Ja mam podobny problem ale troszke inny

Mimo to doskonale Ciebie rozumiem.
Mnie 5 mieś temu nawaliły plecy, nagle, najpierw korzonki w pasie, nie moglam chodzić
potem przeszło na całe plecy i w ogóle juz ruszać się nie mogłam.
W sumie wolałabym coś innego niż coś co tak napie***la że łazić nie można.
Przez 2 mieś na świat patrzylam głównie przez okno i sama sobie zazdrościłam wychodzenia z lękami, dd natretami kiedys tam
bo to sie zrobiło takie malo ważne.
I tak z jednej strony to zlapałam ogromny dystans do nerwicy i lęków a z drugiej to niepokoi mnie to wszystko.
Byłam juz u wielu lekarzy, zrobiłam wiele badań i nie wiadomo co mi jest.
Dlatego zdiagnozowałam sie sama i ide do fizjoterapeuty.
Badania sa dobre, wynika z nich że jestem zdrowa jak koń, ale mięsnie w całych plecach mam naciagniete jak struny.
Wychodzi na to że stres, presja z pracy wyszły u mnie w ten sposób i porobiły się punkty spustowe na mięśniach
czyli takie bolesne guzki które trzeba teraz rozmasowywać.
Nie wiem co będzie, żyje nadzieją że bedzie OK i z tego wyjdę, do pracy na razie wrócić nie mogę.
Nawet teraz jak siedzę i pisze boli, ale moge juz chodzić i wyjsc po zakupy! To juz coś.
Jednak to co będzie dalej z moja pracą mnie troszke przerasta i to powoduje ciagły niepokój o przyszłość
z którym i tak mam od dziecka problem.
Myslę że jak poczuje sie lepiej to wrócę na terapię.
Mam w głowie to co mówił Victor, że nie ma sensu trzymać się leku o przyszłośc bo nigdy nie wiadomo co przyniesie życie
i najczesciej dzieje sie wcale nie to czego się obawiamy:)
Także to chyba samo życie nas uczy żebysmy szły dalej i sie nie nakręcały za mocno.
Życzę Ci dużo Zdrowia kochana!
Ps: moja znajoma też ma ten problem co Ty, i tez planowali u niej operację
ale te torbiele rozbili jej lekami, może były mniejsze ale wiem że jest taka alternatywa.