Olinko opowiem Ci cos...
Moja kochana babcia miala 56 lat jak zmarla. Byla bardzo mloda i jeszcze tyle chciala zobaczyc. Kochala kwiaty. Miala wspaniala dzialke na ktorej bywala niemalze codziennie. Odeszla bo chorowala na raka jelita grubego. Przeszla operacje, chemie, ale niestety jakis czas pozniej poczula sie zle i pojechala do szpitala. Tam byla nietomna, ale lekarz prosili dziadka aby pojechal na noc do domu chocby przespac sie bo nie warto siedziec, wszystko mialo byc pod kontrola.
Na drugi dzien dziadek na samo wejscie dowiedzial sie, ze babcia zmarla. Dostala sepsy i zapasci. Reanimowali bardzo dlugo.
Mysle, ze babcia nawet nie miala pojecia, ze odchodzi....
I do dzis lekarzom nie wierze, ze tak to sie poprostu skonczylo, ale sekcji nie chcielismy robic.
W ten dzien pakowalam sie do Polski bo lecialam na male wakacje. Mieli mnie odebrac dziadkowie. Zadzwonil tata i poprosil zebysmy razem z siostra byly przy telefonie bo chce Nam cos powiedziec...
Od razu wiedzialam, ze ktos umarl... Pomyslalam o kilku osobach, ale dzis gorzko sie usmiecham bo akurat o babci nie pomyslalam kompletnie.
Babcia Jola nie zyje.... Do dzis w uszach dzwieczy mi to zdanie...
O 3 dni sie spoznilam. Nie odebrala mnie z lotniska. Nie zdazyla opowiedziec o swojej chorobie raka i walce z nia. Odeszla bez pozegnania. Bylam w szoku. Nie mialysmy z siostra i mama pojecia o tym... Wszyscy wiedzieli oprocz Nas. Ponoc babcia nie chciala Nas martwic bo uwazala, ze i tak mamy sporo problemow i zmartwien... Jakze bylam na Nia wsciekla...
Minely 3 lata a ja pogodzic sie z jej odejsciem nie moge. Gdy umarla bylam mlodsza i nie rozmawialam z Nia w taki sposob w jaki dzis moge. Kiedys to byly takie glupoty, dzis o tylu sprawach chcialabym pogadac... Wiem, ze ona wiedzialaby przez co teraz przechodze, ufalam jej jak malo komu i wiem tez, ze zrozumialaby mnie...
Kiedys sluchajac piosenki Nelly Furtado - Say it right
babcia mowila "gdy slucham tej piosenki to mysle o Was i wiem, ze jestescie gdzies tam daleko..."
Po smierci babci slyszac ta piosenke pomyslalam " Dzis ja babciu slucham tego utworu i mysle o Tobie wiedzac, ze gdzies tam daleko jestes..."
Kiedy minal dzien od tragicznej wiadomosci nastal wieczor. Zasnelam.
Snila mi sie babcia. Spalam na boku, ona lezala za mna przytulaja mnie reka. Glaskalam jej dlonie i dotykalam palca na ktory nosila zawsze swoj pierscionek ulubiony... Obudzilam sie nagle. Byla polnoc. Lezalam dokladnie tak samo jak we snie. Mialam nawet reke w dziwny sposob ulozona... Wiem, ze ona przyszla do mnie....
Chciala byc spalona, tak wiec i sie stalo, ale byla sama podczas tego... Przyszla we snie. Pokazala mi obraz tego piekla i poprosila abym zostala bo nie chce byc sama....
Jakis czas pozniej chodzila po swoim ogrodzie niespokojna, ciagle cos rozsypujac. Moze swoje prochy? Byla zmartwiona.... Pozniej dowiedzialam, sie, ze dziadek dzialke sprzedaje... Coz - zrozumialam ten sen.
Po slubie ojca snilo mi sie jak babcia powiedziala, ze pieknie wygladalam w sukience i ze bardzo mnie Kocha i rownie mocno za mna teskni....
Czesto przychodzi steskniona, czesto mnie przed czyms ostrzega, o czyms informuje.
Ja w to wierze. Wiem, ze to babcia.
Stanelam kiedys po godznie 22:00 na srodku uliczki, bylo juz ciemno, cisza, spokoj - poprosilam babcie by dala mi jakikolwiek znak, ze jest blisko... Nagle zerwal sie wiatr, drzewka wialy na rozne strony, a ja co normalnie bym sie zlekla i uciekla do domu stalam jednak dalej i czulam cieplo oraz silne poczucie bezpieczenstwa...
Ja wiem, ze to brzmi wszystko nieprawdopodobnie, ale tak wlasnie jest. Moja druga babcia mawia, ze jestem podatna na takie sytuacje i moze to byc prawda. Ona sama wiele razy dostawala prawdziwe znaki od osob ktore odeszly.
Dlatego Olinko Kochana wiem, ze trudno i ciezko Nam zaakceptowac smierc i ze kiedys ona Nas wszystkich zabierze, ale mysle, ze nie warto sie jej bac

Ona nie jest koncem zycia. To dopiero poczatek i ja tez wierze, choc mi czasami trudno to jednak nie zatrace tej wiary bo wiem, ze babcia na mnie spokojnie i cierpliwie gdzies tam po drugiej stronie zycia czeka

I ona rowniez wie, ze ja ochrzanie za to nagle odejscie hihi
Nie boj sie mysli o smierci bo ona nie jest zla. Ona nie boli. I nie przyjdzie po Ciebie predko, oo nie

nie pakuj jeszcze "walizek" sobie i swoim bliskim....

Karuzela zycia kreci sie. Bezustannie nabierajac coraz wiekszego pedu. Pijany Karuzelowy, zatacza kregi w sobie tylko znanym kierunku, nie panujac juz nad zaczarowanym mechanizmem. Trzymajmy sie mocno lancucha losu, by przypadkiem nie wypasc w biegu.