Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Nie wiem jak zacząć odburzanie.

Forum poświęcone: nerwicy lękowej, atakom paniki, agorafobii, hipochondrii (wkręcaniu sobie chorób), strach przed "czymś tam" i ogólnie stanom lękowym np. lęk wolnopłynący.
Możesz dopisać się do istniejącego już tematu lub po prostu stworzyć nowy.
Tutaj umieszczamy swoje objawy, historie, przeżycia. Dzielimy się doświadczeniami i jednocześnie znajdując ulgę dajemy innym pocieszenie oraz swego rodzaju ulgę, że nie są sami.
SCF
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 888
Rejestracja: 1 grudnia 2013, o 09:57

20 grudnia 2016, o 17:08

Może dla ciebie ten lęk jest najgorszy ale tak jak ktoś tu stwierdził wystarczy że się wyśpisz i wiele zmieni się o 180 stopni.

Jeśli o mnie chodzi to ja nawet specjalnie nie zastanawiam się nad tym, nie wkręcam sobie żadnych chorób, wiem, że tak już miałem raz i to minęło, ale to też nasilenie tego było jednak mniejsze i krócej to trwało. Za każdym razem wraca i za każdym razem w coraz większym nasileniu.
Pomimo że ja na prawdę większość dnia coś non stop robię, gadam z ludźmi itp. to to NIC nie pomaga.
NIC mi nie pomaga mówienie sobie że to minie, nie czuję się od tego ani krztę lepiej.
Przygnębia mnie wszystko, o czym pomyślę to budzi we mnie lęk pommeszany z przygnębieniem i zniechęceniem.
Męczy mnie to leżenie w łóżku kiedy próbuje spać, męczy mnie to że muszę wstać z łóżka, męczy mnie to że muszę iść do pracy męczy mnie to jak z niej wracam do domu. Wchodzę do domu to jeszcze większego przygnębienia łapię że w nim jestem. Idę spać to też mnie przygnębia. Jak mam wolne to też mnie to dobija cały ten dzień. Ostatnio opmyślałem że pójdę do kościoła to doda mi to otuchy ale nic z tego bo jeszcze bardziej mnie doje@@ło.
Nie czuję w ani 1% zadowolenia, uciechy, optymizmu. Myślę o świętach to ogarnia mnie przerażenie że będę musiał siedzieć z ludźmi i męczyć się z całch sił udając że jest ok.
Biegać nie mogę bo ostatnio non stop choruję a nawet jak jestem zdrowy to przebiegnę trochę i tracę całkowicie siły i chęć do tego biegu.
Przepraszam, ale mam jakiś dziś już totalny kryzys. Chciałbym wziąć tabletkę i zasnąć, żeby nie myśleć chociaż przez chwilę.
martynka
Odważny i aktywny forumowicz
Posty: 390
Rejestracja: 10 marca 2014, o 22:12

20 grudnia 2016, o 21:40

SCF ja rozumiem, że masz kryzys, widać to po Twoim poście, ale uwierz, że użalaniem nad sobą nic nie zmienisz, całe to forum miewało lub miewa nadal kryzysy. Spinasz poślady i jedziesz z koksem, nie daj się wmanipulować nerwicy. Masz wszystko na forum, Poprostu wszystko. Daj sobie czas, otocz się wyrozumiałością do kryzysów, daj im być, nie wściekaj się. Będzie lepiej na pewno
SCF
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 888
Rejestracja: 1 grudnia 2013, o 09:57

20 grudnia 2016, o 23:03

Wiem, przepraszam. Już po prostu nie wytrzymałem. Wydawało mi się że te techniki które poznałem okażą się skuteczne w walce z kolejną falą lękowo-depresyjną a tu zonk pomimo początkowego dobrego nastawienia i przekonania że sobie poradzę całkiem się rozsypałem.
Ale będę próbował dalej.
Awatar użytkownika
niepojęta
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 141
Rejestracja: 23 lutego 2015, o 22:28

