Generalnie jestem osoba nerwicowa, zaczęło się jak byłam dzieckiem. Okresy pogorszenia trwały zazwyczaj kilka miesięcy, potem było względnie normalnie. Ostatni większy atak nerwicy miałam 7 lat temu.
Problem zaczał się we wrześniu. Miałam w tym czasie dużo stresu, w tym konflikt wewnętrzny zwiazany z partnerem, momentami derealizacja, ale bez większego lęku. Pewnego dnia obudziłam sie z uczuciem zatkanych uszu. Na tym etapie jeszcze się tym nie przejmowałam. Po tygodniu przeszło, ale pojawiło się okresowe dudnienie w jednym uchu. Poszłam do laryngologa, nic tam nie widział, powiedział że jest ok ale trochę mnie nastraszył że to może być nowotwór. Nie bałam się jakoś bardzo. Objawy nie ustępowały, zaczęłam czytać neta a tam oczywiście, że to może już tak zostać, że rzadko da się określić przyczynę takiego stanu rzeczy. Od tego momentu powoli zaczęło robić sie gorzej. Doszło dzwonienie w głowie. Potem duszności, osłabienie, z czym poradziłam sobie szybko ( zrobiłam badania krwi, wyszlo ok więc nie wnikałam, zatwierdziłam to jako objawy stresu).
Zrobiłam rezonans (niestety zrobili mi bez kontrastu bo źle mnie zapisali ;/) więc i tak nie wiem czy to ma wartość, ale badanie było ok.
Proszę o opinię, czy ktoś tak miał? te zatkane uszy i dudnienie pojawiły się przed lękiem, dopiero po długim czasie pojawił się lęk. Czy to może być nerwica? Czy nerwica jest tylko skutkiem tych uszu? Pogarsza mi się często podczas stresu, tylko że czytałam że generalnie szumy podczas stresu sa większe wiec to chyba nie argument.
Co mam robić? Byłam już o kilku laryngologów, chodzę do fizjoterapeuty, byłam u neurologa, robiłam badania krwi, biorę nawet leki na refluks w razie jakby to była przyczyna, mimo że nic mnie nie pali itp.
Czy ktoś miał takie dudnienie tyle czasu i z tego wyszedł? tak się nie da żyć, nie dam rady
