Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Nowa wkrętka nerwicy czy temat na terapię?

Forum poświęcone: nerwicy lękowej, atakom paniki, agorafobii, hipochondrii (wkręcaniu sobie chorób), strach przed "czymś tam" i ogólnie stanom lękowym np. lęk wolnopłynący.
Możesz dopisać się do istniejącego już tematu lub po prostu stworzyć nowy.
Tutaj umieszczamy swoje objawy, historie, przeżycia. Dzielimy się doświadczeniami i jednocześnie znajdując ulgę dajemy innym pocieszenie oraz swego rodzaju ulgę, że nie są sami.
Awatar użytkownika
Olalala
Dyżurny na forum Odważny VIP
Posty: 1858
Rejestracja: 17 grudnia 2015, o 08:36

31 sierpnia 2017, o 14:56

Ardiano K-ce pisze:
31 sierpnia 2017, o 11:46
Olalala pisze:
31 sierpnia 2017, o 11:37
Ardiano K-ce pisze:
31 sierpnia 2017, o 10:57
Wiara w "Boga "jako tako, jest ślepa. Ludziom się wydaje, że ktoś z góry na nich patrzy i każe za "złe "uczynki "co jest kompletną bzdurą. Jedyne co jest to to, co jest. Zawsze ktoś umiera, ktoś choruje itp. Nikt tego nie planuje a los rozdaje ślepo.

Ardiano, myślę jednak, że pisanie mi takich rzeczy wiedząc, że jestem osobą wierzącą jest nie na miejscu. Wiem, że masz dobre chęci, ale sam zadaj sobie pytanie czy Twoja odpowiedź w jakikolwiek sposób będzie mi pomocna?

Myślałam o osobie duchownej, ale właśnie takowej nie mam w otoczeniu I to też jest problem. Nie chce o tym rozmawiać z pierwszym lepszym księdzem, muszę mieć jakieś zaufanie do tej osoby.
Natalie1208 pisze:
31 sierpnia 2017, o 11:28
Hej :) Rzeczywiscie masz krzywy obraz Boga, bo On nie karze w taki sposób. Nietsety pobożność ludowa wykształciła gdzies takie przekonanie. Jeżeli jesteś osobą wierzącą, to myślę tak jak osoby powyżej- warto udać się na rozmowe do jakiegos sensownego duchownego. To naprawdę bardoz pomocne- sama mialam wiele krzywych obrazów dotyczacych wiary , których duzo wynikało po prostu z niewiedzy i światły kapłan okazał sie być tu niezawodny :)
Tak, zdaję sobie sprawę, że to jest fałszywy obraz Boga. Prawdopodbnie zbudowany na kanwie relacji z rodzicami. Pytanie czy muszę teraz przejść terapię żeby te zniekształcenia naprostować I wtedy naprostuje się też obraz Boga? Czy wystarczy sama rozmowa z kapłanem? Mam takie wrażenie, że mi te rozmowy nic nie dadzą. Pisałam raz z jednym kapłanem. Ja rozumowo to wiem, że to jest fałszywe. Ja bym chciała to natomiast czuć, "wiedzieć emocjonalnie".

