Byłem tu zawsze jako bierny obserwator i słuchacz nagrań. Dzisiaj chciałbym zamieścić post.
Od zawsze wysoko wrażliwy.
OCD było ze mną z mniejszymi lub większymi epizodami przez 10 lat. Dyktowało mi to jak mam żyć, jak mam myśleć, co mam robić. Traciłem przez to związki, pasje, znajomych, zdrowie i pieniądze.
Mój konik w stanach totalnie zaostrzonych to lęk przed treściami homo i tym, że stanę się homo. Czyli klasyk!
Dwa lata temu silny nawrót, pada decyzja o świadomym leczeniu, czyli: terapia, autoterapia, leki, zmiana trybu życiu, zmiana sposobu odżywiania. Totalne przebiegunowanie.
Dzisiaj mogę powiedzieć, nie mam nerwicy. Terapia dawno zakończona, leki odstawione.
Ogrom włożonej pracy, wzięcie swojego życia we własne ręce sprawiły, że czuję się wolny.
Co czuje jako odburzony? W zasadzie to nic szczególnego. Nauczenie się żyć w tej normalności wydaje się trudniejsze niż samo odburzanie


Nie będę opisywał swoich zmagań, przeżyć czy objawów. Nie mniej, każdemu z Was życzę powrotu do zdrowia. Małymi łyżeczkami, krok po kroku róbcie swoje. Chwalcie się za małe sukcesy, nie biczujcie się za gorsze dni.