20 grudnia 2016, o 23:11

SCF, bo to nie wyrabia się z dnia na dzień. Te techniki działają, zapewniam Cię, ale musi minąć odpowiednia ilość czasu, umysł musi przyswoić nową wiedzę po tylu latach błędnego myślenia. Bardzo dobrze,że będziesz próbował dalej, to najważniejsze, a zapewniam Cię, efekty przyjdą w najmniej oczekiwanym momencie :)
"Zostaw przeszłość za sobą, a uwolnisz umysł"
"Nie bój się bać, to przecież ludzka rzecz. Odwagą jest spojrzeć lękowi prosto w oczy"
"Nie wypieraj myśli. Myśli są przelotne, a wypieranie ich powoduje frustrację. Akceptacja, dystans, najtrudniejsza sztuka w drodze do sukcesu"
"Chwyć byka za roki zanim on zdąży chwycić Ciebie"
"Dopóki walczysz jesteś zwycięzcą"
"Wszystko zależy od nastawienia. Każda sytuacja może wyglądać strasznie, jeśli żyję się w lęku"
Awatar użytkownika
kratka74
Odważny i aktywny forumowicz
Posty: 61
Rejestracja: 12 grudnia 2016, o 12:17

21 grudnia 2016, o 16:48

Melduję, że u mnie lepiej.Troszkę wprawdzie ale to już coś. Lęk się trochę wyciszył.
SFC,przeczytałam Twojego posta i wiesz co? Ja się czuje tak samo.Tylko dla mnie to w sumie normalka już od lat. Stwierdziłam ,że taka już jestem, ożywam tlyko w momentach dla mnie ciekawych-nowy facet,jakies uczucia,oczekiwanie na dziecko...no cos się dzieje. Codziennosc mnie przygnębia,nie ma dnia zebym nie myslala o śmierci i ,że po co mi to wszystko. wstawac się nie chce ,no nic sie nie chce.Ale mimo wszystko kocham świat ludzi lubię się usmiechać-chociaż tez nie mam na to ochoty. Jednak skoro ty czujesz ze czasami jest inaczej( a jak jest wtedy?-możesz góry przenosić?) to faktycznie pewnie czujesz roznice miedzy tym jaki byles a jaki jesteś. Mimo wszystko popatrz -żyjesz funkcjonujesz pracujesz-uwierz mi może być gorzej. Proszę zwróć uwagę na to czy w okresach dla ciebie lepszych nie jesteś zbyt radosny bo wtedy być może masz depreche typu góra dól. Znam takich ludzi chociaż u nich ten dól to faktycznie jest mega dół. Ale to się nieźle leczy.Mam nadzieje ,że dziś czujesz się już lepiej a to ,że się wyżaliłes wczoraj to chyba tylko na plus.To normalne ,że czujesz się zle i chcesz komus o tym opowiedzieć.

-- 21 grudnia 2016, o 16:48 --
A z tymi świętami to rozumiem Cię bardziej niż myślisz...
SCF
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 888
Rejestracja: 1 grudnia 2013, o 09:57

21 grudnia 2016, o 19:59

Jak od lat myślisz o śmierci to z pewnością nie jest w porządku i nie wydaje mi się żeby ktoś taki był i już. A co na terapii mówili na to ?
Jeśli od lat masz niechęć do wszystkiego tzn że nie masz tak od urodzenia, a od kiedy ? Musisz więc pamiętać czasy jak było ok.
Jeśli mówisz że coś lubisz ale nie masz na to ochoty to nie jest to wzajemnie sprzeczne ?...

Trochę tego nie rozumiem jak może cieszyć coś co nas nie cieszy ?

To ta terapia ma polegać na tym że ja zaakceptuje swoje stany depresyjne ale dalej je bede miał ale bede sobie wmawiał że mogło być gorzej ?

-- 21 grudnia 2016, o 19:59 --
dopisuję w osobnym poście bo już nie zdążyłem tamtego edytować:

