
Zaczynam u siebie zauważać coś, co prawdopodobnie jest lekką nerwicą.
Mam różne lęki, fobie - wiadomo. Ale jestem w stanie z tym walczyć - nie przeszłam jeszcze na tą "drugą stronę", gdzie jest już ściana i blokada "nie dam rady". Jestem się w stanie przełamać.
Generalnie gdy chodzi stricte o mnie, to boję się o siebie w stopniu umiarkowanym. Mam 26 lat, jestem więc młoda, zdrowa - nie boję się, że coś mi się stanie. Natomiast boję się o nabliższych, rodzinę, przyjaciół. Przykładowa sytuacja - rodzice jadą na wakacje, generalnie super - odpoczną, rozerwą się. A ja od razu się denerwuje - czy bezpiecznie dolecą, czy wszystko będzie ok. Generalnie po jakimś czasie lęk słabnie, gdy są już na miejscu i np. dzwonią do mnie, to jestem w miarę zrelaksowana, ale chciałabym nie czuć tego lęku w ogóle, tak, jak miałam jeszcze parę lat temu.
Potrafię się strasznie nakręcać, i zawsze gdy usłyszę, że komuś stało się coś złego - jestem pewna, że spotka to moich najbliższych. Wiecie, gdyby człowiek zastanawiał się, co może go spotkać po wyjściu z domu, to w ogóle by nie wychodził - bo teoretycznie, z małą dozą prawdopodobieństwa, może cię strzelił meteor. Zdrowy człowiek ma to zdrowe "wyparcie", mózg szepce "to ciebie nie dotyczy, to ciebie nie spotka". Dlatego ludzie na luzie oglądają wiadomości, albo thrillery. Ja też kiedyś mogłam, teraz nie jestem w stanie oglądać wiadomości. Gdy słyszę jakąkolwiek złą wiadomość, przyjmuję jako pewnik - mnie to spotka.
Mam silny charakter i jestem w stanie z tym walczyć i to pokonać, ale nie mam pojęcia, od czego zacząć, jak zracjonalizować ten lęk. Mam momenty, gdy mam mocno przyspieszone tętno, robi mi się gorąco. Wiem, że jeśli nie będę z tym walczyć, rozwinie się. Miałam nerwicę natręctw, zwłaszcza myślowych. W dużym stopniu to wyparłam, opanowałam. Czasem w mojej głowie pojawiają się myśli w stylu "<<tutaj imię bliskiej osoby>> umrze". Mój mózg sam podszeptuje rzeczy, których najbardziej się boję. Nie wiem co robić z tymi myślami - starałam się po pojawieniu się takiej myśli rozwalać ją w głowie, albo wizualizować sobie biały "ekran"

Wiem, że pewnie wiele osób pomyśli, że mój problem jest malutki i oczywiście - wiem, że to jest nic w porównaniu z prawdziwą nerwicą. Ale jeśli to tak zostawię, rozwinie się. Czy macie jakieś rady?
Życzę Wam wszystkiego dobrego i miłego, spokojnego dnia dzisiaj,