Witajcie. Czytam Was codziennie, rzadko piszę. Postanowiłam się jednak przełamać, bo bardzo potrzebuję wsparcia. Moja przygoda z nerwicą trwa bardzo długo, właściwie od dziecka. Historia z dzieciństwa zbliżona do tej Victora, w pewnych aspektach podobna jest także do historii Marianny. Jestem DDA. Nigdy nie byłam na terapii. Już jako dziecko kilkuletnie potrafiłam płakać w nocy z lęku o to że kiedyś się umiera, że są straszne choroby itd. Chorób bałam się strasznie, i przemocy. Trzęsłam się jak galaretka gdy rodzice się kłócili. Okres nastoletni jakoś minął, w klasie maturalnej pojawiły się pierwsze natrętne myśli. Czytając zbrodnię i karę atakowały mnie straszne myśli i nie dokończyłam tej książki. Ale pochłonęła mnie matura i jakoś się otrząsnęłam. Podjęłam staż absolwencki w prokuraturze i tam wszystko wróciło. Lęki przed zrobieniem komuś krzywdy. Straszne obrazy myślowe, totalna bezsenność, derealizacja. Z tej pracy byłam zmuszona zrezygnować. W diagnozie otrzymałam depresję i pierwsze leki. Asentrę. Bałam się ich brać bo gdzie, 21 lat i psychotropy... Ale bylo tak kiepsko, że w końcu wzięłam.. Nie wiem czy to one pomogły czy fakt że krótko później zakochałam się. Szybko zaszłam w ciążę i poczułam się świetnie. Leki nie były potrzebne. Wszystko minęło a ja byłam skupiona tylko na brzuszku i starałam się nie wracać do tego co było. Pomału zaczęło wracac gdy córka miała około roczku. I wtedy natręty dotyczyły głownie jej.. Przechodziłam horror. Płacz co noc. Ta sama psychatra przypisała mi znowu depresję.. Tak się męczyłam z tą "depresją" jakiś rok aż w końcu trafiłam do innego lekarza, który zdiagnozował ZOK. Wtedy poczułam że jestem w domu. W końcu wiedziałam co mi jest. Zaczęłam brać z zalecenia Zoloft, doszłam do dawki 125 i nie było kolorowo. Poprawa nastąpiła po ładnych kilku miesiącach. Przyszedł czas remisji i byłam wolna. Jakieś 4 lata! Rok 2012, Dawka była malutka już wtedy bo 25mg i postanowiłam odstawić... I po dwóch miesiącach bach! Totalny nawrót plus lęki wszelkiej maści, lęki przed schizą głównie. Totalne skupienie, wsłuchiwanie się w swoje ciało, przegląd reakcji pod kątem normalne/niemormalne, nasłuchiwanie wszelkich odgłosów i ich analizowanie. Musiałam wrócić do leków. Milion razy pytałam lekarza czy nie mam schizy a ten milion razy odpowiadał mi że nie ale mnie to nie uspokajało. Po jakichś 3 miesiącach chyba leki zadziałały, ale znowu brałam 150.. Jakoś wszystko wróciło do normy, dostałam nową pracę, pochlonęło mnie totalnie i za jakiś czas wracając myślami do tego nawrotu potrafiłam sobie go świetnie wytłumaczyć.. Że dałam się wkręcić. Że trochę stresów było i popłynęłam. Znowu zeszłam sobie do dawki 25 i kolejne 4 lata było super. W lutym tego roku zachorowałam sobie na grypsko, potem jakaś angina i inne historie, długo mi nie przechodziło. Zaczęłam sobie wkręcać białaczki, chłoniaki i inne tego typu historie. Płynnie przeszło do stwardnienia rozsianego i guzów mózgu. Latałam jak nakręcona po neurologach, zaliczyłam 3 i każdy zapewniał że problemu nie ma. Rezonans też czysty. Ale już byłam wtedy rozbujana emocjonalnie. Odbierajac receptę z przychodni na mój Zoloft rejestratorka spytała.. taka młoda Pani a już takie leki? Odpowiedziałam jej oj... to już od 8 lat.. Na co ona szok.. że przecież one nie są obojętne dla zdrowia a ja taka młoda... Zaczęła się myślówka. Może one mi faktycznie szkodzą? Może najwyższy czas odstawić? No i odstawiłam... Już wtedy źle sypiałam ale drżałam tylko o swoje zdrowie fizyczne.
I wtedy... koleżanka z którą nie miałam jakiś czas kontaktu, że się nawróciła, że wstąpiła do jakiejś wspólnoty, że bierze udział w jakichś egzorcyzmach i zaczęła opisywać co tam widziała... A u mnie totalny lęk. Tym razem przed opętaniem.
Strasznie się nakręciłam. Migiem wróciły stare natręty. Psychiatra kazał wrócić do leków. Wróciłam. Doszłam do dawki 50 i okazuje się że.. jestem w ciąży. O matko, co teraz!!!! Musiałam odstawić leki i lęki mi się nasiliły. I tak już od dwóch miesięcy. w 2 tygodniu wróciłam do zoloftu 25mg ale nie ma poprawy. Jestem w 14 tygodniu teraz. Znowu mam lęk przed schizą, znowu totalne skupienie, lęk przed zwariowaniem, opętaniem.. Obrazy myślowe w tej kwestii i chęć schowania się pod kocem... Boję się patrzeć w lustro i ludziom w oczy. Mam dziecięce lęki przed zostaniem samej w domu ale paradoksalnie boję się też towarzystwa. Obawa przed tym, że coś zobaczę, usłyszę, poczuję i wtedy zwariuję. Jestem tak wyczulona, że każde łaskotanie na ciele powoduje u mnie lęk i analizę
Powiedzcie, czy to jest normalne? Jestem załamana

Chciałabym cieszyć się tą ciążą, przeżywać ją jak pierwszą, wrócić do normalności.
A tu nie dość że z powodu braku siły znowu wróciłam do Zoloftu i każą mi go podnosić argumentując że jest względnie bezpieczny, to ja nie wiem co robić

jestem wyczerpana.
Zdarzają się lepsze chwile ale lęk towarzyszy mi praktycznie non stop. Rano tuż po przebudzeniu, przez parę minut, jest normalnie... Zastanawiam się nawet o co mi chodzi, przecież jest ok... a po chwili skan bo jest myśl..
Proszę poradźcie coś.. Czy to co tworzy teraz mój mózg jest normalne?
-- 1 września 2016, o 20:45 --
Dodam, że teraz mam 33 lata i czuje sie jak zahukany dzieciak, aż głupio

wstyd mi przed moją 10 letnią córką i gram na siłę że wsio gra, a coraz mi trudniej bo ona bystra...