Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Staram się sobie radzić z nerwicą

Forum poświęcone: nerwicy lękowej, atakom paniki, agorafobii, hipochondrii (wkręcaniu sobie chorób), strach przed "czymś tam" i ogólnie stanom lękowym np. lęk wolnopłynący.
Możesz dopisać się do istniejącego już tematu lub po prostu stworzyć nowy.
Tutaj umieszczamy swoje objawy, historie, przeżycia. Dzielimy się doświadczeniami i jednocześnie znajdując ulgę dajemy innym pocieszenie oraz swego rodzaju ulgę, że nie są sami.
ODPOWIEDZ
SCF
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 888
Rejestracja: 1 grudnia 2013, o 09:57

7 września 2015, o 22:15

Witam po dłuższym czasie,
Dawno nie pisałem. Od ostatniego czasu wiele się zmieniło, zniknęły doły, pustka emocjonalna itp. W sumie nawet nie wiedziałem kiedy bo było to stopniowo. W pewnym momencie się zorientowałem że w sumie jest ok, bo i emocje były i wszystko wróciło :)
Może jest w tym zasługa terapii nie wiem. Później pojawiły się stany lękowe, chociaż to już znam, to nie jest mi obce i nie wzbudza we mnie to takiego przerażenia jak to poprzednie, silne uczucia smutku - to też już było więc też lepsze to niż brak emocji lub takie otępienie.
W ogóle bez sensu się zaczęło, chciałem zrobić sobie przyjemność i popatrzeć na zdjęcie mojej ukochanej i nagle zacząłem się zastanawiać jak to jest że mnie to cieszy, od razu lęki i już każde kolejne spojrzenie na zdjęcie wywowyłało lęk. Przerzuciło się na spotkania, bo mogę czuć się cały dzień dobrze, a przy spotkaniu zaczyna się uczucie lęku takie falowe, że jest ok 3 minuty a potem kolejne 3 mnie skręca, kłuje w brzuchu, uciska w głowie, ręce mi drżą, czuję strach, i potem przechodzi. Ale nasila sie przy przyjemnych rzeczach. Rozmawiałem o tym na ost wizycie. Generalnie rozumiem swój problem, wiem że sam sobie w tym przypadku to generuję, bo zależy mi żeby było miło i tak bardzo mi zależy że aż się boję że nie będzie i napędzam błędne koło. To to samo co jak ktoś nas obudzi godzinę przed budzikiem i już nie możemy zasnąć bo zaczynamy się nakręcać - zależy nam żeby zasnąć tak bardzo że się denerwujemy i nie zasypiamy. Możliwe, że ta reakcja na te konkretne sytuacje wkrótce mi minie. Mimo wszystko psycholog mi doradziła, żeby nie wywoływać na sobie presji, że MUSI być dobrze, że MUSZĘ coś miło przeżyć. Ok próbuję, poprzez takie myśli alternatywne np. że "takie coś na pewno przeminie", "ostatecznością zawsze są leki". Mówię sobie w głowie, że mam prawo czuć się źle, że nie każde spotkanie musi być super, że super nie oznacza że musi być bez lęku. Staram się to traktować jak ból głowy, jak migrenę, jak coś przejściowego. Przede wszystkim wmawiam sobie że nie zależy mi na tym żeby było bez lęku.
Mówię sobie też (jak np stany lękowe spowodowały że zamiast się cieszyć spotkaniem mam ból brzucha z ich powodu) że nic się nie stało, że to normalna rzecz.
No i wszystko byłoby fajnie, tylko że od tego nie czuję się lepiej. W głębi serca mnie to wkurza, że taka pierdoła tak bruździ. Także cały czas sobie w głowie mówię takie rzeczy mając nadzieję że w końcu zacznę zmieniać swój punkt patrzenia. Ale też mam prośbę tutaj, do was, doradźcie mi, co jeszcze mógłbym zrobić, jakie myśli sobie do głowy wkładać, sposób zachowania, działania, żeby sobie pomóc w zmianie ogólnego myślenia ? Jakieś ćwiczenia ?
Psycholog mi powiedziała, że nie ruszymy do przodu dopóki nie zmienię sposobu myślenia. Wy mówiliście mi to samo. Wiem że macie rację, ja próbuję no, ale mówienie sobie w głowie to jedno, a odczucia odruchowe to drugie, dlatego pytam o jakieś wskazówki co mógłbym jeszcze zrobić. A też już nie tyle rozchodzi sie o ten konkretny przykład który opisałem, a o ogół, bo to może i całkiem niedługo minie, ale będą pojawiać się nowe rzeczy i to bez sensu żebym miał ciągle sobie życie zatruwać.
Bo nie chce przyjść za 2 tygodnie na kolejną wizytę i powiedzieć, że ok mówiłem sobie że jest ok, ale nic mi to nie pomagało i w sumie to czułem co innego.
Awatar użytkownika
Ciasteczko
Administrator
Posty: 2682
Rejestracja: 28 listopada 2012, o 01:01

16 września 2015, o 22:49

Wiesz co, z mojego doświadczenia wynika, że zmiana filozofii na początku wydaje się sztucznym działaniem- staramy się podmieniać swoje myśli, ignorować inne, zastępujemy przekonania, które wydają się dziwnie nie na miejscu. Ale to działa. Początkowa nienaturalność powoli zaczyna zamieniać się w nowy nawyk myślowy, w nową postawę. Dajesz tu przykład oczekiwania, że będziesz się czuł radośnie i doskonale pod wpływem jakiegoś doświadczenia i w tej chwili się starasz zmniejszyć znaczenie tej reakcji na to, co się dzieje, próbujesz odpuścić, ale to jest dla Ciebie jeszcze nienaturalne. Ale stanie się, bo to tak jakby się uczyć tabliczki mnożenia- na początku się wkuwa, a potem jest intuicyjnie. Uczysz swój umysł innych zasad działania niż do tej pory, to jak przeprogramowanie. I to idzie moim zdaniem tak, że najpierw rozumie się na poziomie racjonalnym/intelektualnym, bo się widzi, że to jest logiczne i rozsądne, a dopiero potem w opóźnionym czasie zaczyna to docierać na poziom emocji. Na początku rozbieżność między tym, co się zakłada jako nowe podejście, a tym co się jeszcze czuje i podświadomie myśli jest ogromna i widać, że coś nie gra- ale tak musi być. Nie od razu Kraków zbudowano. ;) Pozwól się temu dziać w naturalnym tempie.
Jeśli poczujesz, że coś nie gra, odsuń tę myśl i przypomnij sobie o cierpliwości i tym, że potrzeba czasu na zmiany. Musisz pamiętać jakie założenia Ci służą, a jak się potkniesz i zboczysz z trasy myśli i postaw , które Cię wspierają, to otrzep się i znów wracaj na dobrą ścieżkę. Jestem pewna, że na poziomie logiki i racjonalności wiesz w głębi duszy, co takiego Ci służy i jak do tego podejść. Tylko musisz to poczuć.
Odburzanie, to proces - wstajesz, upadasz, wstajesz, upadasz... ale upierasz się, że idziesz do przodu.
Każdy ma tę moc. Nie odkładaj życia na później. Nigdy. :hercio:
ODPOWIEDZ