Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

nowa, zdezorientowana

Dział poświęcony depresji, dystymii, stanom depresyjnym.
Zamieszczamy własne przeżycia, objawy depresji i podobnych jej zaburzeń.
Próbujemy razem stawić temu czoła.
kasik
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 10
Rejestracja: 3 grudnia 2013, o 13:39

3 grudnia 2013, o 22:50

Dzień dobry, jestem nowa na forum. Przedstawiłam się z grubsza w dziale "zapraszamy" ale ponieważ nie bardzo wiem, w którym dziale pisać o swoich problemach zgodnie z sugestią moderatora wylądowałam tutaj. Mam do was dużo pytań, liczę na jakieś wskazówki, które pomogą zrobić w końcu coś sensownego.
Mam wątpliwości zarówno co do choroby, jak i leków i sposobu leczenia.
Zacznę może od choroby. Chodzi o mojego partnera, który choruje od ok 12 lat. Znamy się od ok roku, ja o chorobie wiem od 3 miesięcy, czyli od momentu gdy zaczęła się depresja. Od tego czasu próbuję maksymalnie dużo dowiedzieć się o chorobie, żeby pomóc, żeby nie popełniać błędów, żeby wspierać.
Problem w tym, że tak naprawdę to już nie wiem co mu jest. Myślę że on sam jest skołowany. Zaczęło się gdy miał 30 lat. Pojawiły się lęki, unikanie ludzi, wycofanie, strach przed decyzją, apatia, natręctwo myśli. W 2002 zaczął leczyć się w poradni zdrowia psychicznego, brać jakieś lekkie leki, zdiagnozowano mu depresję. W 2007 wylądował w szpitalu. Pojechał tam sam, zdając sobie sprawę, że już jest bardzo źle (jest bardzo świadomy swojej choroby), był tam ponad 3 miesiące - diagnoza: zaburzenia schizoafektywne, typ depresyjny. Z tego co zorientowałam się z karty chorobowej stany te pojawiały się u niego co ok 1,5 roku i trwały 2-4 miesiące. Teraz miałam okazję obserwować przebieg takiego stanu. Zaczęło się od tracenia jak to nazwał "energii życiowej" potem przyszła głęboka depresja, całkowite wycofanie się. Trwało to ok 1,5 miesiąca. Na początku listopada pojawiły się sygnały leciutkiej poprawy, już się cieszyłam, że wychodzimy na prostą a tu nagle od ok 2 tygodni nasiliły się lęki, natłok myśli i natręctwo w formie ciągłego chodzenia. Mój mężczyzna twierdzi, że takie dreptanie po mieszkaniu jest jedynym sposobem na to żeby walczyć z tym niepokojem, który go ogarnia. Potrafi chodzić tak wiele godzin, cały czas ta sama postawa, ten sam ruch nóg, ta sama trasa. Od dwóch dni nie potrafi sobie znaleźć miejsca. Obawiam się że to skutek zmiany lekarstw i terapii grupowej na oddziale dziennym, w której bierze udział od tygodnia. Jest mi go strasznie żal, gdy widzę jak bardzo jest już tym stanem zmęczony. Bardzo chcę mu pomóc, ale już sama nie wiem co robić.
Wiem, że trochę dużo tego tu naskrobałam, ale sama nie wiem co konkretnie napisać. Wiem, że siedzicie w temacie, macie doświadczenie. Dla mnie wszystko jest nowe i niejasne, mimo że dużo przeczytałam i bardzo dużo rozmawiam z moim partnerem o jego odczuciach, emocjach, dolegliwościach.
Zastanawiam się jak to jest z tym lękiem, depresją. Co wynika z czego? Jak to ugryźć? Mam wrażenie, że depresję, przynajmniej tą głęboką, mamy za sobą, ale teraz ten lęk, niepokój, dreptanie!
Powinnam jeszcze napisać o lekach i o terapii, ale to może za dużo byłoby na raz... odezwijcie się, może wprowadzę dzięki temu też ład w moje pisanie do was. Dziękuję i pozdrawiam wszystkich forumowiczów.

-- 3 grudnia 2013, o 22:50 --
Zapomniałam napisać, że oczywiście sami już nie wiemy na co tak naprawdę mamy się leczyć:
depresja? zaburzenia schizoafektywne? nerwica natręctw? lęk urojony? zaburzenia osobowości?
żeby nie było! jesteśmy w kontakcie z psychiatrą i psychologiem, ale albo mamy takiego pecha albo coś jest nie tak z tymi lekarzami.
Komunikacja prawie zerowa, nie kwapią się do udzielania informacji, rozmowy. Oni tylko komunikują o podjętej decyzji.... ehhhh
Ostatnie wydarzenie: zmiana lekarstw Uzasadnienie: poprzednie leczenie nieprawidłowe do diagnozy (!) ale ani słowa wyjaśnienia: dlaczego, jaka ta diagnoza i jak mają działać te nowe leki..jakiś koszmar...
Victor
Administrator
Posty: 6548
Rejestracja: 27 marca 2010, o 00:54

