Cześć, na forum jestem nowy. Mam nerwicę od 27 roku życia. W tej chwili mam 44, ale spokojnie przez większą część czasu było bez objawów, pracowałem, bawiłem się, korzystałem z życia. Pierwsze objawy maiłem w wieku 27 lat kiedy wylądowałem w szpitalu z powodu duszności, bólu w klatce piersiowej. Po wykonaniu wszystkich badać stwierdzono że to na tle nerwowy i mnie wypisano. W szpitalu spotkałem się z psychologiem który ogólnie powiedział żeby się nie denerwować

. Niestety objawy utrzymywały się dość długo ale starałem się żyć normalnie. Zacząłem też biegać i tak po roku przeszło. Kolejny epizod miałem w wieku 33 lat na kontrakcie zagranicznym. Podczas badań stwierdzono że mam guza tarczycy. Po głębszych badaniach okazało się że to guz w pełni uleczalny. Dla mnie to był koniec dotychczasowego życia, załamałem się. Wpadłem w panikę i lęk paraliżujący moje ciało. Bolało mnie w klatce, drętwiały ręce i nie mogłem spać. Poszedłem do Psychiatry, przepisał mi SSRI i po jakimś dłuższym czasie jak ręką odjął. Nerwica została znieczulona na 10 lat. Miałem jakieś gorsze dni ale nie kojarzyłem tego z nerwicą nawet zapomniałem że ją mam. Rok temu zaatakowała ponownie, przed ważnym spotkaniem w pracy, nie mogłem spać, miałem jechać na drugi koniec Polski i nie wiem jak mi się do udało. Po powrocie była chwila przerwy i zaatakowała z podwójną siłą. Poszedłem do Psychiatry, przepisał mi leki które mi nie pomagały a pogarszały sytuację. Pytałem się czy nie powinienem iść na jakąś psychoterapię. Odpowiedział, że może powinienem poćwiczyć jakąś relaksację. Gdy już nie miałem siły wstać łóżka (odrealnienie, ból w klatce, odrętwienie całego ciała) żona zawiozła mnie do innego Psychiatry, przepisał mi inne leki, przypominałem sobie jakie brałem kilkanaście lat temu. Skierował mnie też na terapię poznawczo behawioralną. Po kilku tygodniach leki i terapia zaczęła przynosić rezultaty, wróciłem do pracy. Niestety leki uśmierzyły tylko moje odczuwanie i terapia nie przyniosła pełnych rezultatów. Lęk i problemy wróciły. Po odstawieniu leków na początku roku, ze względu na aktywność fizyczną (bieganie, jazda na rowerze szosowym) postanowiłem się przebadać jak co kilka lat. Wcześniejsze badania przed nawrotem nerwicy (około 2015roku) nie stanowiły dla mnie problemu. W tej chwili wpadłem koło lęku. Gdy poszedłem do kardiologa ciśnienie skoczyło mi do 180/80, powiedziałem kardiologowi że mam nerwicę, ale kazał mi mierzyć ciśnienie w domu. Przez dwa tygodnie było ok, dopóki się nie nakręciłem, wtedy przy każdym pomiarze spinałem się i wartości były podwyższone, co wprowadzało mnie każdorazowo w lęk. Każda kolejna wizyta u lekarza, np. badanie Echo serca, powodowało u mnie atak paniki. Echo wyszło dobrze, pojawiła się typowa dla sportowca zmiana tj przerost lewej komory serca i wpadłem w panikę. Co ciekawe, taki sam wynik badania wyszedł kilka lat temu (w 2015 i w 2012) i nie powodował u mnie lęku. Po ostatnim badaniu odcięło mnie ponownie. Położyłem się do łóżka. Nie miałem siły wstać. Panicznie boję się kolejnych wizyt, że mam nadciśnienie, że dostanę zawału ze względu na lekki przerost lewej komory, że już nie zobaczę swoich synów i żony. Wróciłem na terapię i znalazłem filmy divovic na YouTube. Po obejrzeniu pierwszego z nich, stwierdziłem jednak że się tak szybko nie poddam, po kolejnych (chronologicznie) czułem się trochę lepiej, na tyle aby wstać z łóżka i działać. Zapisałem sobie wszystkie ważniejsze cele i praktyki odburzania. Po 10 dniach jest lepiej na tyle że pracuję działem, zajmuje się domem, synami i żoną

. Ignoruje lek związany z wyimaginowanym zawałem, ataki paniki i staram się żyć, ale nie jestem w stanie opanować ogromnej paniki przed kolejnymi wizytami u lekarza. Zastanawiam się czy sobie ich na razie nie odpuścić po pozytywnym wyniku Echo? Wyciszyć się wrócić po jakimś czasie. Czy będzie to unikanie? Mam zamiar działać z radami divovica i wdrażać je w życie ale nie wiem jak odnieść się to lęku przed lekarzami.