I pytanie czy to nie są wkrętki nerwicowe?
Problem w tym ze ty zadajesz pytanie, ale chcesz usłyszeć juz taka odpowiedź, która w głowie sobie ustalilas. Ja pisze prawdę i nie opieram się na opiniach innych a własnych doświadczeniach. Daleko niektórym naprawdę do zrozumienia pojęcia "bóg "a póki co, jest to jak wyimaginowane bustwo, które człowiek sobie wymyślił. Nie ma dowodu na to, że ktoś lub coś takiego istnieje. Pisałem ci zawsze prawdę, jeśli ona cie rani, to dalej kontrolę ma nad tobą umysł, bo pilnuje twego przekonania.
Ardiano, mnie Twoja wypowiedź nie rani, ale nic też nie wnosi do dyskusji.
eiviss1204 pisze:
31 sierpnia 2017, o 12:09
Ola cos Ci powiem. Przede wszystkim musisz zauwazyac taki oto fakt,ze majac nerwice jesli ogarniasz jakas juz powiedzmy rzecz niech to bedzie hipochondria to nie oznacza,ze Twoj stan lękowy wygasl bo poradzilas sobie z natretami hipochondrycznymi. Nastepuje wtedy taki zwrot ze nerwica atakuje inne Twoje wartosci i jest to normalne....Ty musisz zauwazyc i zrozumiec wlasnie ten mechanizm. Jesli juz na czyms Ci nie zalezy i masz to gdzies to co z nerwica ? Przeciez nie bedzie atakowac wartosci ktore przestaly byc dla Ciebie wazne. Mowie to z wlasnego doswiadczenia bo ja przeskakiwalam z rakow na choroby psychiczne,na poczacie winy bo cos tam kiedys. Traktuj to wszystko jaki jeden zbior wymyslow nerwicowych.
Poza tym nerwice masz juz dluzszy czas dlatego Ty juz sama przyyklas jak wiekszosc ludzi na forum do takiego stylu zycia na zasadzie wymyslania sobie natretow na sile,albo uczepienia sie jakiejs mysli. Oczywiscie nerwica zakrywa pewne problemy jakie masz w zyciu codziennym czy to poczucie winy,ktorego nie pozbylas sie w zyciu - nie zrozumialas,czy to unikanie odpowiedzialnosci jak np jest u mnie,a nerwica jest swietnym tematem zaspepczym. Jesli nie czujesz ie na sile by pojsc na terapie ukierunkowana w strone rozgrzebywania dziecinstwa to nie idz,ale sama spoboj zauwayc co robisz takiego zlego w zyciu ze doprowadzilo Cie to do takiego stanu w jakim jestes,bo bez powodu nie znalazlas sie na forum.
I jeszcze raz zacznij zauwayzac natrety jakie wystepuja w Twojej glowie i je zaakcptuj powtarzaj jak mantre " Ok mam neriwce narazie tak bedzie i musze sobie z tym poradzic trudno niech bedzie..." i zajmij sie innymi sprawami plus sluchanie chlopakow jesli jest taka potrzeba to ciagle.

Adriano Twoje przekonania mam wrazenie ze to taka dla Ciebie prawda absolutna,a nie wazne w co kto wierzy czy w osho czy w boga czy w makaronowego potwora - Jesli zyje Ci sie w takim przekoanniu to super i trzeba umiec akceptowac,byc tolerancyjnym bo to jest wszystko w psychice i nie ma to znaczenia w co wierzysz.

Pozdrawiam serdecznie :)

P.S Ola nadal w nerwicy traktujesz pewne sprawy wybiorczo :) pisze to kolejny raz,ale chce zebys wziela to do serca :friend: :friend:
[/center]
eiviss rozwiń to proszę w jakim sensie wybiórczo? Chodzi Ci żeby spojrzeć na to jako na całokształt?

Mi się wydaje, że własnie biorę wszystko pod uwagę I nie wiem do końca, czy wrzucanie wszystkich myśli lękowych do wora nerwica i ich ignorowanie jest ok. Dla mnie czymś innym jest nieuzasadniony lęk przed chorobami I pracowanie nad zmianą nawyków, a czym innym skąd w ogóle wziął się ten lęk, dlaczego akurat myśl o karze bożej się pojawiła. Co ciekawe ta myśl o karze bozej łączy mi się w głowie z ukaraniem mnie za to, że będę sobą. I to mnie prowadzi do myśli o relacjach rodzinnych I o tym, że we własnym domu nie mogłam czuc się bezpiecznie z własnymi emocjami. Więc myśl to jedno, a powód to drugie I co w związku z tym? Czy samo zignorowanie pomoże? Staram się na to spojrzeć szerzej, a nie tylko z punktu widzenia divoviców.

Mam mętlik, bo myślałam, że to znowu kolejne nerwicowe gówno I tak to do tej pory traktowałam, a potem naszły mnie wątpliwości, że może powinnam przejść jakąs gruntowną terapię skoro takie myśli mogę ze zniekształconego obrazu Boga opartego na takich a nie innych relacjach rodzinnych. Dlatego założyłam ten wątek.

Nie mam w życiu czegoś przed czym mogłabym uciekać, jeśli chodzi o tematykę zastępczą. Bardziej mi się wydaje, ale to moje zdanie, że to już jakaś forma przyzwyczajenia do zaburzenia. Tak jak właśnie sama napisałaś. Mozolna to robota przestawić umysł na inny tor I nauczyć innego funkcjonowania.

Chciałam własnie znać Wasze różne opinie. No I sa różne w sumie. Jedni piszą o kapłanie, Ty to traktujesz jako kolejny natręt.

