardziej mnie martwi teraz ta sytuacja z dziewczyną

forum od Zordona, czy jakoś tak, i trochę się uspokoiłem, choć już byłem tak przerażony dziś, że nie mogłem wytrzymać. Ale po tym
artykule trochę mi
lepiej. Mam nadzieję, że nauczę się nad tym panować. Chce z nią być i wierzę, że będzie dobrze.