4 grudnia 2013, o 12:26

Powiem ci tak, zaburzenie schizafektywne jest trochę taką jakby mieszanką zaburzeń, trochę z zaburzeń depresyjnych a trochę schizofrenii. Dlatego też w zaburzeniach schizoafektywnych i zresztą w ogólnie zaburzeniach psychicznych wystepować może i depresja i natręctwa i lęk i apatia i wszystko naraz.
Jednakże główna diagnoza u twojego faceta to zaburzenia schizoafektywne o typie depresyjnym co oznacza, ze może miec rozmaite lęki, objawy a co jakiś czas będą pojawiały się stany depresyjne. Mogą też pojawiać się okresy wolne od objawów po czym z powrotem może to powracać.
Jak sama nazwa wskazuje Schizo-Afektywne połączenie między zaburzeniami afektywnymi a schizofreniczynymi.
W wypadku tych zaburzeń głownie stosuje się leczenie lekami, neuroleptyki aby likwidować napięcie oraz w przypadku depresji dodatkowo np leki antydepresyjne.
Możliwe, ze za dużo nie pomogłem bo wydaje mi się, ze leczenie farmaceutyczne to główna droga do leczenia tego zaburzeń. Oczywiście terapia jest równie ważna jednakże leki stanowią głowną trapię w tym wypadku.

Nie nalezy tu rozdzielac natrectw, lęku, depresji, bowiem to wszystko u twojego partnera łączy się zaburzeniem schizoafektywnym i to jest to z czym ma problem. Bo rozumiem diagnoza nadal aktualna?
Psychiatrzy nie wypowiadają się dogłebnie bo podejrzewam, ze czekają na efekt leków, takie leki też nie zawsze działają od razu.
Na pocieszenie powiem, że w wypadku tych zaburzeń są czesto długie okresy bez żadnych objawów.
Patrz, Żyj i Rozmyślaj w taki sposób... aby móc tworzyć własne "cytaty".
Historia moich zaburzeń lękowych i odburzania
Moje stany derealizacji i depersonalizacji i odburzanie


Przykro mi jeżeli na odpowiedź na PW czekasz bardzo długo, niestety ze mną tak może z różnych powodów być :)
kasik
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 10
Rejestracja: 3 grudnia 2013, o 13:39

4 grudnia 2013, o 21:21

Dziękuję za odpowiedź. Diagnoza jest prawdopodobnie aktualna, chociaż tej pewności też nie mam.
Tak jak pisałam jest to diagnoza poszpitalna, był tam dość długo obserwowany, robiono testy, rozmowy itd.
Natomiast psychiatra u którego leczy się aktualnie, a z którym ja też się kontaktowałam, określał go jako "pacjenta z lękami"
Po moim dopytywaniu się wykluczył schizofrenie i dodał że ew mogą to być zaburzenia osobowości. No i co zrobić z takimi informacjami....
Teraz, od tygodnia bierze udział w terapii dziennej przy szpitalu i tam przejął go inny lekarz, który odrzucił wszystkie leki dotychczasowe, mówiąc że są nieadekwatne do diagnozy i nie raczył przy tym powiedzieć o jaką diagnozę mu chodzi i co ma spowodować zmiana lekarstw. Podobno obserwacja trwa...
Nie chodzi mi o to żeby zapewniał o tym jakie to cudowne efekty będą po tych lekach, tylko o podstawową informacje na co mają wpływać i dlaczego poprzednie, które były przyjmowane już prawie 3 miesiące odrzucił. Wiem, że ten typ lekarstw wymaga czasu i cierpliwości, dlatego tym bardziej wydaje mi się konieczne poinformowanie o ich oczekiwanym działaniu i chociażby o tym że na początku może być gorzej!Szczególnie przy tego typu pacjentach, którzy i tak są zdezorientowani. Już przemilczę fakt, że nikomu nie zechciało się powiedzieć, że po tych lekach nie wolno prowadzić auta... Dobrze, że raczyli podać nazwy tych leków (na oddziale dostaje się je do rączki, a na weekend w buteleczce, wszystkie do kupy wymieszane!) i można było samemu odszukać podstawowe informacje.

Poczytałam trochę twoje teksty na temat lęku, chwała ci za nie:-) bo są napisane przystępnym językiem a przede wszystkim nie są negatywne.
Dają dużo nadziei, że pracując nad sobą można w dużej mierze poradzić sobie ze swoimi lękami i nauczyć się w jakimś stopniu nad nimi panować.
Jeśli się chce i za to zabierze. Niestety myślę, że problemem większości jest brak wiary, siły i ochoty. Myślę, że mój partner też myśli raczej, że samo przejdzie i że leki powinny wszystko załatwić.
Wydaje mi się z tego co u ciebie przeczytałam, że u niego chodzi o lęk długotrwały, ciągły. Do tego straszny natłok myśli.
Pytałam czego konkretnie się boi, bo jako osobie zdrowej trudno mi sobie to wyobrazić. Podawał różne powody, ale najczęściej powtarzającym się jest, że ktoś zadzwoni do domofonu i będzie coś od niego chciał, a on temu nie sprosta. Jakby ciągle był na egzaminie i bał się że go nie zda.

