Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

"Nerwica serca", złe samopoczucie, lęki - moja historia

Forum poświęcone: nerwicy lękowej, atakom paniki, agorafobii, hipochondrii (wkręcaniu sobie chorób), strach przed "czymś tam" i ogólnie stanom lękowym np. lęk wolnopłynący.
Możesz dopisać się do istniejącego już tematu lub po prostu stworzyć nowy.
Tutaj umieszczamy swoje objawy, historie, przeżycia. Dzielimy się doświadczeniami i jednocześnie znajdując ulgę dajemy innym pocieszenie oraz swego rodzaju ulgę, że nie są sami.
ODPOWIEDZ
Aard
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 4
Rejestracja: 29 marca 2014, o 10:56

29 marca 2014, o 11:55

Witam Was wszystkich bardzo serdecznie.

W miarę napływania kolejnych fal bezsilności przychodzi w końcu taka chwila, w której desperacko trzeba coś zrobić. Cokolwiek. Nieważne, co by to było.
Moja rejestracja tutaj i pisanie tego posta jest owocem właśnie takiej chwili.

W tym samym czasie zdaję sobie sprawę, że moje problemy zapewne mają się nijak w stosunku do lwiej części Zaburzonych, którzy szukają tutaj pomocy, dlatego mam nadzieję że nie wywołam żadnych negatywnych odczuć. Jeśli tak się stanie, to z serca przepraszam.

No właśnie, z serca - bo to od tego zacznę swoją historię. Mam dwadzieścia cztery lata. Od wieku podstawówkowo-gimnazjalnego "zmagam się" z arytmią. Objawia się ona w ten sposób, że przy głębokim pochyleniu się lub ot, tak, bez powodu, moje serce na ułamek sekundy zatrzymuje się, jak gdyby chciało nabrać siły, po czym wykonuje jedno, nieco mocniejsze uderzenie, po czym rytm wraca do normy. Czasem zdarza się kilka razy w ciągu dnia, czasem jest cicho przez długie tygodnie. Wystraszony byłem tylko na początku, z oczywistych względów - kto by się nie bał? Szybko wyjaśniono mi, że jest to po pierwsze nieszkodliwe, a po drugie bardzo często spotykane i niczym nie grozi. Żyłem sobie więc spokojnie - do czasu późnego gimnazjum. Wtedy to nastąpił pierwszy "napad", który dopiero później zostanie zidentyfikowany jako migotanie przedsionków. Krótko mówiąc - migotanie następuje u mnie wyłącznie w ściśle określonych warunkach: kiedy z pozycji długotrwałego spoczynku przejdę momentalnie do skrajnego wysiłku. Nigdy inaczej (i też nie zawsze). Przykładowa sytuacja - pełny, szaleńczy sprint bez jakiejkolwiek rozgrzewki. Pierwszym razem byłem przerażony, ale to po kilku-kilkunastu minutach mijało i wszystko było w normie. Uznałem to po prostu za jakąś anomalię związaną ze swoją arytmią i żyłem sobie spokojnie dalej.

Przypadki migotania od tamtej chwili mogę policzyć na palcach jednej ręki, może obu. Wszystko jednak zmieniło się za sprawą dwóch odmiennych przypadków, w których migotanie trwało przez kilkadziesiąt minut. Przy pierwszym przypadku byłem już tak oswojony ze swoją arytmią, że po prostu cierpliwie poczekałem aż "napad" się skończy. Drugi przypadek natomiast..

Urodziny wujka. Zamówiona taksówka, jednak w ostatniej chwili uświadamiamy sobie, że prezent został w domu. Posprintowałem więc do mieszkania, a po powrocie poczułem, że zaczyna się migotanie. "Trudno" - pomyślałem. "Przejdzie". Po dwudziestu minutach jazdy nie zmieniło się nic. Zacząłem się denerwować. Nie wiem, czy to z powodu okoliczności - zazwyczaj mogłem się zrelaksować gdzieś w ciszy, a tu urodziny, taksówka, rodzina. Czterdzieści minut. Nie przechodzi. Zacząłem denerwować się jeszcze bardziej, poprosiłem o jakieś miejsce do położenia się. Wszyscy zaczęli się martwić, co nadało atmosferze przygnębiającej powagi. W pewnym momencie nastąpił moment paniki. Chaotyczny charakter migotania (siła i rytm serca jest jak wartość losowa) sprawił, że w pewnym momencie wydawało mi się, że serce przestało bić (w rzeczywistości po prostu tego nie odczułem na tle poprzednich, mocniejszych bić). W panice poprosiłem o wezwanie karetki. Po godzinie z "hakiem" po wyjściu z izby przyjęć migotanie minęło. Do tego czasu zdążyłem już się całkiem rozluźnić - szpital w takich chwilach potrafi działać bardzo uspokajająco. Zapadła decyzja, żeby zatrzymać mnie na 4-5 dni w celu obserwacji. UKG nic nie wykazało, każde EKG oraz holter w normie, próba wysiłkowa tak samo. Wedle wszystkich przesłanek moje serce było zdrowe jak ryba. Wyszedłem ze szpitala.

