
Powiem tak, wszystko mija i wszystko jest jak przed DD. To zaświadczam i ręcze za to głową. Nigdy nie mogłem pojąć jak jest możliwe to że dla mnie świat i moje znane mi otoczenie jest jak jakas makieta w teatrze wykonana z plastyku, jak to jest możliwe że rozmawiam z kimś i czuję że to sen a rozmowa jest moim wyobrażeniem a potem nie pamiętałem czy wogóle się odbyła. Mimo tego że mnie wspierano bardzo nie pojmowałem tego jak zdrowy mózg może dawać tak chore objawy.
Poczatkowych miesięcy chyba nie musze przedstawiać

Na początku strach wiec pognałem do psychiatry a ten znowu nie wiedział co mi dolega...nie postawił diagnozy bo powiedział że zbyt to wyolbrzymiam i musi mnie pare razy jeszcze zobaczyć. No dla mnie to był cios w plecy, na drugi dzien byłem już w innym gabinecie, łzy w oczach, panika tak silna że zęba sobie ukruszyłem od zaciskania szczęki. No i drugi mówi stany lękowe i derealizacja. Wchodze do domu czytam i ufff ludzie tak mają nie tylko ja, wszystko się zgadzało. No dało mi to kopa ale na trochę, potem znowu zaczełem węszyć bo zaczełem brać lek od psychiatry który średnio zadziałał i się źle po nim czułem. I to tak jest że jak lek zaczyna źle działać to człowiek jest zagubiony bo na te leki się bardzo liczy, ja czułem że wezme i w końcu się lepiej poczuję, matkę rozpoznam ale niestety ani jeden lek ani drugi mi za bardzo nie pomogły, to znaczy nawet się po nich lepiej czułem ale i tak nie całkiem a byłem bardzo otumaniony po nich, jakby mózg coś blokowało.
Doszła mi potem po 3 miesiącach czy 4 depersonalizacja, wtedy myślałem żeby zabic się bo nie mogłem tego znieść, w depersonalizacji to był już chaos zupełny, brak swojego odczuwania siebie samego, dla mnie ten brak siebie był wykanczający.
Chodziłem na terapie też jakoś od tego okresu ale ogólnie szukajcie terapeutów do skutku, ja przy drugim zrezygnowałem bo niepowaznie traktowali moje problemy z dd. Jakby nie wierzyli że tak się mogę czuć.
Bardzo dużo wsparcia zawdzięczam ludzia z forum, szczególnie że wtedy były spotkania w łodzi i jako 4 osoby z dd się spotykaliśmy, dość ciekawe to było się zobaczyć i pogadać na zywo o objawach. Dziekuje ci Victor za cale wsparcie


No dobra ale tak leki nie, terapia slabo co mi pomoglo? Rzucenie sie na gleboka wodę mi pomogło, nie wierzcie swoim myśla że przez te wszystkie objawy jesteście jacyś niepełnosprytni. To oszustwo dd i strachu. Spójrzcie na siebie w lustrze (heh nawet jeśli nie czujecie odbicia swojego) i zobaczcie, jesteście tymi samymi zdrowymi osobami co kiedyś przed DD. Macie sieczkę w głowie teraz ale to nadal wy. Nic nie czujecie ale nie straciliście nic to jest tylko zablokowane, pozwólcie to odblokowac sobie. U mnie stresy były powodem sporym tego jak sie czułem, z niczym sobie jakby nie radziłem i za duzo chciałem rzeczy naraz. To pierwsza rzecz która olałem. Nie da się mieć wszystkiego a stan dd mnie przekonał że życie jest za krótkie żeby się tym wszystkim przejmować bo kłopoty to zawsze beda. nawet teraz obecnie mam sporo spraw na głowie, dziwcko mam w drodze

Co do samego dd, to najgorsze były wieczne myśli, wychodziłem do klubu i od razu rozwałki czy normalnie się zachowuję, czy normalnie widzę a własnie dlatego to wszystko nie mija. Bo czy w klubie czy w domu to samo w głowie. no trochę mi zajeło to czasu zanim to zrozumiałem, dd miałem 13 i pół ;p miesiąca. Ja nie żyłem samym dd, ale mój łeb owszem, gdziekolwiek nie byłem, cokolwiek nie robiłem moja głowa ciągle żyła w dd i rozwałki robiła różne, jak nie czy to wszystko jest realne to czy będę potrafił rozpoznać droge do domu albo czy ten człowiek to manekin i od razy humor szlag trafiał a ja wpadałem na dno.
Dlatego głęboka woda mi pomogła, nie myślałem za wiele choć to samo przychodziło ja rezygnowałem z dalszego myślenia o tym. Było mi bez różnicy czy bedę znał droge czy nie, wychodziłem codziennie, chodziłem do pracy, słuchałem ludzi manekinów, rozmawiałem z matką do której nic nie czułem, kochałem się z laską której nie wiedziałem czy kocham. Ale z jedną różnica niż wcześniej zaakceptowałem objawy jakie miałem, wcześniej do laski nie chciałem chodzić bo nie wiem czy ją kocham, bo nie czuje seksu, bo nie czuję dotyku, z matką nie gadałem bo nie miałem do niej uczuć, nie wiedziałem kim jest i ja podczas rozmów, igraszek, tańca robiłem wszystko na podstawie objawów. Potem mówiłem a w dupie z tym za każdym razem nie czuje nic ale z życia moge korzystac z tym wszystkim.
I wtedy nie było tu na forum wpisów na dwie strony (rozpusta ;p) nie wiem czy były tu dwa wpisy tych co wyzdrowieli

Wiele mi dała ta jego mobilizacja do życia z tym stanem co wydawało mi się niewykonalne. I parę razy miałem zawiechy że chyba nie dam rady że to nie dla mnie, no bo laska sie przytula a to dla ciebie manekin...ale trwałem w tym nie widząc wyjścia i naprawde sie opłaciło. Po 4 miesiącach zycia z tym bez rozwijek w głowie zaczełem zdrowieć i dd mnie opuściło na dobre.
Tak czytam ten post i trochę chaotyczny, sorki was za to, w sumie to mnie puściło w 2011 roku wiec wiece troche czasu minelo

Chcialem zaznaczyc tu swoja obecnosc ze to mija, i z tego co widze nasza czworka co sie spotykalismy cala zdrowa

Jeśli ktoś z was się boi że po wyjściu z tego myśli o tym wracają to wszystko to tak nie jest. Ja się tego bałem bardzo że będzie mi to wracało. Jak zejdzie wam dd w sposób naturalny czyli żyjąc akceptując bo dla mnie to jest bardziej naturalne niż stan kiedy brałem tylko leki to nic nie wraca. Wspominałem o kumplu z którym się spotykamy, nieraz sobie żartujemy z dd, pada hasło ty ta panienka to nie manekin? I brecha

Mozesz o tym myslec dowoli, nic nie wraca jak juz pusci.
Powodzenia i zaswiadczam wam dajac głowę każdemu z was minie. Wszystkiego dobrego wszystkim.