Nie wiem czy dobrze zrozumiałam, ale wygląda mi na to że to co pisałeś o lękach to głównie zaburzenia emocjonalne i dlatego tak ważna jest terapia i praca własna, natomiast przy zaburzeniach schizoafektywnych główne leczenie to farmacja, czyli co? mam rozumieć że to zaburzenia innego rodzaju? nie emocjonalne tylko już niestety umysłowe? i tylko leki, leki, leki???
Victor
Administrator
Posty: 6548
Rejestracja: 27 marca 2010, o 00:54

4 grudnia 2013, o 22:14

Przede wszystkim Kasiu nie chce wprowadzać w jakiś błąd. O zaburzeniach lękowych wszelakich, derealizacji i depersonalizacji mogę udzielić wszelkich informacji, bo sam na to cierpiałem, doszukiwałem się informacji i w końcu wyszedłem na prostą.
Jednakże ty poruszasz kwestię innych zaburzeń, bo jeśli przyjąć (a myślę, że jest to prawidłowa diagnoza) zaburzenie schizoafektywne, to nie jest to jednak nerwica lękowa, którą ja osobiście znam.
Wiem po prostu co nieco o innych zaburzeniach bo siłą rzeczy kiedyś się za bardzo edukowałem o tym, i po prostu zaburzenia schizoafektywne o typie depresyjnym, są w zasadzie połączeniem depresji z objawami np. schizofrenii, to zaburzenie nie jest schizofrenią, jest pomiędzy tym. Ranga tego zaburzenie odpowiada chorobie afektywnej dwubiegunowej, mówię tutaj o randze, nie o samym zaburzeniu.
I takie zaburzenia leczy się głównie farmakologicznie a terapia ma zadanie wspierające i uświadamiające. Przy czym zaburzenie afektywne można leczyć i są częste powroty do okresów bez objawów.
To nie schizofrenia.
Jednakże na jakimś tle taką diagnozę postawiono twojemu partnerowi. Więc musiał mieć któreś z objawów schizofrenii i depresji.

Przykre to jest, że psychiatrzy nie chcą uświadamiać, wiem co to znaczy i znam ten ból, nie wiem co znaczy stwierdzenie, ze cierpi na lęki, bo to może oznaczać i nerwice i schizofrenię włącznie...a tak naprawdę w takim wypadku od nich powinnaś dostać wszelkie informacje.
Jak najbardziej chęć do walki jest bardzo potrzebna, tyle, ze przy niektórych zaburzeniach jednak, samo zaburzenie wpływa na funkcjonowanie, w zaburzeniach lekowych to mysli wpływają na umysł, w zaburzeniach np schizoafektywnych jest trochę odwrotnie.

Temat przekazałem do rozpatrzenia psychologowi z forum, na pewno bardziej będzie mógł powiedzieć o leczeniu takich zaburzeń schizoafektywnych.
Bo ja też w żadnym razie nie chcę tutaj cie dołować, ze tylko leki ale według mnie schizoafektywne zaburzenie leczy się przede wszystkim farmakologicznie plus terapia jako wsparcie, bo w tym wystepuje i depresja i natrectwa, wiec to jest wazne.

Nie wiem czy nie warto wybrać się na jakąś inną konsultację do psychiatry i powiedzieć wprost, ze chce się informacji o stanie pacjenta, dokładnej informacji, bo jednak świadomość problemu wśród bliskich wydaje mi się rzeczą dość istotną.
Być może mają problem z ustaleniem diagnozy, być może wahają się między jakimś typem zaburzenia. Trudno mnie też powiedzieć.

-- środa, 4 grudnia 2013, 22:14 --
Jeszcze dodam od siebie, iż lęk wystepuje w każdym zaburzeniu i chorobie psychicznej. Lęk jest zawsze prawie obecny.
Patrz, Żyj i Rozmyślaj w taki sposób... aby móc tworzyć własne "cytaty".
Historia moich zaburzeń lękowych i odburzania
Moje stany derealizacji i depersonalizacji i odburzanie


Przykro mi jeżeli na odpowiedź na PW czekasz bardzo długo, niestety ze mną tak może z różnych powodów być :)
Hubert Sadowski
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 111
Rejestracja: 15 września 2013, o 11:51

