madmag87 pisze: ↑12 listopada 2021, o 20:24
Ja bym się na Twoim miejscu w pierwszej kolejności zastanowiła skąd mogły się pojawić ataki paniki... Bo każdy kolejny atak nakręca strach przed chorobą, a im więcej takich ataków tym bardziej człowiek się tym przejmuje... Bo psychika mu podsuwa sposób by się w końcu sobą zainteresować
Zgadzam się z ostatnim zdaniem, ale nie zgadzam się z tym, że trzeba się zastanowić w pierwszej kolejności skąd te ataki, ponieważ w zaburzeniu to tak nie działa, jak moim zdaniem ciągle sugerujesz tj. dojście do przyczyn czy też zrozumienie ich nie jest równoznaczne z odkręceniem mechanizmów utrzymywania lęku. Co więcej w momencie bardzo silnego lęku nie jesteśmy w stanie robić tego rodzaju analiz, a nawet uważam, że nie powinniśmy. To nie jest po prostu ten moment. Aczkolwiek wiele osób w moim odczuciu nie rozumie, że zaburzenie jest dla nich sygnałem do zmian, sygnałem najczęściej zablokowanego potencjału i braku rozwoju w wyniku różnych traum, przekonań, nawyków itp. Niestety, ale widzę też tendencje do rozwiązywania problemu zaburzenia na zasadzie "jaki macie sposób na objaw..." albo co najlepiej brać (mam na myśli leki) żeby nie czuć.I to niestety powoduje, że ludzie latami cierpią na zaburzenie, bo zamiast zmieniać pewne rzeczy do czego sygnałem jest zaburzenia, wciąż w nich tkwią i wciąż mają nawroty.
Moje ataki paniki nakręca strach przed zwariowaniem, utratą kontroli i popadnięciem w jakąś nieświadomość. Czytałam, że lęk i wszystkie jego następstwa najlepiej po prostu zaakceptować, pozwolić mu być. Jednak mimo że próbuję tak robić, to gdzieś pojawia się taka oporna myśl, że jeśli odpuszczę, przestanę analizować i na bieżąco czuwać, to właśnie wtedy mogę naprawdę stracić kontrolę.
Przyznaję, że nakręciłam się czytając o schizofrenii, że osoby chore nie są świadome swojego stanu itd. I zaczęło mnie to niepokoić, powstrzymując od dystansu i akceptacji. Nie wiem czy to zabrzmi zrozumiale, ale to tak jakbym bała się przestać bać ze strachu przed tym, że moje obawy staną się rzeczywistością
Powstaje z tego błędne kółko, które jeszcze się pogłębia przez stany depersonalizacji oraz oderwania od rzeczywistości. Nawet jak staram się czymś zająć myśli, nie przejmować i nie rozmyślać, to nadal siedzi gdzieś z tyłu głowy i wraca. Ma/miał ktoś podobnie? Jakieś rady jak to sobie zracjonalizować?
Tak całe niemal forum. To co opisujesz to klasyk lęku przed straceniem kontroli, obłędem, pierdolce* totalnym przy okazji ataków paniki. Jest dokładnie na odwrót tj. nie potrzebujesz tej kontroli i nic się złego nie stanie się jeśli ją puścisz, przeciwnie Twój opór i monitorowanie tego stanu powodują większe napięcie i częściej powtarzające się ataki. Dokładnie na tym co opisałaś najczęściej utrzymuje się nasz lęk tj boimy się przestać się bać, boimy się, że jak przestaniemy tego pilnować to nam odwali totalnie dlatego większość z nas w takich momentach spina się całym sobą żeby to kontrolować, co jest iluzją. Myślisz, że od Twojej kontroli bądź jej braku zależy Twoje ewentualne szaleństwo tj jak będziesz się pilnować to nie zwariujesz? Przecież to niedorzeczne.
Gdy przychodzi atak paniki
1. Nie uciekaj przed objawami. Nie spinaj się, że znowu są, staraj się to przyjąć ze spokojem i zrozumieniem.
2. Nie przybieraj konfrontacyjnej postawy, nie stwarzaj niepotrzebnego oporu, nie musisz też niczego pilnować ani kontrolować.Po prostu pozwól temu być bez walki i pozwól niech to przepłynie.
Ćwicz się w tej postawie i nie oczekuj, że będziesz ją miała już na starcie, akceptacji trzeba się nauczyć.
Jeśli chodzi o DD i o to, że starasz się czymś zająć, a to dalej jest w głowie, to jest to jak najbardziej normalne w zaburzeniu. No trudno żeby ten cały lęk i związane z nim objawy nagle wyparowały, bo Ty na chwilę zajęłaś się czymś innym. Tutaj niestety trzeba systematycznej pracy z oburzaniem.