Dzień po pogrzebie dziadka zaczęło się bicie serca. Ale nie było to zwykle bicie, na liczniku pulsometru wykręciłem prawie 200 uderzeń na minutę

Po wykonaniu badań stwierdził ze to problem nerwicowy i przepisał mi lek ACIPREX. Przez pierwszy tydzień brania było całkiem dobrze. Czułem się lepiej i miałem nadzieja na lepsze jutro. Jednak sielanka nie trwała długo, w momencie pojawiania się siniaków na brzuchu, buli mięśni i zawracania wszystkiego co zjadłem.
Jednak to co czekało mnie po przejściu na wyższy poziom, kiedy zamiast jeść pół zacząłem stosować cała tabletkę dziennie. Leki zaczynały się pogłębiać (dodam tylko ze moim głównym strachem była zakrzepica żylna), nie miałem ochoty na nic, bałem się wszystkiego i czułem się jak wariat. Nawet od dawna planowany urlop nie sprawiał mi radości miała być to podróż życia, a mało by brakowało a w ogóle by do niej nie doszło.
W podróży odłożyłem problemy na bok ( poza kilkoma napadami i problemami z apetytem nie było źle). Wróciłem wypoczęty i gotowy aby coś zmienić, pogodzony z tym, że mam przed sobą poważny problem.
Tydzień przed wylotem zajrzałem do psychologa. Po godzinnej rozmowie zadecydowałem ze po powrocie będę kontynuował terapie i tak tez się stało. Było coraz lepiej, potrafiłem odtrącać objawy. Zdążały się gorsze dni ale było ich coraz mnie. Odnajdywałem radość życia, coraz mniej myślałem o nerwicy. Oczywiście zdarzało mi się budzić w nocy, wcześnie nad ranem, mieć ciężkie poranki i zajmować głowę głupimi myślami. Trenowanie i powrót do formy zaczął sprawiać mi coraz większą radość i chęć do życia.
Jednak stare koszmary znowu powróciły, przyszedł nowy "przyjaciel" w postaci dzwonienia w uszach. Pierwszy atak paniki nie pomógł, nieprzespana noc, płacz i niemoc. Znowu to przeżyłem. Rozsypałem się jak domek z kart, moje racjonalne myślenie zostało rozwiane w jednej chwili.
Znowu mam raka mózgu.
Znowu boje się o to, że dzwonienie nigdy nie przestanie.
Znowu boje się, że już nigdy nie będę normalnie spać.
Tak oto trafiamy do dnia dzisiejszego kiedy drugą noc nie mogłem zasnąć, natknąłem się na to forum. Jakie było moje zdziwienie czytając historie ludzi zmagającymi się z takimi samymi problemami, potrafiących przezwyciężyć tego potwora i takich co również nie potrafią sobie z tym poradzić.
Pisze to w sumie dlatego ze idea wsparcia przez osoby które przechodzą bądź które z tym wygrały jest dla mnie czymś bardzo budującym. Mam wspaniała dziewczynę która mnie wspiera i rodzina również to robi, tylko większość z was pewnie tez tego doświadczyła, miło jest usłyszeć przeczytać coś budującego od osoby która chodziła w tych samych butach.