4 grudnia 2013, o 22:30

Już odpisuję

A więc jeśli chodzi o schizofrenię - jak wiadomo jest to choroba psychiczna, natomiast zaburzenie osobowości schizotypowej charakteryzuje się między innymi dużą "dziwacznością" takiej osoby - to nie jest schizofrenia - zajrzyj na moją stronę www.psychologswinoujscie.pl - tam opisałem główne typy zaburzeń osobowości - myślę że to Ci sporo wyjaśni. Zaburzenia osobowości leczy się dość długo - okresu na okres jest coraz lepiej. Nastręcza mi się tylko jedno pytanie - diagnoza Twojego chłopaka - po pierwsze aby jak najefektywniej zastosować terapię do osoby - należy jak najlepiej zdiagnozować osobę - czyli postawić poprawną diagnozę. Z tego co napisałaś wnioskuję, że diagnoza stale ewoluuje i każdy specjalista ma nieco inną koncepcję Twojego partnera. Poleciłbym Ci także zwiększyć kontakt z psychologiem i psychiatrą partnera abyś dowiedziała się co się dzieje - ale Ty już to zrobiłaś. Z Twojego opisu nie stwierdzę co dolega Twojemu chłopakowi. Uważam że w walce o zdrowie psychiczne warto podejmować wszystkie kroki, które zwiększą szansę na wyzdrowienie. Znalezienie psychiatry i psychologa, którzy uściśliliby waszą współpracę z Tobą i chłopakiem mogłoby być dobrą drogą - można by było postawić trafną diagnozę, zastosować terapię i uzyskiwałabyś wskazówki od lekarza i psychologa jak postępować z chłopakiem. Ale znalezienie takiego lekarza i psychologa leży już po waszej stronie - w waszym mieście czy okolicy. Mam nadzieję że wam się uda.
Kontakt do mnie Psycholog Świnoujście
Na forum udzielam odpowiedzi tylko w dziale Konsultacja psychologiczna
Awatar użytkownika
ddd
Odburzony Wolontariusz Forum
Posty: 2034
Rejestracja: 9 lutego 2012, o 20:54

4 grudnia 2013, o 22:37

hmm Panie Hubercie ale tutaj kolezanka pytala o zaburzenia schizoafektywne, to to samo co zaburzenie osobowosci schizotypowej?
(muzyka - my słowianie)

Zaburzeni wiemy jak nerwica na nas działa, wiemy jak DD nam w bani rozpi***ala. To jest taa nerwica i lęk, to jest teen depersony wkręt!

Autor Zordon ;p
Wojciech
Odburzony Wolontariusz Forum
Posty: 1939
Rejestracja: 10 kwietnia 2010, o 22:49

4 grudnia 2013, o 22:46

Wklej ci cos Kasik
Zaburzenie schizoafektywne rozpoznawane jest wówczas gdy okresowo pojawiają się objawy spełniające kryteria głębokiego zaburzenia nastroju oraz co najmniej dwa główne objawy schizofrenii jak na przekład omamy czy urojenia. Ponadto przez okres przynajmniej dwóch tygodni powinny wystąpić objawy schizofrenii bez wyraźnego zaburzenia nastroju. Wyróżnić można trzy typy tego zaburzenia: maniakalny (objawy schizofreniczne + podwyższony nastrój i zwiększony napęd), depresyjny (objawy schizofreniczne + obniżony nastrój i zmniejszony napęd) oraz mieszany. Rozpoznanie tego zaburzenia bywa kontrowersyjne, niektórzy bowiem twierdzą, że jest to choroba przede wszystkim schizofreniczna, inni natomiast, że raczej psychotyczne zaburzenie nastroju. Co więcej mogą się zdarzyć epizody czystej manii i/lub czystej depresji. Niemniej jednak w Międzynarodowej Klasyfikacji ICD- 10 zaburzenie schizoafektywne umiejscowione jest w grupie zaburzeń psychotycznych.

Należy jednak pamiętać, że w przeciwieństwie do schizofrenii, zaburzenie schizoafektywne jest okresowe, a epizody chorobowe najczęściej mijają, co pozwala pacjentom na względnie dobre funkcjonowanie w okresach remisji.

No jakby nie bylo, jesli takowe zaburzenie ma twoj partner na pewno musi przyjmowac leki, i podejrzewam ze one ustabilizuja stan na tyle ze z tego wyjdzie, czego Wam zycze. Na terapie jak najbardziej tak, jest tez potrzebna,. zawsze gdzie jest kwestia psychiki terapia jest przydatna i potrzebna, chyba ze psycholog zdecyduje inaczej.
Nerwicowiec - Ten typ tak ma.
http://www.imtech.com.pl
kasik
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 10
Rejestracja: 3 grudnia 2013, o 13:39

5 grudnia 2013, o 00:03

Bardzo wam dziękuję za odpowiedź. Nie jest to niestety pocieszające, co u was przeczytałam.
Miałam nadzieję, że wspólną pracą z chłopakiem jakoś wyjdziemy z tych stanów.
Niestety na niedomaganie umysłu/psychiki nie mam żadnego wpływu a to wytraca mi z ręki jedyną broń, którą miałam czyli moją własną siłę i wiarę.
Wiem, że prawidłowe leczenie farmakologiczne może te stany załagodzić, ale w tej chwili mam wrażenie, że to jakaś walka z wiatrakami...
Wejdę na stronę psychologa i poczytam, może coś rozjaśni się w tym moim chaosie.