Co do terapii dot. dzieciństwa to temat rzeka. Mam złe doświadczenia z terapią psychoanalityczną, która mało mnie nie doprowadziła do szpitala. Tyle w temacie. Nie chodzi tutaj o to czy ja się czuję na siłach czy nie. Terapię trzeba umiejętnie dopasować pod osobę I problem.

różyczka pisze:
31 sierpnia 2017, o 14:48
Ola, ja z nerwicą eklezjogenną zaczynałam. Znam tematy lęku przed karą, jak i w sumie wszystko inne co się gdzieś na forum pojawiało związane z religią.

Powiem tak. W KK temat cierpienia, tego że życie na ziemi jest jedynie przygotowaniem do prawdziwego życia - to główne tematy. Uczęszczając do kościoła jesteśmy niejako "poddawani" różnym tematom przedstawianym z punku widzenia (subiektywnego) duchownych. Mnie np. nieźle nastraszono jak byłam młodsza co poskutkowało tym, że wiele nerwicowych koników usytuowało się właśnie w religii.
Prawda jest taka, że jesteśmy różnie odporni . Niektórzy jednym uchem wpuszczą drugim wypuszczą. A niektórzy, ze skłonnościami do nadmiernych analiz, lęku- po prostu się przejmą. I myślę, że u Ciebie takie myślenie i analiza to jest nerwicowe. Ale nie możesz się na tym lęku skupiać.

Ja idąc do kościoła np. teraz bardzo się boję. Zwłaszcza, że mam ogromny strach przed chorobą aktualnie. I boję się, że Bóg mi zesle chorobę. A ja w wizji "dobrego katolika", muszę to wszystko przyjąć i jeszcze być szczęsliwa, bo trzeba cierpieć. Trochę to przekoloryzowałam teraz, ale też jestem świadoma że mam nieprawidłowy obraz Boga.

Wszystko zależy od tego, w jakiego Boga chcemy wierzyć. Czy wizja kar, chorób i życia w lęku danej osobie odpowiada. Osobiście uważam, że warto wierzyć, że Bóg chce dobra i zdrowia. I że choroby od niego po prostu nie pochodzą ;)
Dzięki różyczko za zabranie głosu w temacie. Wiesz mam własnie mętlik dotyczący tego co jest przedstawiane czasami w Kościele I własnych natrętów. Problem w tym, że ja nie wiem jak mam poznać Boga, który nie karze I którego nie musiałabym sie bać....ehhh.
Awatar użytkownika
katarzynka
Dyżurny na forum Odważny VIP
Posty: 2938
Rejestracja: 20 czerwca 2016, o 20:04

31 sierpnia 2017, o 16:09

Olu, ja Cię zachęcam do rozmowy z kapłanem. Dla mnie jako dla osoby głęboko wierzącej depresja na którą zachorowałam kłociła się z tym, co wyznaje. No bo jak, wierząc w Boga a jednocześnie mieć myśli samobójcze, modlić się o śmierć? Czułam się niegodna Boga, wstydziłam się przekraczać próg Kościoła, bo miałam wrażenie, że jestem fałszywa w tym w co wierzę, a co myślę. Utożsamiałam się z myślami, spowiadałam się z nich. I wiesz co się stało? Poszłam do spowiedzi, trafiłam na wspaniałego kapłana, powiedziałam mu to wszystko i zamiast potępienia usłyszałam najpiękniejsze słowa na ziemi. To był przełom, spłakałam się przy konfesjonale, ale odtąd myśli powoli ustępowały. I od 5 lat zero samobójów. Na pytanie jak się tego pozbyłam nie ma odpowiedzi, po prostu Ktoś mi je zabrał. Polecam Ci taką szczerą rozmowę z duchownym, ale musisz otworzyć swoje serce. Szukaj kapłanów charyzmatyków, którzy posługują modlitwą o uzdrowienie.
jeśli życie sprawia, że nie możesz ustać, uklęknij.

nie mów Bogu, że masz wielki problem. powiedz swojemu problemowi, że masz wielkiego Boga.
Awatar użytkownika
Natalie1208
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 436
Rejestracja: 17 maja 2017, o 13:39

