Mój problem wydaje się być dość powszechnym i wałkowanym tematem. Napisałam w temacie, że chodzi o pewność siebie, jednak myślę że to jest bardziej złożone. Bardzo proszę o przeczytanie i opinię lub jakiekolwiek wskazówki, bo naprawdę nie wiem jak poradzić sobie sama ze sobą.
Mija dziś dokładnie rok od mojego pierwszego ataku paniki. Nie mam już od paru miesięcy natręctw, jednak okazuje się że nerwica to tylko wisienka na torcie. A to co się pod nią kryje, to nieprzepracowane problemy i wady charakteru które ostatnio nie dają mi żyć.
Pierwsza sprawa, to ciągłe poczucie że nie panuję nad swoim życiem. Studiuję bardzo ciężki kierunek, czasami nie daję rady, wiecznie jestem niewyspana i nieprzytomna.Zastanawiam się nad sensem tego, bo naprawdę nie wiem czy chcę to robić.
Moi rodzice zawsze byli przyzwyczajeni do tego, że ze wszystkim dawałam sobie świetnie radę a teraz tak nie jest. Czuję presję z ich strony a także ze swojej własnej, bo zawsze wybierałam to co trudniejsze. Czasami żałuję, że mogłam pójść na lżejsze studia, ale dla mnie ciekawsze i się w tym spełniać.
Zrezygnowałam prawie ze wszystkiego, co dotąd robiłam i lubiłam robić. Nie mam czasu na książki, hobby, planowanie itp. Rzadko wychodzę do ludzi. Nie wspomnę nawet o możliwości pracy.
Druga sprawa - wiecznie czarne scenariusze w głowie. Niemalże stale wyczekuję na tragedię, od rana czuję napięcie jak przy nerwicy. Boję się tego wszystkiego, co mnie czeka. Wyrzucam sobie ciągle błędy. W skrajnych momentach siedzę i płaczę i nie widzę możliwości, żeby było lepiej.
Trzecia sprawa - chłopak. Bardzo pragnęłam mieć kogoś bliskiego obok siebie, a jak już mam to najchętniej bym uciekła i żyła wyobrażeniami. Jesteśmy razem krótko, ale to poważniejsza relacja. Miałam na początku wątpliwości ale jakoś to się wszystko poukładało i aktualnie jest ok.
Cały czas atakują mnie myśli, że on zaraz mnie zostawi, że szybko mu się znudzę, że może ma kogoś innego itd. I mnóstwo ataków na siebie, że jestem brzydka, nie taka, że mam za nudną osobowość, charakter nie taki. To jest naprawdę męczące dla mnie
 Nie jestem dla niego pierwszą dziewczyną, jest też starszy prawie 5 lat, ale nie wiem czy to ma duże znaczenie. Staram się nie mówić mu o tym wszystkim, co napisałam, co siedzi w mojej głowie, bo to świadczy o naprawdę skrajnie niskim poczuciu wartości. I jest też dla niego męczące. Mówi mi, że mnie kocha, a ja mam w głowie, że to na pewno nieprawda.
 Nie jestem dla niego pierwszą dziewczyną, jest też starszy prawie 5 lat, ale nie wiem czy to ma duże znaczenie. Staram się nie mówić mu o tym wszystkim, co napisałam, co siedzi w mojej głowie, bo to świadczy o naprawdę skrajnie niskim poczuciu wartości. I jest też dla niego męczące. Mówi mi, że mnie kocha, a ja mam w głowie, że to na pewno nieprawda.Czasem mam wrażenie, że ja nie potrafię być w związku, tak bardzo boję się że zostanę odrzucona przez kogoś.
Nie umiem się pozbierać
 Próbowałam rozmawiać z psychologiem nie jednym na te tematy, ale potem nic z tego nie wychodziło, bo stale tylko brakowało mi wskazówki - jak to pokonać ? Jak się cieszyć?
