Minusy archeologii:
- bardzo częste i długotrwałe wyjazdy w teren, duże trudności związane z życiem prywatnym (związek, dom, rodzina)
- niewielkie szanse na stałą i dobrą pracę w zawodzie, jedynym konkretnym źródłem zarobków jest własna firma archeologiczna (czyt. prace sezonowe przy autostradach)
- bardzo niskie zarobki, życie na poziomie niższym jak przeciętny (czysto fizyczna praca w bardzo ciężkich warunkach)
- narażenie na zarazki, alergie, inne choroby (grzybica płóc, problemy z kręgosłupem)
- z pewnością niezrozumienie ze strony społeczeństwa ("jak może być takim brudasem", "śmierdziel, mógłby się wreszcie umyć")
Miałem konkretne ambicje - chciałem zostać wykładowcą, zajmować się konkretną specjalizacją - wczesne średniowiecza i epoka wikińska, prowadzić wykopaliska w Skandynawii - ale jak się okazuje są to nierealne marzenia - jedynie BBC czy magazyny takie jak National Geographic tworzą fantastyczne wyobrażenie pracy archeologów - rzeczywistość jest inna.
Fragment wypowiedzi absolwentki archeologii:
Nie chce żyć na takim "poziomie".To był najgorszy wybór w moim zyciu. Niestety, najgorszy i najprawdopodobniej najbardziej brzemienny w skutkach.
Przez wiele lat tkwiłam na stanowisku, że archeologia to moja zyciowa pasja i nie straszne mi wiatr, grad, opisywane tutaj już karaluchy, ani tułaczka po Polsce ze stanowiska na stanowisko. Żyłam tak przez wiele lat. Między sezonami gorączkowe szukanie pracy, życie na walizkach, w zimowych miesiącach skomlenie do rodziców o zapomogę. Wydawało mi się, że pasją i fascynacją się wykarmię i zapewnię sobie byt. Skończyło się na dolegliwościach kręgosłupa, wierceniu w kolanach, pęcherzu w strzępach - a najlepsze, że praca na umowę o dzieło nie dawała mi ubezpieczenia, więc chorowałam na swój koszt. Wyobraźcie sobie, jak to jest, zarabiać ok. 2 tys. na rękę (przez zaledwie kilka miesięcy w roku!) i musieć płacić za prywatne wizyty u lekarza.
Skończyłam jako sfrustrowana osoba, już za moment w średnim wieku, bez emerytury (praca na umowę o dzieło przez wiele lat), bez możliwości praktycznie podjęcia stałej pracy (bo wszyscy rekruterzy mówią "Zaraz pani nam ucieknie na jakieś wykopaliska, nie możemy sobie pozwolić na zatrudnienie pani, bo jest pani niewiarygodna ze swoim wykształceniem i CV"), a także bez rodziny - bo przez młode lata, zamiast dbać o zycie prywatne, ciągle byłam w rozjazdach.
Oto obraz archeologa: bezrobotny, schorowany, bez świadczeń społecznych, samotny.
Nie popełniajcie mojego błędu.
Kompletnie nie mam pojęcia co robić - teraz zastanawiam się jeszcze nad dziennikarstwem i jako drugi kierunek kulturoznawstwo - nie wiem dlaczego tak jest, ale mam wrażenie, że kompletnie nie wiem kim jestem - odkąd mam depersonalizacje. Chciałbym (i w sumie muszę, czas nagli) konkretnie się określić - ukierunkować - ale nie potrafię. :/
Wiem co mnie interesuje - ale nie potrafię jakoś siebie z tym zidentyfikować.
Nie wiem kim jestem, kim chce być, co chce robić w życiu - powoli mnie to wykańcza.
Czuje się tak jakbym rzeczywiście stracił samego siebie - de - personalizacja. :/
-- 3 marca 2012, o 02:55 --
Archeologia w rzeczywistości już nie jest tak intrygująca - nie chce tak pracować, w dodatku za zarobki, z których nie będę w stanie się nawet utrzymać - nie mówiąc o rodzinie.
http://www.youtube.com/watch?v=HYj6tGi8 ... re=related :/
http://www.youtube.com/watch?v=xUFAx5iTkSI
http://www.youtube.com/watch?v=zF6K6GDB ... re=related
-- 3 marca 2012, o 02:58 --
W teorii jest to coś fascynującego - ale w praktyce, to nie jest to - co chce w życiu robić.
Chciałem iść w stronę kariery naukowo badawczej - ale zostanie wykładowcą, udział czy prowadzenie konkretnych wykopalisk - w konkretnych miejscach i związanych z daną specjalizacją - jest utopią.
-- 3 marca 2012, o 03:04 --
Może rzeczywiście dziennikarstwo i kulturoznawstwo jest lepszym wyborem ?
To jest raczej jedyna alternatywa.