31 sierpnia 2017, o 16:18

katarzynka pisze:
31 sierpnia 2017, o 16:09
Olu, ja Cię zachęcam do rozmowy z kapłanem. Dla mnie jako dla osoby głęboko wierzącej depresja na którą zachorowałam kłociła się z tym, co wyznaje. No bo jak, wierząc w Boga a jednocześnie mieć myśli samobójcze, modlić się o śmierć? Czułam się niegodna Boga, wstydziłam się przekraczać próg Kościoła, bo miałam wrażenie, że jestem fałszywa w tym w co wierzę, a co myślę. Utożsamiałam się z myślami, spowiadałam się z nich. I wiesz co się stało? Poszłam do spowiedzi, trafiłam na wspaniałego kapłana, powiedziałam mu to wszystko i zamiast potępienia usłyszałam najpiękniejsze słowa na ziemi. To był przełom, spłakałam się przy konfesjonale, ale odtąd myśli powoli ustępowały. I od 5 lat zero samobójów. Na pytanie jak się tego pozbyłam nie ma odpowiedzi, po prostu Ktoś mi je zabrał. Polecam Ci taką szczerą rozmowę z duchownym, ale musisz otworzyć swoje serce. Szukaj kapłanów charyzmatyków, którzy posługują modlitwą o uzdrowienie.
o ! no to ja też mogę się podizelić podobnym doświadczeniem co Kasia. Kiedy miałam juz apogeum myśli samobójczych, bez zastanowienia pobiegłam do proboszcza mojej parafii ( nie jest to charyzmatyk, ale modlitwa wstawiennicza każdego księdza ma taką samą "moc"). Chwile porozmawialismy i pwoiedział że po ludzku niewiele moze mi pomóc, ale ze pomodli się nade mną i ze mną. Położył mi dłonie na głowę, jakiś czas modlił się w ciszy, a później wspólnie odmówiliśmy "Ojcze Nasz". Wyszłam z tego spotkania juz dużo spokojniejsza, a moje myśli samobójcze mozna rzec że niemal znikły, w proównaniuz tym jak mnie dręczyły przed tym zajściem. Oczwiscie można ten fakt tłumaczyć na różne sposoby, ale piszę to jako osoba wierząca i myślę ze dla innych osób wierzących moze być to ważne i potrzebne :)
user009
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 336
Rejestracja: 8 lutego 2017, o 15:03

31 sierpnia 2017, o 16:29

Olalala pisze:
31 sierpnia 2017, o 09:45
Słuchajcie, mam takie pytanie. Jako, że dosyć nieźle radzę sobie z hipochondrią, nie wiem czy idę w dobra stronę jeśli chodzi o inne lękowe tematy. Może naświetlę szerzej temat.

Gdy moja nerwica już trwała (2 lata temu), ale w umiarkowanym stopniu, umarła moja bratowa. Wtedy moja nerwica przeszła ze stanu umiarkowanego w stan hiperlękowo-napięciowy z pytaniami o sens tej śmierci, bożą karę, strach przed śmiercią w młodym wieku. Od tego momentu co rusz wraca mi w głowie lękowe pytanie czy Bóg też mnie ukarze I szybko umrę. I teraz mam zagwózdkę, bo sama nie wiem jak podejść do tej mysli. Jestem osobą wierzącą I gdzieś to wszystko jest dla mnie jakieś wykoślawione. Już sama myśl, że odczytałam tą śmierć jako bożą karę wskazuje na jakieś zniekształcenia w moim obrazie Boga I wiary. Trochę się już w tym gubię, bo nie wiem czy traktować to jako kolejną lękową myśl, która nie chce mi dać spokoju żeby utrzymać stan zagrożenia czy coś jest na rzeczy I powinnam pójść np. na terapię (dotyczącą choćby nerwicy eklezjogennej).

Czy ktoś miał jakieś podobne doświadczenia? Sama nie wiem co z tym zrobić. Boję się troche terapii typu psychodynamiczna (uczęszczałam na takową I zrobiła w mojej głowie sieczkę). Nie wiem czy wikłać się w to, czy zaś szukanie przyczyn, analizowanie nie pogłębi lękowych analiz. Z druiej strony może tego właśnie potrzebuje? Może coś jest nie halo? Bo ja widzę, że coś nie gra, że są jakieś zniekształcenia w kwestii wiary.

Jak sobie z tym poradzić?
Czytałem tylko ten post w temacie, ale sprawa jest prosta.
Wierzysz - no Bóg tak chciał, Bóg tak zaplanował, wstaw co innego.
Nie wierzysz - No taki jest los

I z tym cały natręt, problem z ludźmi, którzy mają już rozwinięta nerwice, to każde złe, głupie przemyślenia, wrzucają już do myśli lękowej, później sami nadajecie wartość, że to myśl lękowa, której należy unikać i nawet nie możecie sobei normalnie o czymkolwiek pomyślec.
Albo poczytać z dystantem o schizofrenii, czy stwardnieniu rozsianym xD
Gdyby ludzie dostając nerwicy od razu wierzyli diagnozie *tak jak u mnie GP powiedział NERWICA(nie ważne jak to nazwał DD, nerwica, na jego wiedze to nerwica)i o niej zapominali, nie bawili się w terapie, to myśle że sama nerwica przechodziła by dość szybko(pomijam zaburzenia osobowości).
I teoretycznie terapie itp, forum wszystko jest pomocne, ale jak za bardzo zaczynamy z tym wiercic utożsamiać się z tym stanem, to to nigdzie nie idzie, ta łatka zaburzonego nawet jeśli nie na zewnątrz tylko w głowie itp itp.