I tu zaczyna się moja właściwa "przygoda", z którą tu do Was przychodzę. Otóż po kilku dniach od wyjścia ze szpitala zacząłem odczuwać stany lękowe. Przykładowo podczas jazdy autobusem nagle wydaje mi się, że nie czuję bicia serca - nastąpiło kurczowe chwycenie się siedzenia, gorący pot na całym ciele, po czym uspokojenie się. Od tamtego czasu odczuwam ciągły dyskomfort, ciągle łapałem się na obserwowaniu serca. W końcu tydzień po wyjściu ze szpitala podczas zajęć na uczelni zacząłem odczuwać niespotykane dotąd zmęczenie i słabość. Do tego odczuwałem, jakby moje serce biło z trudem. Na moje szczęście semestr dobiegał końca, więc mogłem się tym zająć. "Zaliczyłem" więc dwie wizyty w Śląskim Centrum Chorób Serca, gdzie obaj lekarze skłonili się ku nerwicy, ale zapisano mi UKG i holter, a także kolejno bisocard i rytmonorm w razie wystąpienia migotania.

Od tego czasu moje samopoczucie to czysta loteria - raz czułem się gorzej, raz lepiej, z przewagą tego pierwszego. I nigdy nie umiałem namierzyć przyczyn. Stany lękowe mam teraz już rzadziej, ale wciąż przez cały dzień towarzyszy mi uczucie słabości, a także niemożność "dotlenienia się" poprzez głęboki oddech. Po prostu biorę wdech, spodziewając się znajomego uczucia odświeżenia i szumu krwi przepływającej szybciej przez ciało - i nic. Gdzieś tam czuję przyspieszony chwilowo puls i ciśnienie, ale nie czuję tego, co kiedyś. Odczuwam za to nieustający dyskomfort w klatce piersiowej, czuję się jakby było ograniczone, ściśnięte. Do tego gula w gardle. W pewnym punkcie, gdy te objawy były jeszcze mocno nasilone, klasycznie wkurzyłem się i poszedłem prywatnie do pani kardiolog, która zrobiła UKG, EKG i test wysiłkowy, po czym widząc zapisane mi leki złapała się za głowę, przepisała Pramolan na tydzień i kazała się wyluzować, zapewniając, że nic mi nie jest. Po wyjściu czułem się świetnie, i przez kilka dni taki stan trwał - ale koniec końców lęki i objawy wróciły (choć niekoniecznie tak silne).

I tu dochodzimy do dnia dzisiejszego. Wciąż towarzyszy mi uczucie słabości, ściśniętej klatki piersiowej, guli w gardle i braku odżywienia przy głębokim oddechu. A wszystko to przy pełnej sprawności wysiłkowej i zdrowym sercu. Nie wiem już, co robić.

W zasadzie mógłbym się ograniczyć do powyższego akapitu i wszystko byłoby jasne... Ale w pewnym sensie mam wrażenie, że tak jest lepiej. Mam nadzieję że nikt nie ma mi za złe tej epopei (a i tak mam wrażenie, że coś pominąłem).

Jeśli ktoś może pomóc w jakikolwiek sposób, byłbym bardzo wdzięczny.
Awatar użytkownika
ddd
Odburzony Wolontariusz Forum
Posty: 2034
Rejestracja: 9 lutego 2012, o 20:54

29 marca 2014, o 19:52

Hey, no sluchaj sprawa jest taka ze cala reszta ktora wydarzyla sie po tych urodzinach to wedlug mnie sprawa nerwicowa, atak trwal dluzej zapewne z uwagi na sytuacje i dodatkowa presje i to sie po prostu nakrecilo.
Jesli serce jest przebadane wzdluz i wszrz i jest zdrowe to te objawy to sa objawy nerwicowe, uczucie oslabienia tak samo, po prostu wpadles w nerwicowe bledne kolo z uwagi na ten dluzszy atak, zaczales sie martwic, ten temat bedzie dla ciebie reakcja-walcz-badz-uciekaj-czyli-nerwic ... t3411.html
Tak bywa ze wpadnie sie w to przez cos takiego, teraz masz objawy nerwicowe, brak mozliwosci glebszego oddechu, zobacz tutaj, bardzo czesty objaw, masz tam wyjasnione czemu nie mozesz wziac glebszego oddechu nerwica-a-dusznosci-t24-180.html (na dole tej strony)
Co robic? Probuj ziol nasercowych, to takie krople ze dwa razy dziennie, do tego uswiadom sobie ze to wszystko jest wynikiem tego ze sie wystraszyles i wpadles w nerwicowe odrucgy, podczas gdy nic tobie nie jest czujesz sie coraz gorzej.
Tak to wlasnie wyglada. Promolan moze to ci poprawic bo on i lepiej na serce wplywa i tez uspokajajaco.
Nie boj sie z cos ci sie stanie i nie traktuj siebie teraz jako bardzo chorego, serce chore wyszlo by w badaniach.
Po prostu nie pogarszaj sobie tego uwazajac sie za chorego.
(muzyka - my słowianie)

Zaburzeni wiemy jak nerwica na nas działa, wiemy jak DD nam w bani rozpi***ala. To jest taa nerwica i lęk, to jest teen depersony wkręt!

Autor Zordon ;p
ODPOWIEDZ