Co do diagnozy, to nie wiem czy ona ewoluuje, bo ma wrażenie że nic się w tym kierunku nie dzieje. Wizyty u psychiatry, jedna w miesiącu, 10-15 min, ograniczały się właściwie do pytania o samopoczucie i wypisania recepty na lekarstwa. We wrześniu, gdy na nowo się zaczęło a ja o wszystkim się dowiedziałam poszłam z moim chłopakiem do psychiatry, załatwiając przyspieszoną wizytę i byłam niemile zaskoczona jej przebiegiem. Dość obcesowe traktowanie, bez zbędnych ceregieli, ale pomyślałam że może tak powinno się traktować pacjenta, który przerywa leczenie... Nie głaskanie po główce tylko "co pan sobie wyobraża nie przychodząc!" Wtedy myślałam jeszcze naiwnie (pierwszy kontakt z takimi dolegliwościami i lekarzami) że powinnam ufać, bo przecież wiedzą jak postępować.
Ja wykazuje się maksymalną cierpliwością i delikatnością. Staram się wymóc pewne zachowania, ale na spokojnie, a tu może trzeba po prostu z buta, bez ceregieli, jak lekarze?

Poszłam z nim też do pani psycholog u której był kilka razy i... usłyszałam, że pani nie życzy sobie żebym przychodziła, bo ona na nowo musi poznać pacjenta, ponieważ przecież była kilku miesięczna przerwa w spotkaniach. Ręce opadają....
Może faktycznie powinnam poszukać nowego psychiatrę i psychologa, nie na NFZ, tylko prywatnie, ale muszę przyznać, że pomału chyba nie mam już na to siły.
Przecież powinnam te siły zachowywać na to żeby móc wspomagać mojego partnera a nie tracić na coś, co powinno po prostu funkcjonować.

Poza tym teraz trwa dzienna terapia. Od tygodnia tam chodzi, a ma być tego ok 6 tygodni.
Znowu wprowadzać jakieś zmiany, jakieś nowe lekarstw, jakichś nowych lekarzy? Przecież to za dużo na taki zmaltretowany umysł... A może ją przerwać, żeby nie tracić czasu? Zwłaszcza, że jest wątpliwej jakości. Nie wiem jak to powinno wyglądać, ale gdybym ja tak pracowała to straciłabym wszystkich klientów.

Strasznie się ucieszyłam gdy okazało się, że zwolniło się miejsce i że można już zacząć i.... jestem bardzo rozczarowana.
Teoretycznie zajęcia są od 9.00 do 14.00, praktycznie czas wykorzystany to jakieś 40-50%. W ciągu jednego dnia są jedne lub dwa zajęcia, gimnastyka i obiad. Pomiędzy każdą z tych części są 20 minutowe przerwy.
Wiem, że każda aktywność jest dobra, sam fakt wyjścia z domu jest fantastyczny, ale tam gnieździ się 18-20 osób w małej salce (przy tych dolegliwościach!) a dotychczasowe zajęcia to było na przykład wycinanie gwiazdek, wykład o pierwszej pomocy, wykład(!)a nie rozmowa o lęku. Z tych fajniejszych to muzykoterapia i opowiadanie o swoim weekendzie. Trochę to wszystko takie byle jakie i na pół gwizdka. Ja bym tego nie wytrzymała, ale namawiam chłopaka żeby się absolutnie nie poddawał, bo to zmusza go do wyjścia do ludzi. Tylko czy akurat o to chodzi w jego przypadku i czy to cokolwiek przyniesie, to zupełnie inna sprawa.
Aha, przekazałam nowemu lekarzowi chęć i gotowość współpracy, powiedziałam że mogę przyjść w trakcie terapii na jakieś zajęcia, zapytałam czy mają w swoim programie terapii jakieś punkty o współpracy z bliskimi - jak na razie zero odpowiedzi.

Moje wyobrażenie o leczeniu i współpracy, szczególnie po tym co się naczytałam o roli bliskich w terapii, wyglądało zupełnie inaczej.
Teraz mam wrażenie, że stoję przed murem, a brak bramy żeby wejść do środka.