Dobra czego chciałabyś się dowiedzieć na psychodynamicznej? Na psychodynamicznej musi być płacz i krzyki, po których to wyłądowaniach emocji następują wnioski, problem jest jeden, dla mnie to byłaby idealna terapia i o dziwo dobrze prowadzona działa też natręty, ale jakbym miał ją 3 razy w tygodniu, bo z tego tworzą się kolejne kolejne ruminacje i znając CBT, możesz wrzucić to w lęk, a co jeśli problem jest realny? i teraz masz zagwodzke CBT czy psychodynamiczna xD? Nigdy do tego nie dojdziesz i sam widzę to po sobie, mniej forum, mniej analizy.
Przecież to jest lękowe, ruminacyjne 'a co powinnam z tym zrobić?' dyskutujesz z myśla pójde na psychodynamiczna, po chwili jest kolejna 'a co jesli na psychodynamicznej znow pokrecą mi z mózgu?' itp itp.
Każde pytanie "a co jeśli", 'a czy aby na pewno" "ale ?" powinno się generalnei ignorować, weź pod uwage że nadal masz nerwice.
Problemy typu "Co tu zrobić !?" "Jak to zrobić?" dot. typowo życia, no to sa problemy, resztą może Ci dość szybko przejść.
Szczerze staraj się rozwiazywać problemy jak chłop, ale nie chłop z nerwica :D
Wierzysz, nie wierzysz krótka piłka.
Awatar użytkownika
pudzianoska
Dyżurny na forum Odważny VIP
Posty: 301
Rejestracja: 24 października 2016, o 21:37

31 sierpnia 2017, o 17:23

Temat trudny, ale ciekawy.
Nie jestem autorytetem, obecnie przezywam kryzys wiary. Jednak kiedy przeczytałam Twoje posty, stwierdziłam, że postawa pt.: boję się kary Bożej, nie jest niczym wyjątkowym. Nie wiem jak Ty, ale ja od wielu ludzi (głównie starszych) słyszałam wypowiedzi typu- "o, Pani X. umarł mąż, a wcześniej źle się prowadziła - Bóg ją pokarał. Albo - "Pan Bóg nierychliwy, ale sprawiedliwy". Poza tym, nawet na religii uczyliśmy się, że - Bóg za dobre wynagradza a za złe każe. Nie trudno więc, po połączeniu tej ludowej wiedzy o Bogu z pełnymi strachu i "bojaźni bożej" kazaniami wygłaszanymi na ambonie, wszystko skwitować stwierdzeniem - Bóg Cię ukaże, jeśli będziesz nieposłuszny/a. Lub jeszcze lepiej - kogo Bóg kocha, tego doświadcza. Aj, jakiż kochany ten nasz Bóg, dziad maruda i mściciel. Co więcej, nawet lektura ST bez gruntownej wiedzy o kontekście, historii, przypisach, odniesieniach do używanych tam sformułowań, mogłaby nastręczyć człowiekowi wątpliwości, co do dobra i miłosierdzia Boga. Skąd więc czerpać wiedzę? Najlepiej od "mądrzejszych" w tym temacie. Ja zachęcam Cię do zapoznania się z tymi nagraniami o. Szustaka - https://www.youtube.com/watch?v=y-gqg7BJWho oraz https://www.deon.pl/161/art,1209,adam-s ... omaga.html

