2 tygodnie temu jak jeszcze nie wiedziałam co się ze mną dzieje w nocy z niedzieli na poniedziałek nie mogłam spać i się trzęsłam ze strachu całą noc. Nad ranem powiedziałam mężowi, że coś jest nie tak. Mąż mówi, że jedziemy w takiej sytuacji do psychiatry. Pojechaliśmy i psychiatra stwierdził zaburzenie lękowe i przepisał SSRI, biore 0,5 tabletki od 2 tygodni Zotralu (mam przejsc na 1 tabletke), Trazodone na noc. Ale podkreślił, że na pierwszym miejscu jest psychoterapia.
Poszłam na 1 wizytę do psychoterapeuty (jeszcze wtedy miałam derealizacje), opisałam mu wszystko i stwierdził OCD. Kompulsji żadnych nie ma, może czasami jakieś minimalne, ale i tak z latwością mogę to olać. Myśli o tym, że zrobię coś szalonego też dość rzadko się pojawiają (myślę, że bardziej przez to, że obecnie caly czas się na tym skupiam i dużo czytam, oglądam) - może jak spojrze na nóż, na czajnik z wrzatkiem to jakieś mechanizmy w glowie się ruszą, ale tak to bardzo rzadko i wiem, ze to jest nerwica, wiec olewam - nie wchodze glebiej w te mysli, nie rozkladam na czynniki pierwsze. Tak samo jak w niedziele przeczytalam ksiazke gdzie byl motyw schizofreni to zaczelam sobie wkrecac, ze moze i mi sie to pojawi - ale tez minelo tego samego wieczoru.
Przypomniałam sobie, że miałam coś podobnego przez krótki okres czasu jako dziecko - miałam 10 lat, ale mama zadzwoniła do psychologa i podobno to jest normalne u dzieci, bo mózg się rozwija. Przeszło. I tak przez 20 lat zero OCD. Raz - kilka miesięcy temu pamietam po obejrzeniu 'Lsnienia' mialam taką rozkminke co jeśli mi by tak odbiło i się przestraszyłam, ale szybko o tym zapomniałam. I nagle teraz - akurat teraz jak zaczęliśmy się z mężem starać o dziecko...
Wczoraj obejrzałam filmik o kobiecie która ma OCD całe życie, nie leczyła i dopiero jak OCD w czasie ciąży i porodu było nie do zniesienia to zaczęła nad tym konkretnie pracować. Teraz jest w 2 ciąży, ale mówi, że też miewa takie natrętne myśli. Powiedziała, że w czasie ciąży OCD się zwiększa.
I to wszystko mnie przybiło. To co - ja z tego już do końca życia nie wyjdę z tego? Nie będę miała życia sprzed 3 tygodni? Staram się znaleźć nowe hobby- nie skupiać się na razie na medytacjach, afirmacjach, prawie przyciągania i równoległych rzeczywistosciach, bo na razie to mi nie służy.
Bardzo proszę o pisanie tylko pozytywnych pocieszających mnie postów, bo nie chce jeszcze bardziej się martwić. We wtorek druga wizyta u psychologa, chce ze mną pracować na Racjonalnej terapii zachowania -RTZ. Do tego czasu nie wiem czy oglądać filmiki czy nie - jednocześnie te pozytywne mnie uspokajają, ale jak znajdzie sie właśnie filmik typu, że nigdy sie z tego nie wyjdzie i ze to koszmar itp to mnie to przeraża i załamuje