-- 5 grudnia 2013, o 00:03 --
Dziękuję Wojtku, czytałam już te fragmenty. Od trzech miesięcy nic innego nie robię tylko szukam i się uczę.
Niestety często nie rozumiem tych pojęć, a nawet gdy ogarniam je "na rozum" to nie rozumiem "na po ludzku"

Wiem, że są długie okresy remisji, bo czytałam całą historię chorobową mojego chłopaka (ma wszystko skopiowane w domu i poprosił, żebym to przeczytała)
Strasznie to przeżyłam, bo nie jest łatwo czytać coś takiego o bliskiej osobie.
Poza tym poznałam go właśnie w okresie remisji i przez parę miesięcy niczego, absolutnie niczego nie zauważyłam.
Dopiero teraz, gdy już wiem o co chodzi widzę, że zdarzały mu się krótkie momenty, gdy miał takie objawy "wyładowania baterii" i potrzebował dużo więcej snu niż normalny zdrowy człowiek, ale pomyślałam, że tan typ tak po prostu ma:-) Poza tym jest ogólnie bardzo spokojnym człowiekiem i raczej obserwatorem otoczenia.
Częściowo to pewnie charakter, a częściowo wpływ choroby. Ale to wiem dopiero teraz. Wcześniej było to niezauważalne.

Problem w tym, że cały ten czas byłam bardzo silna i ufna, że mogę pomóc, że coś da się z tym zrobić, że przecież wróci mój dawny czuły, delikatny i troskliwy mężczyzna, a teraz od jakiś dwóch tygodni, zaczynam wątpić, zaczynam tracić siły i to głównie z powodu nie stanu chłopaka tylko z powodu sposobów (nie)leczenia.
Trudne to wszystko.
vitaminac
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 84
Rejestracja: 13 listopada 2013, o 14:09

5 grudnia 2013, o 12:55

JA tylko chciałam powiedzieć że Twój facet to szczęściarz. :) Mało który partner tak aktywnie uczestniczy w leczeniu. Kompletnie nie znam się na chorobie Twojego faceta ale wiem jedno. Zaufany psychiatra i psycholog to podstawa. Czasem warto zainwestować w prywatne wizyty. Ja do swojej mogę zadzwonić w środku nocy i wiem że odbierze. Wizyta u psychiatry często trwała godzinę, cierpliwie rozmawiała słuchała - była naprawdę wsparciem . Teraz podobnie jest z psychologiem. To nie ty powinnaś zastanawiać się nad tym czy lek jest dobry czy zły , czy diagnoza dobra czy zła - ty powinnaś być dla niego po prostu wsparciem - te problemy powinien rozwiązywać lekarz.
http://vitaminac.flog.pl/ moja odskocznia :)

http://znerwica.blogspot.com/

Czego Jaś się nauczył, tego Jan się może oduczyć.
Hubert Sadowski
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 111
Rejestracja: 15 września 2013, o 11:51

5 grudnia 2013, o 13:14

Zgadzam się z wypowiedzią Vitaminac. To psycholog i psychiatra biorą po części odpowiedzialność za prowadzenie pacjenta - ponieważ za odpowiedzialność terapii także odpowiada osoba z niej korzystająca - im więcej jest współpracy ze strony bliskich osób - która choruje - tym większe możliwości leczenia - poprostu można lepiej rozeznać się w sytuacji pacjenta. Twoje dotychczasowe myślenie na temat psychoterapii jest poprawne, natomiast rzeczywistość czasami rozwiewa nasze oczekiwania.
Co do zaburzenia schizoafektywnego - przepraszam, że przeczytałem je jako schizotypowe - z tego powodu uważam, że diagnoza może być postawiona adekwatnie, czyli może to być zaburzenie schizoafektywne. To zaburzenie charakteryzuje się tym, że jest bardziej dokuczliwe niż zaburzenia afektywne ale z kolei jest mniej uciążliwe niż schizofrenia. Czyli jest jakby pomiędzy schizofrenią a zaburzeniami afektywnymi, faktycznie przy tym zab. okresy remisji trwają dość długo. Kolejną sprawą jest to, że w tym zab. występują manie, lub stany depresyjne czy forma mieszana. Aby skutecznie walczyć należy stosować farmakoterapię, psychoterapię i jak najbardziej współpracę z najbliższymi osoby chorej - zawsze się cieszę jeśli mój klient może liczyć na zaangażowanie w walce o swoje zdrowie z osobami jemu/jej bliskimi. Mam nadzieję, że w końcu znajdziecie osoby, które pomogą wam w takim stopniu aby zmaksymalizować oddziaływania terapeutyczne w skutek których Twój partner będzie się czuł lepiej :)
Kontakt do mnie Psycholog Świnoujście
Na forum udzielam odpowiedzi tylko w dziale Konsultacja psychologiczna
kasik
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 10
Rejestracja: 3 grudnia 2013, o 13:39