Poza tym ks. Jan Kaczkowski często pisał o cierpieniu, wiele osób zadawało mu pytanie, jak je rozumieć. Jako karę? W jednym z wywiadów powiedział: "Odbieram raka jako zrządzenie losu. Podkreślam: „losu”, a nie Pana Boga. To po prostu przypadek. Ja jestem z zawodu bioetykiem i wiem, jak się tworzą nowotwory. Chodzi o mutację komórki i nie ma tutaj żadnej prawidłowości, wzoru czy powodu. Nigdy nie pomyślałem, że to jakaś boska kara, że Bóg nie ma nic innego do rooty, tylko siedzi na chmurze i mówi: „Kaczkowski, twoja gęba mi się nie podoba, będziesz miał raka!”. Natomiast w jednej ze swoich książek pisze: „Fundamentalnie nie zgadzam się jednak z ludowym przekonaniem, głoszącym „Kogo Pan Bóg kocha, temu krzyżyki zsyła”. Ks. Tiszner twierdził, że cierpienie raczej nie uszlachetnia, a jeżeli ktoś mi mówi z pozycji kaznodziei: „Złącz swoje cierpienie z cierpieniem Chrystusa”, mam mu ochotę opowiedzieć historię o wężu, czyli: sss…
I właśnie wspomniany w cytacie Tishner miał kiedyś powiedzieć: Do prawdy dochodzi się rozmaitymi drogami. Przyznajmy, że są takie prawdy, do których dochodzi się również poprzez męczeństwo. Jedną z takich prawd jest prawda, że cierpiąc, cierpimy z Chrystusem. (…) Niemniej nie cierpienie jest tutaj ważne. Nie ono dźwiga. Wręcz przeciwnie, cierpienie zawsze niszczy. Tym, co dźwiga, podnosi i wznosi ku górze, jest miłość”.

Bardzo często teologowie mówią o cierpieniu, chorobach, śmierci jako o skutku grzechów wszelakich, począwszy od grzechu pierworodnego. Po prostu wierzący uważają, że na "tym" świecie jest cierpienie. I będzie. I nie ma żadnego wzoru, który by pozwolił określić jakie kogo spotka, albo czy i kogo ominie. W "przyszłym" świecie ma go nie być, tak samo jak i śmierci. Pytanie jakie się nasuwa i na które nikt nie umie odpowiedzieć, jest takie - Dlaczego Bóg tak rzadko (jeśli w ogóle) dokonuje cudów, dlaczego dopuszcza do cierpienia. No, dlaczego?

Ja często złoszczę się na Boga i mu wymyślam. Kiedy mam mega kryzys, mówię np. - Nie mam pojęcia, czemu pozwalasz mi tak cierpieć. Czemu pozwalasz mi odczuwać tak ogromny lęk. Nie proszę Cię o cud. Ale niech to doświadczenie, które jest moim udziałem przyda się komuś lub mi samej. Niech wyniknie z niego jakieś dobro.

Kiedy zaczęła się moja przygoda z nerwą i jeszcze nie wiedziałam dokładnie, co się ze mną dzieje oraz byłam pewna, że zabija mnie śmiertelna choroba, moją głowę zalewały myśli - "Bóg Cię kocha, jesteś wierząca, więc musisz cierpieć. Może przez Twoje cierpienie dojdzie do np. nawrócenia Twojego biologicznego ojca itd". Z drugiej strony myślałam, że to jakaś kara - np. za to nie umiałam zrozumieć nerwicy mojej mamy. Cały czas miałam w głowie ten shit. Nawet szukałam jakiś cudownych modlitw o uzdrowienie i ryczałam do Boga, żeby jednak mnie jeszcze nie uśmiercał.

Czy Twoje myślenie o karze jest nerwicowe? Nie wiem.Sama wiesz najlepiej, czy towarzyszy temu lęk, czy są to myśli natrętne, czy wysysają z Ciebie radość, szczęście. Jeśli tak, to może nawet nie sam przedmiot myśli, ale ich natężenie i ładunek emocjonalny jakie niosą jest nerwicowy. Jednak moim zdaniem samo przeświadczenie, że Bóg karze albo upatrywanie kary bożej w wydarzeniach życiowych nie jest problemem, a jedynie wynika z wtłoczenie Ci takiej prawdy o Bogu i świecie przez rodzinę/kościół itd. Ja sama często mierze się z takim myśleniem. Ale pytania jakie stawiam, są pytaniami, na które odpowiedź mogę znaleźć jedynie w bibli/kościele/u dobrego kapłana/wierzącego świeckiego, albo na które nie dostanę odpowiedzi nigdy. No może po śmierci ;p Może więc i Ty potrzebujesz swojego kierownika duchowego, który orientuje się w teologii i który pomógłby Ci zmienić sposób patrzenia na Boga i cierpienie? Myślę, że to jest jak najbardziej możliwe ;)
Boże, użycz mi pogody ducha,
Abym godził się z tym, czego nie mogę zmienić,
Odwagi, abym zmieniał to, co mogę zmienić,
I mądrości, abym odróżniał jedno od drugiego.

