Ostatni typowy atak paniki miałam niecały tydzień temu. Od tego czasu jest raz lepiej, raz gorzej. Kiedy przychodzi gorszy dzień staram się dać płynąć dziwnym myślom i ogólnie stosuję techniki polecane na forum. Niestety towarzyszy mi uczucie - nieważne co robisz, zaraz będzie nowy lęk. Jak przeczytam coś niepokojącego to od razu myśli wariują. Niewielki niepokój, który przecież towarzyszy każdemu człowiekowi, powoduje u mnie obawę, że zaraz zwariuję. Staram się myśleć trzeźwo, że przecież mam nad tym kontrolę. Ale ostatnio zaczęłam się zastanawiać czy ten ciągły lęk mnie nie ogłupi? Nie pytam jak go wyłączyć, bo wiem że to kwestia indywidualna i każdy znajdzie swój sposób. Zresztą na forum jest mnóstwo rad.
Po prostu zauważyłam, że ten ciągły lęk stresuje mnie dużo bardziej niż sam atak, przy którym się po części wyłączam. Jest on bardziej intensywny, ale trwa krócej. A na co dzień niby myślę trzeźwo - zagrożenia nie ma, czym ty się dziewczyno stresujesz, czego boisz? Ale czuję się jakby lada moment miało się COŚ wydarzyć. Tak jakbym w tym oczekiwaniu sama sobie kreowała psychozę

Najgorsze są dni, kiedy ten lęk przed lękiem towarzyszy mi przez większą część dnia, do tego stopnia, że jak zaczynam czytać forum to nic do mnie nie dociera. Mam wtedy wrażenie, że to żadna nerwica, tylko... no właśnie CO?
Przechodzicie coś podobnego?