Chodzi mi o sport, wielką miłość, która upadła.
Całe życie lubiłem robić wiele rzeczy, bardzo aktywnym byłem dzieciakiem i w sumie to trenowałem wiele rzeczy.
Całe liceum jeździłem rowerem, co potrafiłem nawet dziennie przejechać do 40 km dziennie.
Od 6 roku gram w piłkę nożna, tak średnio zawsze z 2 -3 razy w tygodniu wpadałem na orliki.
Dodatkowo od 16 roku życia trenowałem rózne sport walki, ostatnie 2 lata boks. I to pierwszy rok trenowałem codziennie po 3 h , nawet w sobotę + rower.
W tym roku nie trenuję nic, i straciłem jakąś przyjemność. Jak gdzieś idę to bardziej z przyzwyczajenia, a nie z przyjemności. I powiem Wam, że mnie to troszkę męczy.
W sierpniu wróciłem na boks na miesiąc, ale jakoś właśnie tego nie czułem. Wrzesien - listopad chodziłem na piłkę z 2 - 3 razy w tygodniu. I bardzo zawsze die denerwowałem, jestem bramkarzem. Dziewczyna się smiała, że ta piłka to tylko mnie wku*wia i że zawsze mówię, że już nie pójdę , ale chodzę. Chodzi mi o to, że jakoś tak mnie ciągnie, ale jak idę na jakikolwiek trening nie sprawia mi przyjemności. Jak Sobie z tym poradzić. Dodam, że jak trenowałem boks to byłem najlepszy na treningach, ale na zawodach brakowało takiej duszy wojownika, że przez NERWICĘ miałem zawsze za duża samokontrolę, ale jakoś nigdy nie chciałem zrobić krzywdy.
Dodam, że biję się dośc dobrze, a jak mnie kilka razy w życiu napadli to odpuszczałem, albo przyjmowałem ciosy na Siebie. I tak szczerze , nie wiem jak Sobie z tym poradzić.
Wiem, że to troszkę przez nerwicę, ale jednak lubię się napierd*lać. Tak czuję wewnętrzną pustkę, że już nigdzie nie chodzę. Ja zawsze lubiłem ciężkie treningi.
Pewnie to ma związek z nerwicą, dość duży, że nie osiągnałem wiecej. Chodź w Łodzi byłem w boksie 3 w kategorii 69, mogłem być 2