Jeśli nie otrzymujesz cudu, stań się nim.

https://wordpress.com/view/pudzianoska.wordpress.com
Awatar użytkownika
pudzianoska
Dyżurny na forum Odważny VIP
Posty: 301
Rejestracja: 24 października 2016, o 21:37

31 sierpnia 2017, o 17:31

Wybaczcie, nie mogę się pozbyć tego gównianego pogrubienia.
Boże, użycz mi pogody ducha,
Abym godził się z tym, czego nie mogę zmienić,
Odwagi, abym zmieniał to, co mogę zmienić,
I mądrości, abym odróżniał jedno od drugiego.

Jeśli nie otrzymujesz cudu, stań się nim.

https://wordpress.com/view/pudzianoska.wordpress.com
Awatar użytkownika
eiviss1204
Odburzony Wolontariusz Forum
Posty: 1291
Rejestracja: 2 stycznia 2017, o 16:22

31 sierpnia 2017, o 20:54

Widzisz tylko ta mysl nie wnosi nic do Twojego zycia obecnie bo powoduje lek i destabilizacje. Jasne trzeba umiec oddzielic mysli czysto hipochondryczne od np problemow z pewnoscia siebie bo te druga opcje trzeba w jakis sposob cwiczyc i stawiac sobie male wyzwania,aczkolwiek nie mozna tez robic z tej mysli netretu bo to nic wlansie nie wnosi i niczego nie zalatwia. Ja mam wlasnie to wrazenie ze po kilku latach to jest kwestia przyzwyczajenia. Ja moze nie jestem osoba wierzaca wiec inaczjej tez na to patrze,ale w nerwicy moje wartosci jesli chodzi o osobe tez bardzo cierpialy nie mowie tutaj o hipochondrii czy szalenstwie a np o to,ze podwazylam nawet to,ze jestem empatyczna osoba i tak naprawde jestem nic nie warta bylo dla mnie to w pewnym momencie bardzo ciezkie i bolalo mnie to. Nerwica rozgrzebuje wszystko od strachu przed przyszloscia jak i rzeczy wygrzebane z przeszlosci na nowo przzywanie i analizowane. Jestes osoba wierzaca wiec jest to dla Ciebie sprawa bardzo wazna,jesli da Ci to ukojenie idz do jakiegos kaplana ,porozmawiaj z nim,powiedz mu o wszystkim moze to Ci pomoze. Ja uwazam ,ze jesli mamy mysli ktore nas mecza,destabilizuja dzien,powoduja lęk to to są mysli natretne,w nerwicy trzeba nauczyc sie odpowiednio reagowac i nabrac dystansu do siebie jak i otaczajacego swiata, i jak wspomnialam czy pewnosc siebie,unikanie itp zaczac jakos zmieniac po trochu starac sie to ogarnac dla siebie,ale malymi krokami a nie wszystko naraz . Jesli nie chcesz isc na taka terapie to na nia nie idz,jestes dorosla kobieta i nie musisz tego robic jesli nie jestes gotowa.
Szukasz dobrych naturalnych kosmetyków? Lub masz jakiś problem skórny?
A może potrzebujesz kremu z magnezem, na zmęczoną skórę i zarazem duszę?

Obrazek Daj sobie prawo do relaksu i bycia coraz piękniejszą!
Pozwól sobie doradzić i zgłoś się do mnie :)
Awatar użytkownika
Zestresowana
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 457
Rejestracja: 6 listopada 2014, o 07:22

1 września 2017, o 14:39

Olalala, p o tym jak o tym piszesz, jak analizujesz, jak się nakrecasz i biorąc pod uwagę, że towarzyszy temu lek widać, z e to nerwicowe. Po prostu hipochondrie masz jako tako opanowana, to teraz się przerzucić na wiarę.
Pamiętaj, z e by wszystko wrzucać do jednego wora
Awatar użytkownika
Olalala
Dyżurny na forum Odważny VIP
Posty: 1858
Rejestracja: 17 grudnia 2015, o 08:36

