Aneta, dobrze, że się w końcu sama uspokoiłaś. Powiem tylko jak reszta forumowiczów, że doskonale wiem jak się czułaś i że Cię rozumiem.
A propos dzwonienia i informowania innych, że coś się dzieje, to ja obserwując sama siebie i swoje reakcje na innych hipochondryków doszłam do następujących wniosków: oprócz tego forum nie mówię już nikomu, że mam atak lęku, że sie boję, że mam atak paniki, że mi się wydaje, ba, nawet mam pewność, że zaraz umrę, bo ŻADEN zdrowy umysłowo (czytaj nie świr) nie jest w stanie tego pojąć a za którymś razem z kolei zaczyna robić się to dla niego wręcz śmieszne

. Jakiś czas temu a nawet wczoraj przeglądałam sobie inne fora poświęcone nerwicy a zwłaszcza wątkom hipochondrii i przyznam Wam się szczerze, że jak czytałam w jakiej panice są ludzie z powodu np. pieprzyków na ciele (że to niby rak skóry) i mnóstwem różnych innych "chorób" mi nieznanych, to w pewnym momencie zaczęłam się "śmiać" z tych irracjonalnych zachowań. a Dlaczego? Bo akurat pieprzyki i potencjalny rak skóry, a także choroby związane ze śledzioną, dwunastnicą czy podniebieniem nie leżą w sferze moich "zainteresowań" i zareagowałam na ich "choroby" tak, jak reagują nasi bliscy na nasze.
Większość z nas na tym forum to tak zwani' "sercowcy", więc nikogo nie śmieszy jak opisujemy tutaj nasz strach, nasze ataki i co się niby dzieje wtedy z naszym sercem.
Mam bliską przyjaciółkę z nerwicą (leczoną, pod kontrolą) i ona mi powiedizała, że jak mam atak i się boję, to mam do niej dzwonić, bo ona przez to przeszła. Nie będę do niej dzwonić, ale świadomość, że mam taką "furtkę" podnosi mnie na duchu.
Inema, ta Twoja chwilowa bezsenność może wynikać i z pogody, np. wiatrów, odstawienia leków, a także z faktu, że być może po prostu jesteś wyspana. Stawiam na odstawienie leków. Niezłą mieszankę sobie zaaplikowałaś. Ja jestem dziewiąty dzień bez żadnych leków, które brałam (tranxen codziennie, hydro doraźnie) i czuję się znacznie lepiej.
Oczywiście atak mnie też dopadł. Rano jak jechałam do pracy głód i ssanie. Fakt, że nie zjadłam śniadania i być może adrenalina się zaczęła przez to wydzielać. Od razu walenie serca i tylko czekanie aż się rozpędzi i będzie skok ciśnienia. A wtedy to już ciężko wrócić do normalnego stanu

Złapałam za kanapkę, zaczęłam spokojnie przeżuwać, spokojnie oddychać i sama sobie powiedziałam, że mam tego dość: albo umrę albo jestem zdrowa i nie dam się. Stwierdziłam, że większość ludzi tak się czuje, tak reaguje na pogodę, na wiatr, na zmianę frontów i pomyślałam, że pierwszym krokiem będzie nie wsłuchiwać się we własne serce. Trudno jest skierować swoje myśli tak, by popłynęły naprawdę w innym kierunku, bo często próbowałam, ale cały czas słuchałam serca. Dzisiaj rano po raz kolejny udało się. W ciągu może pięciu minut. Tak po prostu. Nie wiem co się stało, ale opanowałam po raz kolejny atak, to znaczy raczej lęk i nie pozwoliłam, zeby przerodził się w panikę. Potem w ciągu dnia miałam przez chwile wrażenie, że mi się coś z sercem dzieje, że wali, że może skoczyło ciśnienie, chwilowy zawrót głowy, chęć ucieczki do domu i popłakania się z tej niemocy. Wtedy od razu przypomniałam sobie, że jednym z objawów nerwicy jest właśnie chęć ucieczki przed niebezpieczeństwem i walka skończyła się sukcesem po może dziesięciu minutach
I tak się ciągle boję, bo każdego praktycznie dnia dopadają mnie lęki i często nie wiem czy to ten lęk z nerwicy czy rzeczywiście śmierć.. Ja się strasznie boję skoku ciśnienia, bo puls mam raczej niski. Boję się też tych ataków głodu, że to może być coś z cukrem... Badań nie zrobiłam, bo zaraz po pracy musiałam odebrać starszą ze szkoły i zostać z dziewczynami wdomu.. Wczoraj też.. Jutro wraca mój mąż..
Ciągle szukam w Internecie chorób, bo albo jestem chora śmiertelnie, albo jestem chora na hipochondrię. W każdym razie jestem chora, bo zdrowy na umyśle nie robi tego, co ja
Dobrze, że jesteście...