Pierwszy epizod nerwicy miałam 2 lata temu. Została zaleczona lekami, było dobrze, wręcz bardzo dobrze. Od 3-4 miesięcy walczę z nawrotem, tym razem bez leków a z terapią. Wiem, że robiłam błąd bo przez około miesiąc, może dwa zadawałam sobie pytanie kiedy to się skończy, wpadałam w wir tych myśli. I tu włączyłam sobie nagranie, że trzeba ten stan zaakceptować. Już miałam wrażenie że to zrobiłam, że wszystko jest w miarę normalnie, lęk jest ale starałam się nie zwracać uwagi, a tu ciągle te okropne myśli, napięcia, gdzieś pojawia się pytanie "kiedy to minie?" ale to już nie pytam ja, tylko nerwica, bo próbuje atakować ze wszystkich stron. Ja sobie chorób nie wkręcam, przechodziłam już ten etap i nie wróci. Atakują mnie mysli że schudnę, że będe wyglądała jak patyk, że źle wyglądam (Ale to u kobiet chyba normalne haha




Poradźcie coś, męczy mnie też wstawanie z łóżka z napięciem, takim jak przed egzaminem.
Staram się robić cokolwiek, zajmować ale nie robi mi już to takiej przyjemności jak kiedyś. Nie rozumiem też jak mam nie żyć chorobą, skoro ona nawet jak siedzę z chłopakiem to stara się atakować, jak jestem na zakupach też. Nie chodzi mi o objawy, bo nimi już dawno nie żyję. Zostały tylko te cholerne myśli.