5 grudnia 2013, o 20:50

Nie ma za co przepraszać panie Hubercie i tak nie mam pojęcia jaka jest różnica między tymi dwoma pojęciami:-) nie czytałam nic na temat zaburzeń schizotypowych, skupiłam się na tych, które, przynajmniej teoretycznie, dotyczą mojego partnera.
Zaburzenia schizoafektywne są rzeczywiście prawdopodobnie najbardziej trafną diagnozą. Choroba niestety jest w rodzinie. Ojciec miał schizofrenie, a brat leczy się na dwubiegunówkę. W przypadku mojego chłopaka chodzi raczej o stany depresyjne, chociaż myślę, że "górkę" też miałam okazję obserwować. Z tego co wyczytałam taka lekka "górka" nazywana jest zdaje się hipomanią. Wtedy, nie znając jeszcze sytuacji, nie uznałabym tego za żadną "górkę" tylko za zupełnie normalne funkcjonowanie zdrowego człowieka. Na podstawie takiego zachowania mogłabym określić, że ja jestem w ciągłej "górce"... Mój mężczyzna w swojej "górce" miał może z 80% mojej energii! Ale jednak jak na niego, pewne symptomy wskazują, że jednak chyba była to hipomania, a zatem musiała pojawić się i depresja.

Dziękuje Vitaminac za to co napisałaś, ja naprawdę bardzo chcę pomóc, ale czuje się w tym coraz bardziej zagubiona, bo właśnie nie mogę uzyskać pomocy od specjalistów. Bardzo zazdroszczę ci takich lekarzy, masz szczęście! Ja naprawdę nie oczekuję cudów. Wiem, że diagnozowanie takich chorób to trudna sprawa. Oczekuję po prostu ludzkiego podejścia, rozmowy i rzetelnej informacji. I logiczne wydaje mi się to o czym pisze pan Hubert, skoro ja przebywam z chorym najdłużej, skoro on mi się zwierza, bo mi ufa, skoro ja potrafię po minie, oczach, sposobie poruszania się poznać co się dzieje, poznać poprawę czy pogorszenie to chyba jestem najlepszym źródłem informacji, prawda?

Wczoraj mój chłopak miał rozmowę z lekarzem prowadzącym, na pytanie jak się czuje opowiedział szczegółowo o tym że po tych nowych lekach jest dużo gorzej, że jest bardziej niespokojny, chodzi całymi godzinami i nie może przestać i .... usłyszał: tak to już jest (!)
Zaczęły się u niego makabryczne zaniki pamięci. Nie pamięta, czy dzień wcześniej przespał czy przedreptał cały wieczór. Nie pamięta o czym ze mną rozmawiał, nie pamięta, że z kimś telefonował. Powiedział to lekarzowi i .... " czasami są takie objawy"
Czy tak powinna wyglądać rozmowa z pacjentem?

Powiedzcie mi proszę, czy jest sens ciągnąć tą terapię dzienną? Chłopak jedzie tam zawsze pozytywnie nastawiony, że może to coś pomoże i wraca zdołowany, bo znowu było byle jak. Dzisiaj: Gimnastyka, 20 min przerwy, wędrówka grupy na 3 piętro po akcesoria świąteczne, ubieranie choinek na oddział, 20 min przerwy, obiad, lekarstwa, do domu. Wczoraj: gimnastyka, 20 min przerwy, porządki na oddziale- odkurzanie pólek (!), 20 min przerwy, obiad, rozmowa z lekarzem, do domu. Czu to ma sens??? Rozumiem, że każda aktywność ma sens, przebywanie wśród ludzi ma sens, oderwanie myśli ma sens, ale czy tak to powinno wyglądać? Pytałam czy przy tych zajęciach jest jakiś opiekun grupy, psycholog, który ten czas wykorzystuje na poznawanie pacjentów, na prowadzenie z nimi rozmów. No więc jest i dzisiaj im pani mówiła, gdzie mają wieszać które bombki ....
Czy to ze mną jest coś nie tak i za dużo wymagam, czy tam coś nie gra???
Jak myślicie tracić na to czas???
vitaminac
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 84
Rejestracja: 13 listopada 2013, o 14:09

6 grudnia 2013, o 13:49

Wydaje mi się że jesteś przesadnie nastawiona negatywnie do terapeutów. Nie chce mi się wierzyć żeby lekarz był aż tak wielkim konowałem . Oni wiedzą co robią - taki oddział dzienny to też nie jest jakiś wymysł dla wymysłu tylko pracują tam ludzie wykwalifikowani.
Absolutnie nie podsycaj w chłopaku takiego podejścia.

Brak wiary w sens leczenia to normalna rzecz na początku, bo oczekujemy natychmiastowych wyników, niestety na to potrzeba miesięcy a czasami i lat. A poprawy może nie być przez długi czas. Początek brania leków to też przeważnie pogorszenie samopoczucia.
Myślę że lekarze wiedzą co robią.

Jeśli twój chłopak wraca do domu i narzeka że nic z mu nie pomogli to powinnaś być świadoma tego że na to potrzeba czasu i kreować w nim zaufanie do lekarzy, leków i terapii.