 Próbowałam rozmawiać z psychologiem nie jednym na te tematy, ale potem nic z tego nie wychodziło, bo stale tylko brakowało mi wskazówki - jak to pokonać ? Jak się cieszyć? Będę wdzięczna za jakiekolwiek odpowiedzi, to dla mnie bardzo ważne


 bardzo dobrze Cię rozumiem. Też kiedyś ciężko mnie było zadowolić, dwa kierunki, ciągły zapiernicz, brak czasu na zainteresowania i luz, aż w końcu organizm nie wytrzymał i wszystko wybuchło
  bardzo dobrze Cię rozumiem. Też kiedyś ciężko mnie było zadowolić, dwa kierunki, ciągły zapiernicz, brak czasu na zainteresowania i luz, aż w końcu organizm nie wytrzymał i wszystko wybuchło  i tutaj dało mi to dużo do myślenia. Niestety, życie takie jest, nie jest to wieczna sielanka i ciągłe poczucie pewności, że robimy to co powinniśmy robić, pojawiają się wątpliwości, trudniejsze wybory itd. i jest to całkowicie normalne. Dodatkowo w stanach lękowych, takie wahania są na porządku dziennym, bo jak zapewne wiesz nasze emocje są rozchwiane. To zależy, czego się od siebie oczekuje. Dla mnie podstawa to podejście do różnych spraw, jeżeli się nie da czegoś zmienić, to to akceptuję, pracuję nad moim podejściem, tak aby czuć się z czymś dobrze albo lepiej. Nie musisz być zawsze perfekt, może trochę więcej wyrozumiałość dla siebie? jak mówisz, studiujesz ciężki kierunek, może warto być z siebie chociaż trochę dumną, że Ci się udaje, widzieć więcej pozytywów? być może będzie to kiedyś możliwość lepszej pracy, nie musisz już teraz wszystkiego ogarniać. Co do rodziców, to ja swoich przyzwyczaiłam, że zawsze radziłam sobie świetnie, niekiedy czując wewnętrzne "rozwalenie", ale nie odpuściłam, bo "ja przecież musze", co inni powiedzą... warto tutaj zastanowić się nad tym, czego ty chcesz i z czym Ty czujesz się dobrze, bo to przecież Twoje życie, a nie rodziców czy innych ludzi. Z własnego doświadczenia wiem, że warto sobie zostawić, chociaż trochę wolnego czasu na pasję, zainteresowania , bo to rozluźnia, pozwala Ci sie skupić na czymś innym, odciąga od problemów dnia codziennego. Co więcej, jeśli jesteś nadal w stanie lekowym, to czy nie jest czasem tak, że te myśli występują trochę na zasadzie "myśli egzystencjalnych i rozkminek nerwicowych"? Takie rozmyślanie sprzyja pogarszaniu się nastroju, bo ciągle coś nam nie pasuje, a my dodatkowo w to włazimy i kółko się zamyka. Tak naprawdę, jak się chce to można wszystko stopniowo zmieniać, ale nie myśleniem o zmianach , tylko działaniem. Jesteś młodziutka, masz prawo do wątpliwości. Aczkolwiek, postawiłabym tutaj bardziej na znalezienie sobie odskoczni, chociażby trochę na siłę, może właśnie jakaś pasja, która Cie wkręci, pozwoli odpocząć. Wyrozumiałość do siebie- możesz popełniać błędy, nie musisz zawsze sobie ze wszystkim radzić perfekto i tak wiele od siebie wymagać, a będzie Ci lżej, zobaczysz. To trzeba ćwiczyć, aż w końcu zaskoczy
 i tutaj dało mi to dużo do myślenia. Niestety, życie takie jest, nie jest to wieczna sielanka i ciągłe poczucie pewności, że robimy to co powinniśmy robić, pojawiają się wątpliwości, trudniejsze wybory itd. i jest to całkowicie normalne. Dodatkowo w stanach lękowych, takie wahania są na porządku dziennym, bo jak zapewne wiesz nasze emocje są rozchwiane. To zależy, czego się od siebie oczekuje. Dla mnie podstawa to podejście do różnych spraw, jeżeli się nie da czegoś zmienić, to to akceptuję, pracuję nad moim podejściem, tak aby czuć się z czymś dobrze albo lepiej. Nie musisz być zawsze perfekt, może trochę więcej wyrozumiałość dla siebie? jak mówisz, studiujesz ciężki kierunek, może warto być z siebie chociaż trochę dumną, że Ci się udaje, widzieć więcej pozytywów? być może będzie to kiedyś możliwość lepszej pracy, nie musisz już teraz wszystkiego ogarniać. Co do rodziców, to ja swoich przyzwyczaiłam, że zawsze radziłam sobie świetnie, niekiedy czując wewnętrzne "rozwalenie", ale nie odpuściłam, bo "ja przecież musze", co inni powiedzą... warto tutaj zastanowić się nad tym, czego ty chcesz i z czym Ty czujesz się dobrze, bo to przecież Twoje życie, a nie rodziców czy innych ludzi. Z własnego doświadczenia wiem, że warto sobie zostawić, chociaż trochę wolnego czasu na pasję, zainteresowania , bo to rozluźnia, pozwala Ci sie skupić na czymś innym, odciąga od problemów dnia codziennego. Co więcej, jeśli jesteś nadal w stanie lekowym, to czy nie jest czasem tak, że te myśli występują trochę na zasadzie "myśli egzystencjalnych i rozkminek nerwicowych"? Takie rozmyślanie sprzyja pogarszaniu się nastroju, bo ciągle coś nam nie pasuje, a my dodatkowo w to włazimy i kółko się zamyka. Tak naprawdę, jak się chce to można wszystko stopniowo zmieniać, ale nie myśleniem o zmianach , tylko działaniem. Jesteś młodziutka, masz prawo do wątpliwości. Aczkolwiek, postawiłabym tutaj bardziej na znalezienie sobie odskoczni, chociażby trochę na siłę, może właśnie jakaś pasja, która Cie wkręci, pozwoli odpocząć. Wyrozumiałość do siebie- możesz popełniać błędy, nie musisz zawsze sobie ze wszystkim radzić perfekto i tak wiele od siebie wymagać, a będzie Ci lżej, zobaczysz. To trzeba ćwiczyć, aż w końcu zaskoczy 