
Na początku chcę się przywitać - mam na imię Adam, mam 24 lata i jak większość osób na forum jestem normalnym kolesiem z lekką nutką skłonności nerwicowych oraz ze zwiększoną wrażliwością. Aktualnie wychodzę z DD, a przy okazji będę miał do Was parę pytań. Jest to drugi raz w życiu, kiedy tkwię w tym stanie, ale po kolei

1) Pierwszy raz derealizacji/depersonalizacji dostałem jak dobrze pamiętam, na początku 2014 roku. Styczeń, zima, jechałem na jointowym kacu przez miasto i uświadomiłem sobie, że mija już jakiś czas, kiedy stan, który normalnie przechodził po kilku godzinach po przebudzeniu, cały czas się utrzymuje. Rok wcześniej miałem doświadczenia z ciężkim psychodelikiem, od 2012 roku paliłem minimum raz w tygodniu, zdarzało się, że częściej

2) Druga moja DD zaczęła się 8.12.2015 roku. Jako że jestem ambitny jak cholera, pracowałem wtedy w 3 firmach i studiowałem na dwóch uczelniach, okazjonalnie paliłem (również zacząłem fajki, które bardzo szybko rzuciłem), a także jadłem prawie same fast-foody. Do tego doszło trochę problemów rodzinnych i voila - derealizacja gotowa



3) ... ale ok. tydzień temu zaczęło odpuszczać. Nie chcę jeszcze odtrąbić sukcesu, ale jest zauważalnie lepiej. Tydzień temu miałem kryzys i przegadałem trochę czasu z dziewczyną, która o tym oczywiście wie. Postanowiłem wziąć się w garść i wyniki są następujące:
- od tygodnia regularnie chodzę na siłownię - nie wiem co jest w tym sporcie, ale czytałem mnóstwo postów, które wskazywały na zbawienny wręcz wpływ ruchu na DD. Pamiętam, że w trakcie swojej pierwszej przygody z DD grałem co tydzień w piłkę, na początku, po ok. 10 min wysiłku zaczynało mi się robić biało przed oczami, następnie obraz się regulował i miałem jeszcze większą jasność myślenia niż na początku gry - czy ktoś miał tak jak ja? Jak myślicie, czy to może mieć związek z dotlenieniem? Na siłowni mam to samo, jednak tak po 30-40 min., gdyż trening jest zapewne bardziej siłowy.
- wiesiołek daje radę, polepsza się samopoczucie, człowiekowi po tym jakoś lepiej, jest spokojniejszy,
- CBD - trochę poczytałem o olejku z tym związkiem, który pomógł paru osobom, choć raczej skierowany jest on do osób cierpiących np. na schizofrenię. Muszę Wam powiedzieć, że to był chyba strzał w dziesiątkę. Zredukowanie negatywnych myśli prawie do zera, znacznie spokojniejsze życie i ogólne polepszenie kondycji psychicznej. Ja biorę taki, który ma 4% i starcza na około miesiąc wg. mojego dawkowania - starczałby na dłużej, ale moja dziewczyna lubi go podjadać przed egzaminami, bo mniej się stresuje wtedy i ma lepszy humor

- magnez i inne suplementy, jak witamina D3, czy zbiór witamin,
- dieta, dieta i jeszcze raz dieta

- dużo czytam - ostatnio wpadła mi w ręka książka "Człowiek o 24 twarzach", czy "Psychologia. Kluczowe koncepcje". Bardzo mi pomogły, zwłaszcza ta druga w uświadomieniu jak działa organizm pod wpływem stresu

- powoli ucinam stresora, czyli moją pracę przed publicznością, gdyż każde wyjście w takiej formie do ludzi stwarza mi wrażenie mętliku w głowie i zaczynania od początku. Z drugiej strony wiem jednak, że gdybym miał poprowadzić jakieś szkolenie dałbym radę,
- sen min. 7,5 h dziennie, inaczej nie funkcjonuję normalnie - zauważyłem również, że sny są coraz bardziej realistyczne, po niektórych czuję się jakbym przepracował jakiś problem w swojej głowie i budzę się z nastawieniem, że dzieje się lepiej

- sam jestem aspirującym coachem, dużo obserwuje swojego zachowania, dużo potrafię zrozumieć i przepracować samemu, wiem, że psychiatra/psycholog mógłby mi pomóc szybciej, ale wolę wyeliminować źródło, niż reakcję organizmu,
- podejście, ale o tym niżej

4) No, ale nie wszystko jest aż tak bardzo kolorowo - aktualnie swój stan urealniania mierzę na poziomie ok. 60%, gdzie 100%, to to co chcę osiągnąć. Wiem, że zrobiłem ogromne postępy, ale zastanawiam się, czy to nie jest szklany sufit. Czy ktoś miał podobnie, że czuje się coraz lepiej, ale nie do końca realnie? I przy okazji potem poprawiło się danej osobie? Liczę na pozytywne wieści

Najbardziej jednak uprzykrza mi życie jazda samochodem - uwielbiam jeździć, a w tym stanie czuję, że nie mam w 100% koncentracji na drodze. Czy ktoś może poradzić coś na to? Chcę sobie z tym poradzić

A ogólny wniosek dla wszystkich, którzy się z tym borykają jest taki - derealizacja to stan, tak samo jak stan szczęścia, czy strachu, z którym można dobrze żyć. Jeśli gracie w gry, to wyobraźcie sobie rozwijaną listę, na której znajdują się rzeczy możliwe do użytku. Niech derealizacja stoi obok, ale nie biegajcie tylko z nią wybraną. Jest ona bardzo pomocna, gdyż chroni organizm przed nadmiernym stresem, ale w nadużywaniu potrafi być szkodliwa, jak smutek, czy nawet radość. Podstawcie sobie zamiast DD dowolną emocję - jeśli skupiacie się na niej zbyt długo, to będzie przodować w Waszym życiu. Będziecie o niej myśleli dzień i noc, nakręcając się niepotrzebnie, np. w strachu, czy smutku

Ja się staram i wiem, że mi się uda - w końcu niedługo lato, a wtedy czuję się najlepiej (ja DD dostałem dwa razy zimą

Adam