A co do twojego pytania. Normalnie mam albo dobry humor albo stacjonarny że tak go nazwę. Czyli w normalne dni odczuwam stabilność emocjonalną. Cieszy mnie jak coś się uda, jak ktoś pochwali, jak zrobię sobie przyjemność w postaci spotkania ze znajomym, dziewczyną, cieszy jak idę z pracy do domu (nie lubię swojej pracy). Cieszy jak jest np ładna pogoda. Teraz i tak po wcześniejszym takim epizodzie to cieszenie było już mniejsze ale było. Bo wcześniej to na wiosnę miałem taką małą euforię, że przyroda budzi się do życia że robi się ciepło że coraz dłuższe dni. Jak słuchałem fajnej muzyki to budziła pozytywne emocje, bo albo pobudzała albo w fajny stan wprowadzała.
Nie uważam, żeby to było chorobliwe cieszenie się bo jak miałem czym się martwić to się martwiłem, jak była nudna rutyna to była rutyna, to był taki nastrój na poziomie zero czyli ani dobry ani zły. Ale też prawda że normalnie jednak większość czasu byłem zadowolony z byle czego. W każdym razie nie sądzę, żeby tak już miało być żebym odczuwał uczucie rozpaczy i niechęci do wszystkiego (dla porównania lepiej się czułem jak mnie pierwsza miłość zostawiła - a sami dobrze wiecie jak takie pierwsze zawody miłosne bolą).
Awatar użytkownika
kratka74
Odważny i aktywny forumowicz
Posty: 61
Rejestracja: 12 grudnia 2016, o 12:17

21 grudnia 2016, o 21:49

Tak, myślę o tym ,że trzeba umrzeć od wielu lat niemal codziennie. Może dlatego że ze śmiercią zetknęłam się dość wcześnie, Bardzo to mną wstrząsnęlo.
Bardzo ta świadomość umierania mnie dołuje. I myśle,że cala ta moja nerwica wywodzi się z lęku przed smiercią. Czyli..po prostu z lęku przed utratą kontroli. Bo śmierć do tego nieco pasuje nieprawdaż? Są okresy lepsze ,że zapomnę ,że nie myślę,ale generalnie codziennie jestem bez chęci i raczej niezadowolona niż zadowolona. No ale..moj facet (zero objawów nerwicowych) tez jest taki,też mowi ze ta smierć go przesladuje, i odbiera chęc zycia. Razem tworzymy swietny zdołowany duet. Terapie ? chodziłam na psychodynamiczną..nie powiem ..cos mi to dalo-zniwelowalo lęki hipochondryczne i latanie po lekarzach...no nie wiem jakos dotarlo do mnie zdanie ,że chodziłam na spotkania z własnych ojcem(do lekarza żeby mnie uspokajal-mi pomagało jak lekarz potwierdzil ze zdrowa jestem)Jakos najwyraźniej nie odcielam pępowiny a w domu to ojciec trzymal stery i stwarzal poczucie bezpoieczenstwa w awaryjnych sytuacjach.) Terapie przerwałam dość szybko bo stwierdziłam ze ja chyba normalniejsza od terapeuty.(zamierzam z czasem wrócic bo z perspektywy czasu jednak jakoś tak tęsknię za tym typem terapii) tam tez uslyszałam ze boimy się tego czego nie chcemy-to pomogło mi w natrętnych myślach(u mnie one są jakby wywoływane przez naczytanie się, usłyszenie gdzieś o nich i się nastraszam po prostu i wkręcam okresowo w nie) Pamiętam czasy kiedy było ok..jakos tak w liceum(20 lat temu),zycie wg mnie skończyło się u mnie wraz z urodzeniem pierwszego dziecka- dziecko chore walka o zdrowie niepewność rokowań. Koszmar. Wtedy tez jakoś tak zaczęlo się to dołowanie się.
Lubię ale nie mam ochoty? tak-to możliwe. Bo lubię ćwiczyć a nie mam ochoty iść i ćwiczyć bo nie mam ochoty. Na siłe idę ,ćwiczę i mi się podoba..ale mi się nie chce generalnie. Nic mi się nie chce. Pracę akceptuję ale nie jest to to co chciałabym robić tak naprawdę.Rano jak wstaję to na myśl ,że znowu trzeba cos robić jest niefajnie. Znowu zostać w domu też kiepsko.


A jaką ty masz diagnozę tych stanów? Bierzesz jakieś leki? psychiatra zaliczony? bo pisałeś o psychologu.
Bo z opisu to deprecha rozpaczliwa no...chociaż jak pisałam wyżej..widziałam takie stany deprechy ,że wierzyć się nie chce ,że cos takiego ludziom może być.
Generalnie to najnieszcześliwsi w tym szpitalu to byli z deprechą i z nerwicami,z bezsennością też. Najbardziej wyluzowani byli schizofrenicy.. Może dlatego ze na lekach.
ODPOWIEDZ