HejCz.Zuza pisze: ↑8 stycznia 2025, o 13:56Piszę aby trochę poukładać w głowie sytuację. Może ktoś odnajdzie tutaj jakieś poznane aspekty i będzie mógł coś polecić lub wyjaśnić.
Zaburzenia depersonalizacji i derealizacji, które towarzyszą mi już tyle lat, nadal są obecne i chyba się nigdzie nie wybierają, chociaż wieżę, że uda mi się z tego wyjść. Pracowałam z nagraniami i materiałami z forum i na YouTube. Pracuję z akceptacją, ignorowałam to lata więc teraz staram się bardziej rozmawiać z "nerwiczką ośmiorniczką", że jej się nie boję i aby dała z siebie więcej nie pomogło, albo że doceniam że mnie chroni przed czymś co nie jest już dla mnie groźne. Robię to sporadycznie, głównie staram się tego nie zauważać.
W sumie nie wiem nawet czy u mnie te zaburzenia mają podłoże lękowe, bo nie mam objawów jak natrętne myśli czy jakiś wyrażony lęk przed czymś. Lęk czy coś w tym rodzaju towarzyszy mi przy relacjach interpersonalnych, szczególnie z bliższymi mi ludźmi i stawianiem granic. Przeważnie unikam konfrontacji i wycofuję się, rzadko mam siłę jawnie powiedzieć że coś mi nie pasuje, przeważnie to ta druga osoba jest ważniejsza ode mnie. Chociaż z tym i tak jest lepiej, nawet trochę się otwieram przed najbliższymi mi znajomymi. Chociaż nie mam poczucia, że są dla mnie przyjaciółmi. Pewnie to pokłosie strategii "dziecka aniołka", które nic nie chce i nie ma z nim problemów. Znam książkę "odkryj swoje wewnętrzne dziecko" i planuję do niej ponownie wrócić.
W kwestii seksu, sytuacja pozostaje bez zmian. Nie wiem czy ktoś z was spotkał się z sytuacją, że żadna aktywność solo lub w duecie nie daje przyjemności fizycznej. Dla mnie przytulanie jest miłe, ale same zbliżenia nie dają mi satysfakcji. Nie uważam się za osobę aseksualną (czyli kogoś kto nie odczuwa pociągu seksualnego), bo czasem mam ochotę być z kimś blisko, ale gdy do tego dochodzi to czuje głównie, że jestem wykorzystywana. Zastanawiam się na ile odcięcie od uczuć i emocji ma tutaj swój wpływ. Chciałabym tworzyć związek, ale z tą przypadłościom jest to chyba nie możliwe, co potęguje poczucie osamotnienia i smutku.
W ostatnim czasie mam trochę więcej wolnego czasu, pozornie bo zamiast zająć się bieżącymi zadaniami (które w większości mają elastyczny czas zakończenia) nie mogę się do niczego zabrać. Podstawowe czynności zajmują mi zaskakująco dużo czasu, a dni są często jałowe. Podejmowane aktywności nie przynoszą tyle fanu co bym chciała.
Zapisałam się na przyszły tydzień na pierwszą sesje nowej terapii, choć obawiam się że to będzie kolejna nieudana próba. Chociaż mam nadzieję, że będzie to szansa aby zacząć lepiej postrzegać i żyć z emocjami, co może też pomoże mi na dd. Co sądzicie?
Też mam stały kocioł myśli, który się miesza jak bigos przed świętami. Staram się je uspokajać i klarować w świadomy proces myślenia, choć często idzie średnio. Szczególnie jak próbuję się skupić, to łatwo się rozpraszam i myślę o głupotach, lub coś roztrząsam bezsensownie. Często zagłuszam myśli głośną muzyką choć raczej nie o to chodzi, pomaga czasem wykonywać zadania.
Czuję się stale zmęczona, do jakiś aktywności głównie się zmuszam. Potrzebuje dużo snu a i tak mam duży problem ze wstawaniem. Nie pomaga smucenie i nakręcanie się głównie tą sytuacją z samotnością, przed snem bo nie mogę później zasnąć.
Mam poczucie, że to nie jestem prawdziwa ja...
Czy komuś klaruje się jakieś sensowne wyjaśnienie, czy rady? Będę wdzięczna za wsparcie

Więc tak, przede wszystkim jesteś zaprzeczeniem samej siebie " Zapisałam się na przyszły tydzień na pierwszą sesje nowej terapii, choć obawiam się że to będzie kolejna nieudana próba. Chociaż mam nadzieję, że będzie to szansa aby zacząć lepiej postrzegać i żyć z emocjami, co może też pomoże mi na dd
Przeczytaj sobie to i zauważ że sama sobie podcinasz skrzydła nastawieniem . Niby idziesz na terapię ale w sumie niewiesz po co bo to nic nie da. Więc napewno powinnaś zmienić nastawienie .
Idę na terapię , tym razem się uda , jestem dobrej myśli

Bierzesz leki ?