Bez tego nie ruszycie do przodu

-- 6 grudnia 2013, o 13:49 --
Tracić czas? Sama wyżej stwierdzasz że rozumiesz że każda forma aktywności jest dobra.
Więc czemu mówisz tracić czas?....
Myślę że jeśli chcesz mu skutecznie pomóc mogła byś porozmawiać z jakimś psychologiem o swojej sytuacji i o tym w jaki sposób postępować.
http://vitaminac.flog.pl/ moja odskocznia :)

http://znerwica.blogspot.com/

Czego Jaś się nauczył, tego Jan się może oduczyć.
kasik
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 10
Rejestracja: 3 grudnia 2013, o 13:39

6 grudnia 2013, o 23:48

Vitaminac to nie tak. To, że tutaj mówię, że ta terapia chyba nie ma większego sensu nie oznacza, że mówię to mojemu chłopakowi.
Wręcz odwrotnie staram mu się mówić, że próbowanie nie zaszkodzi, stratą czasu też nie jest bo i tak w tym czasie byłby w domu (nie pracuje)
To też nie tak, że oczekuję natychmiastowych skutków, wiem że na takie leczenie potrzebny jest czas.
Ale ciężko jest słyszeć od człowieka, że idzie z nadzieją na terapie, że oczekuje pomocy a wraca z niej w coraz gorszym nastroju i z beznadzieją w oczach.
Myślę, że on oczekiwał po tym cudów, bo po prostu jest już bardzo swoim stanem zmęczony.

A moje negatywne nastawienie jest skutkiem braku informacji, rozmowy i współpracy. Nie twierdzę, że tam pracują ludzie bez wiedzy i wykształcenia, tylko coraz częściej mam wątpliwości, czy system w którym pracują, nie powoduję że pracują na szybko i byle jak.
Nie ma czasu, ochoty i możliwości na indywidualne podejście do pacjenta.
Teraz na przykład brakuje mi możliwości kontaktu telefonicznego z lekarzem. Od 3 dni mój chłopak bierze nowe tabletki, które miały zmniejszyć lęki i napięcie.
No i zmniejszyły.... Jest otępiały, nie pamięta który jest dzień, nie pamięta co mówił i co ja mówiłam. Ma maskę zamiast buzi, puste oczy i tylko cieszy się, że może spać, spać, spać bo nie musi dreptać całymi godzinami. Wydaje mi się, że po prostu dawka lekarstwa jest za duża, każdy chyba reaguje indywidualnie, on chyba zareagował mocno. Pewnie przydałoby się zmniejszyć tę dawkę, ale nie ma kogo o to zapytać. I o takie rzeczy mi chodzi, gdy mówię że mi się to nie podoba.

Ale jest też światełko w tunelu, dzisiaj udało mi się skontaktować z panią psycholog, która prowadzi tę grupę i zaproponować, że mogę pomóc.
Wyraziła chęć rozmowy i postara się znaleźć dla mnie czas (!) Mam nadzieję, że się nie zawiodę.

A z psychologiem faktycznie będę musiała porozmawiać, nie tylko w sprawie postępowania, ale też dlatego że ja pomału zaczynam tracić wiarę.
A zdarza się to po raz pierwszy od tych ponad 3 miesięcy.
Borabora
Odburzony i pomocny użytkownik
Posty: 79
Rejestracja: 29 sierpnia 2013, o 19:11

10 grudnia 2013, o 17:24

Mnie by sie przydala taka zona :)

A tak to powodzenia w leczeniu partnera aby szybko wrocil do normy.
vitaminac
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 84
Rejestracja: 13 listopada 2013, o 14:09

11 grudnia 2013, o 11:49

Przede wszystkim podstawową rzeczą jeśli chodzi o wyzdrowienie jest wola samego chorego.

Ja się złościłam na męża że nie ma nade mną litości, że każe mi chodzić na zakupy, gotować, wyjeżdżać gdzieś kiedy ja nie miałam na to mocy.Że nie mówił oj biedna ty biedna.
Teraz widzę że to najlepsze co mógł zrobić i że między innymi dzięki temu wróciłam to normalności.

Nie możesz traktować go jak chorego, takie jest moje zdanie.
Wymagaj od niego pewnych rzeczy. Nie mów mu : próbuj to nie zaszkodzi. Tylko mów mu : oooo lepiej dzisiaj wyglądasz - terapia działa !
Wierz że chłopak jest zmęczony - uwierz że my wszyscy tutaj byliśmy, ale zamknięcie w domu to najgorsze co może zrobić.
Musi pokonywać to zmęczenie jak sportowiec który pokonuje swoje słabości.
Chcesz mu pomóc?
Wyciągnij go na spacer , do kina - będzie bolało , raz drugi trzeci, ale za czwartym będzie już lepiej.

Same leki nie działają cudów - podstawa to nastawienie !
http://vitaminac.flog.pl/ moja odskocznia :)

http://znerwica.blogspot.com/

Czego Jaś się nauczył, tego Jan się może oduczyć.
ODPOWIEDZ