
Chciałabym Was prosić o radę i wskazówki na temat mojego odburzania, bo mam wrażenie, że coś robię nie tak, ale nie wiem co...
Nerwica zaczęła się u mnie prawie dwa lata temu, wtedy rozpoczęłam terapię (Gestalt) i zaczęłam brać leki. Zadziałały na mnie bardzo dobrze, czułam się okej, ale kiedy chciałam je odstawić oczywiście, jak się domyślacie, szybko wszystko wróciło. To, co udało mi się w tym czasie wypracować, to przestałam mieć ataki paniki (bo po prostu na nie przyzwalałam i już się ich nie boję) i odeszły objawy somatyczne, bo ryzykowałam i nie dałam się im zastraszyć, że umrę.
Kiedy nastąpiło u mnie pogorszenie na początku lipca, byłam w strasznym dole: ogromne napięcie w ciele, mnóstwo myśli, non stop analiza. Ale ten kryzys mnie bardzo dużo nauczył - zrozumiałam, że ani psychiatra ani terapeuta ani rodzina ani nikt inny mi nie pomoże. Tylko ja mogę to zrobić i wzięłam na siebie tę odpowiedzialność. Uwierzyłam w końcu, że mogę z tego wyjść! I dalej jestem tego pewna. Wiem też, że może to potrwać długo, ale warto poczekać.
Tylko samo czekanie nie wystarczy, muszę pracować nad sobą a mam wrażenie, że coś robię nie tak. Mam lepsze okresy, ale nawet wtedy ciągle analizuję to jak się czuję. Nie potrafię się od tego oderwać zupełnie, mam nerwicę zawsze z tyłu głowy. Żyję nią, czytam forum, myślę o tym co robię na terapii. Najgorsze jest jednak to, że są okresy, że pojawia się napięcie, co raz większe i większe aż na przykład jak dzisiaj - budzi mnie rano straszne napięcie w ciele, smutek, lęk... cierpienie. Nie mam jednak żadnych myśli typu, że sobie albo komuś coś zrobię, że coś mi się stanie, choroba albo coś. Nie myślę też już, że to nigdy nie minie, przeszły mi też myśli typu po co to życie. Ale mam myślotok "co mam robić? jak reagować? a skąd ten lęk? może to coś co poruszyłam na terapii?"... A to nakręca napięcie, chce mi się płakać i rozkmniać.
Co o tym myślicie? Gdzie leży mój błąd, co poprawić? Może faktycznie nadal te moje konflikty wewnętrzne, których nie rozpracowałam budują to napięcie? A może po prostu nie umiem podchodzić z dystansem do życia? Poradźcie proszę, będę bardzo Wam wdzięczna za wszystkie porady!

PS. Chciałam też przy tej okazji podziękować BARDZO za materiały na forum. Dzięki nim nie wpadam już w panikę i wierzę w to, że z tego wyjdę