1 września 2017, o 16:57

Zestresowana pisze:
1 września 2017, o 14:39
Olalala, p o tym jak o tym piszesz, jak analizujesz, jak się nakrecasz i biorąc pod uwagę, że towarzyszy temu lek widać, z e to nerwicowe. Po prostu hipochondrie masz jako tako opanowana, to teraz się przerzucić na wiarę.
Pamiętaj, z e by wszystko wrzucać do jednego wora
No staram się :-) myślę, że w tym jest tez dużo prawdy. Generalnie myślę, że ta myśl by się w mojej głowie w ogóle nie pojawiła albo nie z takim ładunkiem emocjonalnym (jak to pisała Natalia, taki nerwicowy ładunek emocjonalny) gdybym w momencie śmierci bratowej nie miała już nerwicy.
ewelinka1200
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 1050
Rejestracja: 27 listopada 2016, o 15:21

5 września 2017, o 21:03

A propo wkrecania sobie rzeczy co to jest w sumie co to znaczy,,spektrum spychoz,, ponic podobne objawy do nerwicy lękowe..wole zapytac was niz mam szpewrac w necie
Alpina86
Odważny i aktywny forumowicz
Posty: 221
Rejestracja: 23 maja 2017, o 21:27

5 września 2017, o 21:07

Co masz na mysli psychoza? Mysle ze znając temat nerwic to pewnie zastanawiasz sie czy nie masz psychozy. Prawdopodobnie kolejna wkrętka. Nerwica to są głupie mysli. Można sobie wkręcić dużo rzeczy.
fu*k it
Słoneczko1
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 21
Rejestracja: 3 października 2019, o 13:50

20 października 2019, o 21:38

Hej,

po depersonalizacji, derealizacji i myślach o bezsensie życia przyszły myśli religijne - lęk przed nieskończonością, lęk przed niebem, lęk przed tym, że znajomych ateistów tam nie będzie, potem przyszły wątpliwości - a co, jeśli Boga nie ma... lęk mi spada, radzę sobie coraz lepiej, ale cały czas w głowie są natrętne myśli dotyczące religii. Jak rozróżnić kryzys wiary od nerwicy? Mam z tym spory problem, bo jednego dnia czuję względny pokój w sercu, a kolejnego stwierdzam, że Boga jednak nie ma... czy ktoś miał podobnie? Jak rozróżnić nerwicę, myśli nerwicowe, natrętne, od własnych poglądów?

Psychoterapeutka radziła mi, żeby w tym stanie unikać wczytywania się, analizowania religijnych treści, żeby puścić te myśli, ale czasami nie umiem się powstrzymać :( I boję się, że naprawdę straciłam wiarę. Zawsze wierzyłam w Boga, wydawało mi się to naturalne, cieszyłam się pięknem świata, zdawałam sobie sprawę, że są pewne rzeczy w KK niejasne, ale ufałam Bogu. Teraz problem zła na świecie, kiedyś dla mnie naturalny - zło jest, bo nasz świat nie jest idealny, a ludzie mają wybór - stresuje mnie i wywołuje religijne wątpliwości :( Pojawiają się też myśli, czy to ludzie nie wymyślili Boga.

Gdy piszę te słowa, widzę w tym nerwicowy schemat, nerwicowe wątpliwości, pętlę lęku - natomiast poziom lęku ostatnio znacząco mi się obniżył (dwa miesiące temu dostałam silnego ataku paniki - załamania nerwowego, stwierdziłam, że życie nie ma sensu, doświadczałam dwa tyg. silnej DD), więc zaczynam wierzyć myślom, bo niekiedy nie czuję w ogóle lęku/jest on b. niski...
Awatar użytkownika
Roxon
Odważny i aktywny forumowicz
Posty: 38
Rejestracja: 24 czerwca 2019, o 14:54

20 października 2019, o 23:10

Hej ja miałem podobne myśli egzystencjalne. To typowe dla zaburzenia lękowego.. Nie wyjdziesz z tego póki nie dasz się mentalnie zabić... czyli nawet jeśli wszystkie moje najgorsze scenariusze by się sprawdziły to trudno jeśli mają przyjść niech przyjdą... jak nic nie ma to niech nie będzie tego tu i teraz ... tak sobie myśl ... i zobacz co się stanie ;]ps nie stanie się nic bo czy o tym myślisz czy nie i tak nie dostaniesz odpowiedzi na temat boga wiec trzeba żyć dalej i wierzyć że jest tak jak przed zaburzeniem ;]
Awatar użytkownika
Roxon
Odważny i aktywny forumowicz
Posty: 38
Rejestracja: 24 czerwca 2019, o 14:54

20 października 2019, o 23:11

ps i nie bój się czytać niczego sie nie bój jeśli książka jest ci w stanie zrobić coś złego to niech to zrobi tu i teraz ;]
ODPOWIEDZ