Witam.
To mój pierwszy post. Z góry przepraszam, że tak od razu taki post, ale mnie to prześladuje.
Nie chce tu opowiadać całej swojej historii, nie różni się zbytnio od innych. Przez większość życia nie wiedziałam że jestem chora, myślałam po prostu że mam kiepski charakter i niską samoocene. Dopiero ktoś mi powiedział, że to nerwica. Błędem było, że właściwie nic z tym nie zrobiłam. Mam problemy na wielu polach ale najgorzej wypadają relacje. Jak czuje się dobrze potrafie być fajną osobą. Mam wrażenie że faceci z którymi się spotykałam się na to nabierają. Wystarczy, że zaczyna mi na kimś zależeć zmieniam się w smutną, zazdrosną, bardzo niepewną siebie i prawie bez szacunku do samej siebie.Nie jestem wtedy sobą i nie lubie siebie. Jestem przekonana że nie zasługuje na kogoś i że na pewno ze mną zerwie bo przecież nie ma we mnie nic takiego. I jak ktoś ma we mnie coś zauważyć? Sama jak by doprowadzam, że w końcu zrywa. Rzadko się angażuje w relacje bo jak się na nie decyduje i tak wszystko zawalam. Dwie ostatnie skończyły się niemal identycznie, praktycznie tymi samymi słowami i już nie wiem czy wybieram złe osoby czy mało kto wytrzymuje z takimi problemami. Ostatni chłopak, z którym z resztą byłam tylko kilka miesięcy stwierdził że musimy się za bardzo zmieniać żeby ze sobą być a i tak się męczymy (chodziło o moje problemy, choć pewnie nie tylko),że się ze mną męczył. I, że myślał, że da sobie rade z moimi problemami ale są za duże, że nie jestem dla niego, nie widzi we mnie partnerki na życie. I jeszcze, że nie musiał się dla mnie starać. Na sam koniec powiedział że jedyne co mogę zrobić to kolejnemu facetowi nie zrobić tego samego, lepiej będzie nam oddzielnie i że znajdziemy sobie kogoś lepszego. Na co ja udowodniłam, że ma o mnie racje bo prosiłam go, żeby zmienił zdanie. Wtedy to dopiero musiał sobie o mnie pomyśleć. Wcześniej już miał moment, krótki, że chciał ze mną zerwać. Do tamtej pory mówił, że mogę mu powiedzieć wszystko, że jest inny niż wszyscy, że chce mi pomóc, że jest cierpliwy i wyrozumiały. Do wtedy w to wierzyłam bo przez jakiś czas to było prawdą. Za pierwszym razem udało się nie zerwać ale wtedy ja poczułam sę zraniona i od tamtej pory nie umiałam za bardzo odpuścić. Teraz wiem że mogłam inaczej zrobić, ale wtedy myślałam,że mam prawo się tak czuć i mu o tym mówić. Nikt nie lubi jak się ktoś nakręca. On natomiast zaczął się zachowywać jak bym musiała się od razu zmienić. Moje problemy mu przeszkadzały. Ja zamiast coś z nimi zrobić nakręcałam się jeszcze bardziej. I pytanie....czy wszyscy tak macie? Czy to normalne, że ludzie tego nie wytrzymują, czy jednak źle trafiam?Czy po prostu za bardzo się poddaje chorobie. Aż dziwne, że zawsze powtarza się ten sam schemat....A ja czuje, że jestem okropną dziewczyną i się dla nikogo nie nadaje.
Przepraszam za rospisanie ale musiałam choć jakiś rys historii przedstawić.
Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?
Problemy z budowaniem bliższych relacji
- Ciasteczko
- Administrator
- Posty: 2682
- Rejestracja: 28 listopada 2012, o 01:01
Hej, witaj na forum.
Problem w tym, że moim zdaniem partner nie jest od rozwiązywania naszych problemów. Generalnie oczywiście wspieranie się wzajemne jest wskazane, ale jeśli się z kimś wiąże oczekując, że on rozwiąże multum spraw, które kłębią nam się w głowie, albo, że będzie tolerował brak chęci do pracy nad tym, co utrudnia bycie razem, to myślę, że to się nie może udać.
Nie znam całkowitych szczegółów, z powodu których się rozstawałaś ze swoimi partnerami, bo związki to skomplikowana nie raz sprawa, ale to nie jest tak, że się nie nadajesz. Może jest to sygnał , żeby popracować najpierw nad pewnymi nierozwiązanymi kwestiami, z którymi się borykasz, a dopiero potem szukać drugiej połowy. Ogólnie nerwica według filozofii naszego forum nie jest chorobą, a zaburzeniem, z którego można się wydobyć, więc myślę, że jeśli zainteresujesz się jak to zrobić, a materiałów mamy wiele na forum, ewentualnie pójdziesz na jakąś terapię, to zauważysz pozytywne zmiany.
Problem w tym, że moim zdaniem partner nie jest od rozwiązywania naszych problemów. Generalnie oczywiście wspieranie się wzajemne jest wskazane, ale jeśli się z kimś wiąże oczekując, że on rozwiąże multum spraw, które kłębią nam się w głowie, albo, że będzie tolerował brak chęci do pracy nad tym, co utrudnia bycie razem, to myślę, że to się nie może udać.
Nie znam całkowitych szczegółów, z powodu których się rozstawałaś ze swoimi partnerami, bo związki to skomplikowana nie raz sprawa, ale to nie jest tak, że się nie nadajesz. Może jest to sygnał , żeby popracować najpierw nad pewnymi nierozwiązanymi kwestiami, z którymi się borykasz, a dopiero potem szukać drugiej połowy. Ogólnie nerwica według filozofii naszego forum nie jest chorobą, a zaburzeniem, z którego można się wydobyć, więc myślę, że jeśli zainteresujesz się jak to zrobić, a materiałów mamy wiele na forum, ewentualnie pójdziesz na jakąś terapię, to zauważysz pozytywne zmiany.

Odburzanie, to proces - wstajesz, upadasz, wstajesz, upadasz... ale upierasz się, że idziesz do przodu.
Każdy ma tę moc. Nie odkładaj życia na później. Nigdy.
Każdy ma tę moc. Nie odkładaj życia na później. Nigdy.
