Hej

mam na imię Ewelina z nerwicą lękową borykam się od 12 roku życia czyli już 10 lat głównym powodem jej rozwoju była śmierć mojej Mamy kiedy byłam w 6 klasie podstawówki .. zaczęły się kołatania serca , bezsenność , banie się chorób doszukiwanie się w sobie raka (mama zmarła na raka) po czym tak sobie tkwiłam w tym i tkwiłam raz było lepiej raz gorzej wiadomo ... Raz na trzy lata miałam spokój od nerwicy i objawów , przeszłam przez ten czas w swoim życiu sporo stresów i sporo smutnych sytuacji ale nie będę tutaj pisać wszystkiego ... Ponad dwa lata temu zamieszkałam z moim chłopakiem mieszkaliśmy w wynajmowanym mieszkaniu trochę dalej od miasta wręcz to już wieś całkiem dobrze mi się tak żyło gdyby nie to ,że wszędzie było daleko i byl problem z dojazdem kiedy nie miałam samochodu ... Tam przeszłam też sporo stresu ze względu na współlokatorów których wywaliliśmy w końcu za to co tam odstawiali za cyrki z właścicielami żyliśmy super jak z rodziną ... Do marca tego roku zaczęły się jakieś dziwne fochy , wyłączanie nam ogrzewania itd ... Okej stwierdziliśmy że czas się wyprowadzić i akurat wyszło tak ,że mój brat mieszkal w moim rodzinnym domu sam ale wyjechał za granicę i raczej już nie planuje wracać więc przeprowadziliśmy się z radością tutaj do mojego rodzinnego domu , niby wszystko okej jakoś się żyło czułam się dobrze ponieważ cały czas uczęszczam na psychoterapię i miałam wrażenie ,że powoli z tego wychodzę... I zaczęło się od maja atak paniki po ataku paniki i tak w kółko , myśli że mogę sobie coś zrobić ,że komuś , obsesyjne sprawdzanie czy ja na pewno tego nie zrobię przecież ja tego wcale nie chce !!! W maju miały miejsce też komunie u mojego chłopaka w rodzinie (nie mam dobrych kontaktów z jego rodzina bynajmniej nie z całą) zaczęło się od chrzcin na które dostał zaproszenie sam bo nie jesteśmy małżeństwem (?) Mówię no dobra trudno było mi na maxa przykro ale co mogłam zrobić jemu zresztą też latwo nie było ... Później komunie na jedną dostał zaproszenie ze mną na drugą nie .... No i tu dzień przed jedną z tych komuni zaczęłam mieć kołatania serca okropne ściskanie serca przeskoki itd itd .. strasznie spanikowałam ,że mam chore serce ale pomeczylo mnie tydzień i przeszło ... Dzień po dniu Matki (wiadomo przeżywam bardzo i rycze bo tęsknię za mama .. ) dostałam ataku paniki ,że ja już nie dam rady ,że to już koniec, że zaraz wyskoczę przez okno.. no dobra przeszło poszłam spać i na drugi dzień wstałam rano z takim okrutnym lękiem o to ,że zrobię sobie krzywdę ,że jestem chora psychicznie czułam się jak wrak , psycholog skierowała mnie do psychiatry dla własnego bezpieczeństwa żeby wytłumaczyć mi ,że to tylko nerwica , dostałam diagnozę nerwica mówię no dobra czyli nic się nie zmienia w między czasie umanilam sobie depresję ,że to na pewno to i już masakra dostałam również leki od psychiatry ale jak możecie się domyślić nie chce tego brać , tyle lat bez leków dlaczego teraz miałabym łykać leki chociaż szczerze nie pamiętam,kiedy ostatnio tak źle się czułam jak od tego maja aż do dziś ... Nie wiem co robię źle , nie wiem jak zacząć i jak sobie wytłumaczyć ,że z tego da się wyjść oglądałam zawzięcie pogadanki na YouTube i szczerze czułam się lepiej więcej zrozumiałam ale jakoś chyba mam problem żeby wcielić to w zycie powiedzcie mi jak mam zacząć się odburzac ... Mam np zacząć od pisania sobie na kartce ? Podobno kartka to dobry powiernik i zrzuca sporo emocji ... Nie wiem co się ze mną stało i czy te wydarzenia miały aż taki wpływ na to jak teraz okrutnie się czuje ... Pozdrawiam Was i fajnie ,że jesteście
