Mam świadomość tego wszystkiego, czasem po prostu za dużo sobie wyobrażam, wmawiam sobie, myślę. O tak, uwielbiam za dużo myśleć i przez to sobie nakręcam

Nie wiem, dlaczego ulegałam tym pseudo-zagrożeniom życia. Mimo to uważam, że nie należy się poddawać, udało mi się schudnąć w zdrowy sposób 15 kg w trzy miesiące ponad półtora roku temu, to chyba potrafię pokonać też nerwicę, przynajmniej czuję jakąś siłę, żeby się tego pozbyć. Jestem na tyle zmotywowana, wiem, że to tylko taka choroba związana z własnym umysłem i to od nas w gruncie rzeczy wszystko zależy, ale gdzieś w głębi tego mózgu wyczuwam taką małą istotkę, która mówi ,, Czekaj, czekaj, to serduszko tak nierówno coś bije. Musisz coś z tym zrobić, bo może przestać bić.'' I nagle sru, pozycja siedząca, nagle puls milion, po czym wszystko wraca do normy. I tak było kilka razy przed snem dzień w dzień, zaraz płacz, nie mogłam wziąć oddechu, żyłam w przekonaniu, że coś mi się stanie, nieraz chciałam pogotowie wzywać. Ale jakoś dzięki melisie, tabletkom, kroplom, PRZEŻYŁAM. Teraz mówię, jest lepiej, ale obawiam się, że któregoś dnia znowu mnie coś weźmie na to. Moja mama miała ten sam problem w tym samym wieku, udało jej się to wyleczyć w ciągu pięciu lat. Witaj genetyko!
