
Chciałbym się przedstawić jako ktoś koleżeński wobec innych osób, komu dokucza samotność, zagubienie, kto odczuwa lęk społeczny i ma diagnozę o nazwie - zespół Aspergera. Większość objawów z diagnozy pokrywa się ze stanem faktycznym, ich zaś współwystępowanie jest warunkiem i podstawą stwierdzania u pacjentów zespołu Aspergera. Są nimi nieporadność, stimowanie (czyli kołysanie się, kiwanie, łażenie tam i z powrotem bądź w kółko, przez dłuższy czas), izolowanie się, występuje również często scenariusz odtrącenia w szkole takiej osoby przez rówieśników, w dorastaniu i dorosłości natomiast nieudacznictwo w relacjach romansowych; ale i ma się własny świat - zainteresowań, które zważywszy na nasilenie określa się mianem obsesji. I wszystko to się w zasadzie w mym życiu sprawdza, a jednocześnie przejawiam zachowanie, które wielu osobom znającym się na temacie, w tym i samym diagnozującym mnie specjalistom, stać zdaje się w pewnej sprzeczności do zespołu Aspergera, a mianowicie zauważana u mnie empatyczność, uczuciowość i emocjonalność, jednakże powiedziane jest, że zaburzenie to nie polega na występowaniu wszystkich objawów z ich jakichś 15, a 12 wystarczy, by zespół Aspergera u kogoś stwierdzono. Nie łatwo mi w środowiskach terapeutycznych z tym, że pozory mojego sposobu bycia mówią o mnie coś zgoła przeciwnego. Sytuację mógłbym porównać do tego, jak postępujemy w lasku przy rozróżnianiu grzybów, tych jadalnych od trujących, a żeby w metaforze nie obrazić zaburzonych, ustalmy podział na jadalne i halucynogenne. Jadalne to osoby normalne, których obecność jest strawna, halucynogenne zaś to odszczepieńcy, osoby z zaburzeniami, których obecność i zachowanie są przez społeczeństwo nie trawione. I teraz jak ktoś pasuje do książkowego opisu, to jest zidentyfikowany społecznie przez otoczenie, które albo żyje w pełni obok zdrowego albo uznaje go za chorego. A ja się czuję tak, jakby mnie w rzeczonym lesie oceniono na "jadalnego" i zabrano do koszyka, a potem miano w kuchni wątpliwości, czy aby nie z tych trujących, i odrzucono. Nie chodzi o to, żeby mi diagnozę zakwestionowano, ja ją mam, tylko od czasu do czasu pojawia się u ludzi cień wątpliwości, co na dłuższą metę robi się poniewierką tożsamości - tego, kim w końcu jestem. Ostatecznie przyjąłem, że jestem może nietypowym przypadkiem i nawet dobrze, że właśnie tak, bo gdybym był książkowym przykładem, nie byłbym tu oryginalny.
Znamienną dla mnie cechą jest, że:
...gdy jestem przyjmowany i odbierany przez ludzi z akceptacją, z zaufaniem w moje siły i życzliwością, staję się bardzo uczynny, jestem pracowity, a w czasie wolnym wykazuję się ciekawością świata i kreatywnością. Zapisuję przemyślenia, w których jest sporo filozofowania, odniesień do przyrody i osobistych refleksji na temat życia. Innym razem zajmuję się projektowaniem urządzeń technicznych, jakie mogłyby się okazać przydatne w różnych sytuacjach; nie odchodząc przy tym od podpatrywania natury, ale w innym już charakterze. Tworzę wszystko „do szuflady”. Tak się potoczyło, że nie powiodła mi się edukacja oficjalna; jedną z przyczyn było to, że nie nauczyłem się poprawnie trzymać długopisu podczas pisania i po kilku zdaniach bolała mnie dłoń (w zespole Aspergera występują takie ruchowe trudności, także wiązanie butów przyszło mi stosunkowo późno), miałem więc niepełne notatki. Miałem też olbrzymie problemy z nauczeniem się materiału na pamięć, co w/g mnie nie jest miarodajnym wyznacznikiem zdolności ucznia. Kompletna porażka odnoszona na oficjalnej drodze edukacji sprawiła być może, że w pewnym momencie życia zacząłem podążać swoimi własnymi ścieżkami rozwoju, na drodze bardziej samouctwa. Marzeniem są jednak dla mnie studia techniczne z uwagi na te pomysły urządzeń, do studiów takowych mam jednak braki w materiale z nauk ścisłych. Zacząłem więc te braki nadrabiać, ale przy okazji nauki matematyki wpadłem na pomysł jakby liczbowej gry logicznej, na projekcie jakiej spędzać zacząłem cały czas wolny i moja droga ku studiom technicznym stanęła w miejscu. Tak jak pisałem na początku - jestem nieco zagubiony, także w prowadzeniu się w życiu.
Część w tym akapicie o szkole mogłaby się właściwie znaleźć pod hasłem niżej, ale potrzebowałem ten wątek sprawy poruszyć do zaznaczenia braków, jakie mam, a przez to też wyjaśnienia - czemu projektuję "do szuflady".
...gdy czuję się odrzucany przez ludzi, spotykam się ze zwątpieniem w moje siły, faktycznie je tracę. Jestem wtedy przygnębiony, nie mam energii do działania, zaczynam nie wywiązywać się z obowiązków, które mnie zwyczajnie czasami przerastają. A to powoduje jeszcze większe zdenerwowanie ludzi na mnie i tworzy się błędne koło. Szukam ucieczki w nałogach. I nie potrafię odnaleźć sam z siebie tamtej energii, zapału, pasji, jakie odkrywam u siebie, kiedy jestem akceptowany. Nie każdy z bliskich, zauważyłem, przyjmuje też do wiadomości informacje o moim zespole Aspergera, starając się mnie na siłę wyleczyć i znaleźć pewnego dnia dla mnie lekarstwo. A tym lekarstwem może być drugi człowiek. I istotnie się nim okazuje, jak wykazałem w akapicie poprzednim.
Chciałbym też poznać kiedyś dziewczynę, mam już 30 lat i nie mogę sobie z samotnością swoją poradzić. W pewnym okresie, z poczucia niskiej wartości, sam swoje szanse tu przekreśliłem i mijało prawie 10 lat na pogodzeniu się z nieatrakcyjnością, spowodowaną problemami psychicznymi. Ostatnimi czasy zacząłem czynić tu jakiś kroki, jednak przede mną trochę nauki odnośnie relacji damsko-męskich, jakich świat jest dla mnie pełen niejasności. Ale choćby zawiązanie koleżeńskich znajomości to już duża sprawa. Pomyślałem, że i ze znajomościami należy coś robić, jakieś kroki poczynić, i postanowiłem, że może tu napiszę i zagadnę do ludzi.
